Od razu wyjaśniam, że nie uważam prezydenta Lecha Kaczyńskiego za absolutny wyznacznik polskiej suwerenności, przy całym moim szacunku dla niego i jego patriotycznych inicjatyw. Jego pogrzeb stał się jednak w inny sposób istotnym wyróżnikiem dla polskiej suwerenności.
Odsuńmy na chwilę rozważania na temat przyczyn katastrofy w Smoleńsku. Dla nas, Polaków, ma oczywiste znaczenie czy był to zamach czy wypadek, ale zdarzenie to, przy całym swoim tragiźmie może być również potraktowane jako obiektywna probierz naszej suwerenności. Na zimno i bez emocji.
Czy z tego co stało się na Wawelu można wyciągnąć wnioski odnośnie polskiej suwerenności? Moim zdaniem, tak.
Cóż bowiem widzimy?
Odsłona pierwsza. Na pogrzeb prezydenta Polski zapowiadają się najwyżsi dostojnicy z całego świata, i z najbardziej znaczących państw. Wszyscy oni deklarują przy tym jednoznacznie swoją determinację co do uczestnictwa w pogrzebie.
Odsłona druga. Iście hichcockowskie trzęsienie ziemi - Eyjafjoell wypluwa z siebie w kolejnych paroksyzmach lawę, parę i pył. Pył ten rozpościera się następnie nad całą Europą paraliżując ruch lotniczy... Ejże! Czy, aby na pewno? Co do erupcji wulkanu - zgoda. Wulkany już tak mają, że co jaiś czas wybuchają. W samej Europie jest przynajmniej 14 czynnych wulkanów, na całym świecie zaś, około 800. I przez całe swoje życie nie natknąłem się na informację o zamknięciu ruchu powietrznego z tego powodu. Aż do teraz.
Co jednak ze złowieszczą chmurą pyłu, która tak nieubłaganie spowiła etc, etc, etc? Otóż rzeczona chmura, niedostrzegalna gołym okiem (jakaż subtelność!) rozpostarła się nad Europą mocą... symulacji komputerowej pewnej firmy z Londynu! Tak, tak! Nie pomiarów rzeczywistych, a komputerowej ekstrapolacji! W krytycznych dniach pogrzebu, komunikat polskiego IMGW brzmiał: "Nie zanotowano istotnych zmian w zawartości składu powietrza nad Polską"
Załóżmy jednak przez chwilę, że chmura faktycznie była. I faktycznie była jakimś zagrożeniem. Było to jednak zagrożenie ograniczone w swym zasięgu - tak horyzontalnym, jak i - przede wszystkim - wertykalnym. W innym komunikacie dowiadujemy się, że niektóre formy komunikacji lotniczej były i są realizowane cały czas. Dotyczyło to lotów wosjkowych, ratowniczych oraz ... rządowych! Były one, po prostu, przeprowadzane na innej wysokości niż ta, którą rzeczona chmura pyłu bezwzględnie zawłaszczyła.
Czemu to wszystko napisałem? Chciałem wykazać, że przylot do Polski na uroczystości pogrzebowe Lecha Kaczyńskiego, był dla reprezentantów państw całkowicie i bezwzględnie bezpieczny. Podkreślam - całkowicie! Czemu zatem nie przybyli?
Odsłona trzecia. Spójrzmy najpierw na listę głównych nieobecnych - Aniela Merkel, Barack Obama, Nicolas Sarkozy, Silvio Berlusconi. Jest to dodatkowo o tyle ciekawe, że to co było niemożliwe dla Obamy i Berlusconiego, okazało się całkowcie wykonalne (choć nieco bardziej uciążliwe) dla Saakaszwilego. Ktoś mógłby zapytać czemu nie wymieniam panów Rasmussena i Rompuya? No cóż, będę nawet ich bronił! To klasyczni urzędnicy, sami "pod władzą postawieni"! I nie po to przecież, żeby samodzielnie myśleć, lub, broń Boże, działać! Panowie wykazali się wzorcowym odruchem bezwarunkowym kopiując zachowanie swoich faktycznych przełożonych. Czyż mieli kąsać rękę, która ich karmi, lecz może również w nicość strącić? Daj im Boże zdrowie!
Z wielkich graczy obecny był wyłącznie Miedwiediew. Tylko on. Choć przecież MOGLI być wszyscy!
Tak klarowną sytuację odbieram jako jednoznaczne nakreślenie rzeczywistej strefy wpływów. Wielcy nieobecni, w sposób wyrazisty, choć jednocześnie dyskretny (chwała ci, o Eyjafjoell!) powiedzieli - "Rosjo, w Twoje ręce składamy ducha tego! Kreuj go, przycinaj i prowadź, jak zechcesz. Tyś gospodarzem."
Historia kołem się toczy i powtarza... do Teheranu, Poczdamu i Jałty dołączył Wawel. Pomimo, iż żadnych umów nie zawarto i żadnych rozmów nie prowadzono, stał się dla mnie jeszcze bardziej wymownym symbolem utraty suwerenności przez Polskę.
I chociaż ostatnie wydarzenia na Wawelu odbieram jako dramatyczny symbol utraty suwerenności przez Polakę to jeden element tego zdarzenia jest dla mnie szczególnie bolesny. Jest nim opuszczenie Polski, w takiej chwili przez Stolicę Apostolską. Milczące poparcie układu Wawelskiego przez Watykan. Postać Angelo Sodano, który "nie mógł" dotrzeć do Polski choćby luksusowym pociągiem jawi mi się szczególnie złowieszczym symbolem.
Zostaliśmy osamotnieni nie tylko w sferze profanum ale również w sferze sacrum, a to się dotąd nie zdarzyło.