Jak sądzicie, czy tygodniowa żałoba poprzedzona tragedią wybudziła nas, Polaków z myślowego letargu? Czy te wszechogarniające spazmy zaowocowały jakąś faktyczną zmianą? Co z tego pozostanie za miesiąc?... trzy?... rok?
Tak - łzy wzruszenia i żalu były autentyczne !
Owszem - skruszeni ludzie łamiącym się głosem przyznawali, że dali się bezmyślnie manipulować medialnej propagandzie!
To wszystko było! To i znacznie więcej! Przez nasz kraj przetoczyło się prawdziwe emocjonalne i spontaniczne tsunami!
Ludzie nasycili się "godnym" i "autentycznym" przeżywaniem narodowej tragedii. Ugasili pragnienie uznania złocistą patoką pochlebstw (szczerych i wyrachowanych) spływającą z całego świata. Ochłodzili patriotyczny żar w cieniu lasu chorągwi i flag.
Poczuli prawdziwą satysfakcję z bycia częścią czegoś ważnego, kawałka historii dziejącego się na naszych oczach...
... i co dalej?
Nic, moi drodzy. Nic.
Życie społeczne powoli wraca do kolein wyżlobionych pracowcie przez ostatnie dwadzieścia lat. Jeszcze chwila, jeszcze moment i ludzie zastygną ponownie w mentalnym stuporze. I znów tylko dom - praca - dom - praca... Lech Kaczyński? Aaa, ten biedak co się rozbił, gdzieś tam, w Rosji... Jeszcze jacyś tam z nim byli... Ale, bo to i sam się przecież doigrał, co nie? Nie trza było tak kozaczyć! Ech, ludzi szkoda!
Niemożliwe?
NIEUNIKNIONE!
Dlaczego? Bo znowu daliśmy się rozegrać, jak dzieci! Zakręcić tak, że aż w główkach zawirowało! Oooojjj! Stop! Już wystarczy! Co za dużo to niezdrowo!...
A było tego aż nadto. Przez cały tydzień wszystkie media podkręcały emocjonalną falę. Licytowały się w ekspresji bólu i szacunku dla zmarłych. Emanacje emocji, w skali logarytmicznie podkręcanej. Dziennikarze przestali mówić prozą, przeszli w wyższe rejestry poezji tragicznej. Treny trzynastozgłoskowcem.
Uff! Jaki żar współczucia i żalu! Aż patriotyczne poty na naród wystąpiły!
I tak dzień pierwszy... drugi... trzeci... czwarty... piąty... siódmy...
Że szóstego zapomniałem? Już sam się w tym pogubiłem! Kto by w takim czasie myślał na chłodno i kalkulował?!
No właśnie... kto?
Otóż wszyscy ci, którym zależało, żeby ten spontaniczny zryw zakończył się tylko tym właśnie - przemijającym poczuciem "uwznioślenia". Żeby te patriotyczne uczucia wypaliły się własnym żarem, tak żeby nic z nich nie pozostało poza popiołem. Pyłem, który z perspektywy może nawet wzbudzać uczucie pewnego zażenowania... "To niby ja tak się unosiłem? Mówiłem takie rzeczy?... yhm, yhm, yhm - lekka przesada."
Prawdziwy całopalny piec narodowych uczuć nam postawiono. Z dmuchawami tlenowymi ciągłych relacji i katalizatorami zdjęć i filmów dla bardziej opornych substancji.
Piękne rozegranie - przyznaję. Mistrzowskie. I można spokojnie rozpocząć kolejny Dzień Świstaka. Dzień jak codzień, media bez zmian, propaganda bez zmian, ale zapowiada się wyż.
A jednak tli się we mnie nieśmiała nadzieja, że w tym żużlu i popiele, zupełnie nieoczekiwanie, a nawet wbrew oczekiwaniom naszych nadzorców, pojawią się diamenty. Trwałe i piękne.
Tak, na to właśnie liczę.