„Afera podsłuchowa” trwa. Chociaż, być może, nie trwa. Być może żadnej „afery podsłuchowej” nie było? Być może ci, którzy o „aferze podsłuchowej” mówią po prostu czegoś nie zrozumieli albo odnieśli - takie jakby - „mylne wrażenie“, że jakaś afera w ogóle była? Być może nic się nie stało? Być może w ogóle nie ma o czym mówić?
Można odnieść wrażenie, że właśnie taki komunikat usiłował przesłać urzędujący premier RP Donald Tusk podczas konferencji prasowej poświęconej temu, co może okazać się największą aferą w historii III RP; temu, co może również doprowadzić do politycznego upadku Donalda Tuska, a – być może – także rozłamu czy też nieodwracalnego „nurkowania” poparcia społecznego dla Platformy Obywatelskiej.
Podsłuchana rozmowa (ówczesnego) ministra transportu Sławomira Nowaka z (ówczesnym) wiceministrem finansów Andrzejem Parafianowiczem nie była okay. No ale tym zajmuje się prokuratura. Zresztą to już nie ma większego znaczenia, ponieważ Sławomir Nowak nie jest już ministrem transportu, a jego kariera w Platformie Obywatelskiej (i w polskim rządzie) zakończyła się. Nie ma więc o czym mówić.
W przypadku podsłuchanej rozmowy Marka Belki, prezesa Narodowego Banku Polskiego, z ministrem spraw wewnętrznych Bartłomiejem Sienkiewiczem dziwić może forma tej konwersacji. Obaj rozmówcy wyrażali się w sposób specyficzny, jak na ludzi, którzy reprezentują państwo polskie. Panowie nie wykazali się być może zbyt daleko idącą kulturą osobistą, jednak wiele wskazuje na to, że żadnego prawa nie złamali, ani nie przekroczyli żadnego przepisu. Po prostu, spotkało się dwóch panów i wymieniło sobie, na prywatnym gruncie, prywatne poglądy. I tyle.
Oto stanowisko Donalda Tuska, który sprawia zresztą wrażenie, jakby lekceważył, a być może wręcz nie dostrzegał, powagi sytuacji w jakiej znalazł się on sam, jego rząd, Platforma Obywatelska (której jest przewodniczącym), jak również polskie państwo. Donald Tusk usiłuje wywrzeć na polskich obywatelach, ale również - a być może przede wszystkim – na wyborcach Platformy Obywatelskiej wrażenie, że nic się nie stało.
Czyżby? Osobiście odnoszę wrażenie, że coś się jednak stało...
„Afera podsłuchowa” nie ma tylko jednego aspektu, jak sugerują to niektórzy przedstawiciele politycznej opozycji wobec rządzącej Polską Platformy Obywatelskiej i wobec urzędującego w Polsce premiera. „Afera podsłuchowa” nie ma również trzech aspektów, jak twierdzi Donald Tusk. „Afera podsłuchowa” ma cztery aspekty i to Donald Tusk, poprzez swoje stanowisko w tej sprawie, dodał do tej afery czwarty element.
Pierwszy aspekt afery podsłuchowej to naturalnie zawartość fragmentów upublicznionych nagrań. Wsłuchując się w te nagrania można odnieść wrażenie, że, jakby to powiedzieć... że nie dzieje się dobrze w państwie polskim... Dwóch przedstawicieli instytucji państwowych spotyka się w restauracji, żeby „pogadać sobie” o państwie i polityce. Czynią to w sposób nieco odbiegający od standardów przyjętych w komunikacji ludzi kulturalnych. To nie jest normalne...
Minister spraw wewnętrznych oczekuje od prezesa Narodowego Banku Polskiego, że ten będzie współdziałał z partią rządzącą, aby ją utrzymać u władzy i nie dopuścić opozycji do kierowania Polską. To już jest bardzo nienormalne. Minister spraw wewnętrznych oczekuje od prezesa Narodowego Banku Polskiego, że ten sprawi, iż to NBP będzie wspierał budżet i finansował deficyt budżetowy państwa. To jest niedopuszczalne i godzi w zasadę niezależności Narodowego Banku Polskiego od rządu (każdego rządu), polityki i polityków. A przypominam, że właśnie od tej niezależności w dużej mierze zależy kondycja nie tylko polskiej waluty, ale również polskiej gospodarki.
Prezes NBP, na prośbę, by wesprzeć partię rządzącą nie mówi „nie”. Ale oczekuje odwołania urzędującego ministra finansów, co stanowi całkowite pogwałcenie zasad, jakie powinny panować w relacjach rząd - bank centralny. A główna zasada tych relacji brzmi: rząd nie wtrąca się do polityki kadrowej banku centralnego, a bank centralny nie wtrąca się do polityki kadrowej rządu. Ale jest przecież i kolejny warunek prezesa NBP, czyli zmiana ustawy o Narodowym Banku Polskim. To już przesada i niekoniecznie mała...
Prezes banku centralnego powinien być niezależny od rządu, polityki i polityków - to fakt. Jednak niezależny nie oznacza „wszechmocny” czy „wszechmogący”. Czy to prezes NBP powinien decydować o tym, jakie uprawnienia ma mieć polski bank centralny? Pytam, ponieważ wydawało mi się, że w demokratycznym państwie prawa (a podobno polskie państwo właśnie takim jest), prezes banku centralnego powinien działać zgodnie z regułami ustalonymi przez ustawodawcę.
Donald Tusk daje do zrozumienia, że rozmowa Bartłomieja Sienkiewicza i Marka Belki miała charakter prywatny. Z kolei urzędujący minister spraw wewnętrznych twierdzi, że rozmowa ta miała charakter hipotetyczny. Zdaniem Bartłomieja Sienkiewicza chodziło bowiem o to, aby przedyskutować scenariusze ewentualnościowe i kolejne kroki, które powinny być podjęte, jeśli w Polsce ziści się najgorszy scenariusz. Jednak trudno będzie przekonać polską opinię publiczną, że podsłuchana rozmowa Sienkiewicza z Belką miała charakter hipotetyczny. Cztery miesiące po tej rozmowie minister finansów Jacek Rostowski został odwołany, a rząd RP proceduje nad zmianą ustawy o NBP, wspomnianą przez Marka Belkę w zarejestrowanej konwersacji.
Drugi aspekt tej afery (podkreślam, nie mniej ważny od pierwszego) to okoliczności, motywacje i tożsamość zleceniodawcy (lub zleceniodawców) nagrywania najważniejszych postaci polskiego świata politycznego. Krótko mówiąc, warto zadać sobie pytanie: kto z kim i o co gra? W mojej opinii możliwe są trzy scenariusze.
Po pierwsze, być może owe nagrania zostały zrealizowane (bądź zlecone) przez rosyjskie służby specjalne. Ich ujawnienie miało mieć na celu destabilizację polskiego państwa. Na Ukrainę Rosja Putina wysyła „zielonego ludzika”. Czy do Polski Rosja Putina wysyła „ludzika cyfrowego” z dyktafonem?
Po drugie, nagrania podsłuchanych rozmów pojawiły się w przestrzeni publicznej po wyborach do europarlamentu. Jednak zostały one zarejestrowane już prawie rok wcześniej. Można więc założyć, że ten, który je zlecił i doprowadził do ich ujawnienia nie chciał szkodzić Platformie Obywatelskiej, tylko bezpośrednio Donaldowi Tuskowi i jego otoczeniu. Publikacja tego rodzaju nagrań w ubiegłym roku (na przykład w sierpniu lub we wrześniu) niewątpliwie doprowadziłaby do przegranej prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz w referendum, które zostało przeprowadzone w sprawie jej odwołania. Z kolei ujawnienie tych nagrań przed eurowyborami sprawiłoby, że Platforma przegrałaby starcie o miejsca w Parlamencie Europejskim. A więc warto zastanowić się czy ujawnienie podsłuchanych rozmów nie jest przypadkiem elementem wewnętrznych tarć w Platformie Obywatelskiej? Czy ujawnienie tych nagrań nie jest konsekwencją coraz silniejszych politycznych ruchów tektonicznych, które występują w partii rządzącej?
Po trzecie, Polska cieszy się zarówno w Europie, jak i na świecie dość wysoką wiarygodnością pod względem gospodarczym i jest uznawana za kraj stabilny. Być może ujawnienie tych nagrań miało odebrać Polsce wiarygodność, jako państwu, w którym warto inwestować i deponować pieniądze? Być może chodziło o to, żeby Polskę destabilizować, jednocześnie pokazując światu, inwestorom i finansistom, że Polska nie jest tak stabilna, jakby się mogło wydawać? Być może Polska stała się po prostu przedmiotem ataku jakiegoś większego podmiotu prywatnego związanego ze światem finansów, któremu zależało (żeby osiągnąć jakieś cele biznesowe), aby Polska była postrzegana przez finansowe rynki, jako kraj niewiarygodny i niestabilny?
Trzeci aspekt afery podsłuchowej to słabość, być może wręcz bezradność polskiego państwa, jak również całkowity brak profesjonalizmu instytucji państwowych, ich przedstawicieli oraz ich szefów. Minister spraw wewnętrznych, który przecież odpowiada za bezpieczeństwo Polski i jej obywateli, sam jest podsłuchiwany, co po prostu naraża go na śmieszność. Dodatkowo okazuje się, że ten, który został tak po prostu podsłuchany, ma teraz znaleźć „tego” albo „tych”, którzy go podsłuchali oraz „tych”, którzy to podsłuchiwanie zlecili. Prezes Narodowego Banku Polskiego w miejscu publicznym (w restauracji) w sposób... bardzo luźny rozmawia o sprawach wagi państwowej, wyraża dwuznaczne oczekiwania i - jak może się zdawać - nawet nie zakłada możliwości podsłuchu albo wręcz podsłuchem się nie przejmuje.
W związku z aferą podsłuchową dokonano aresztowania menadżera pracującego w restauracji „Sowa i przyjaciele” (już został zwolniony) oraz – w zależności od wersji – jednej lub paru innych osób. Trudno nie odnieść wrażenia, że te aresztowania mają na celu wyłącznie pokazanie polskiej opinii publicznej, że polskie służby działają. Trudno nie odnieść wrażenia, że od momentu ujawnienia tzw. afery podsłuchowej, aby zatrzeć niesmak, złe wrażenie i niezadowolenie publiczne, niektóre instytucje państwowe robią „coś”, żeby „coś” robić i żeby nikt nie mógł powiedzieć, że w tej sprawie nie robią „nic”...
Czwarty aspekt „afery podsłuchowej” to stosunek do tych wydarzeń wyrażony przez premiera Donalda Tuska. Urzędujący premier nie podjął, przynajmniej na obecną chwilę, żadnych decyzji personalnych, a rozmowę Marka Belki z Bartłomiejem Sienkiewiczem sprowadza do rangi prywatnej rozmowy dwóch analityków, którzy chcieli sobie nawzajem zaimponować. Zdaniem Donalda Tuska „ten typ tak ma“. Kiedy publicyści czy analitycy wchodzą do polityki, to chcą udowodnić, że są twardzi - powiedział Donald Tusk. Można odnieść wrażenie, że Donald Tusk traktuje Polaków nie jak obywateli czy wyborców, ale jak swoich poddanych, którym można wmówić każdą bajkę. Czy premierowi RP wydaje się, że - jak powiedział swojego czasu inny polityk: - „ciemny lud kupi wszystko“? Zdaje się, że tak, albowiem (bagatelizując treść podsłuchanej rozmowy Bartłomieja Sienkiewicza z Markiem Belką) Donald Tusk zwracał uwagę, że należy przede wszystkim zająć się tymi nieczystymi siłami, które zajmowały się podsłuchiwaniem przedstawicieli polskich instytucji. Zaś ci, którzy na podstawie tego, co zostało ujawnione będą próbowali obalić jego rząd, wpiszą się w scenariusz nieczystych sił, które chcą szkodzić Polsce. „Obóz dobra” to obóz rządzący Polską, a „obóz zła” to ci, którzy będą usiłowali ten obóz odsunąć od władzy. Oto w jaki sposób Donald Tusk definiuje sytuację polityczną w Polsce, po ujawnieniu fragmentów rozmów przedstawicieli (w tym najwyższych przedstawicieli) polskiego państwa.
Można spotkać się w polskiej przestrzeni publicznej ze stwierdzeniem, iż „afera podsłuchowa” równa się tzw. „aferze Rywina”. Nie zgadzam się z tą opinią. Warto zauważyć, iż Lew Rywin, który miał powoływać się na wsparcie najwyższych przedstawicieli ówczesnego obozu rządzącego w Polsce, nie pełnił żadnej funkcji państwowej. Jednak w przypadku „afery podsłuchowej” mamy do czynienia z rozmową konstytucyjnego ministra i prezesa Narodowego Banku Polskiego, co czyni z tej afery wydarzenie o wiele większego kalibru, niż miało to miejsce w przypadku afery Rywina.
„Afera podsłuchowa” może okazać się największą aferą w całej historii III RP.
Trudno jednak przewidzieć jej polityczne skutki. Jeśli pojawią się nowe nagrania to wtedy wszystko będzie mogło się zdarzyć, łącznie z dymisją rządu Donalda Tuska, wcześniejszymi wyborami i rozpadem Platformy Obywatelskiej. Jednak, jeśli żadne inne nagrania nie zostaną ujawnione, to afera ta może rozejść się po kościach. Wszak medialny szum już powoli się kończy. Dodatkowo mamy piłkarski mundial, rozpoczynające się lato i okres wakacyjny.
Tak zwana „afera hazardowa” została... wyciszona. O tzw. „e-aferze” też mało kto już wspomina. Jeśli nie wydarzy się nic nowego, to z „aferą podsłuchową” może być podobnie. Wiele wskazuje na to, że zwolennicy Platformy Obywatelskiej i przeciwnicy partii Prawo i Sprawiedliwość albo zaakceptują wersję przedstawioną przed Donalda Tuska, albo po prostu przyjmą ją do wiadomości na zasadzie mniejszego zła, na zasadzie „wszystko, tylko nie PiS”. W takim scenariuszu nie należy spodziewać się spadku poparcia społecznego dla Platformy Obywatelskiej i samego Donalda Tuska, który przedstawia swój polityczny obóz, jako „obóz dobra”. Być może jedynym skutkiem „afery podsłuchowej” (o ile nie wydarzy się nic nowego) będzie podkręcenie temperatury w konflikcie PO-PiS. Ta afera może doprowadzić do jeszcze większej niż dotychczas polaryzacji polskiej sceny politycznej i jeszcze większej dominacji polskiej politycznej przestrzeni, zarówno przez Platformę Obywatelską, jak również przez Prawo i Sprawiedliwość.
Źle się dzieje. Źle się dzieje w polskim państwie. Źle się dzieje w polskiej polityce. Źle się dzieje w Polsce, a III RP zaczyna przypominać Trzecią Republikę Francuską z okresu lat 30. XX wieku. Na obecną chwilę w Polsce dzieje się źle!
* * *
Niepublikowane na portalu Salon24 teksty mojego autorstwa znajdą Państwo na moim blogu, pod adresem:
http://www.zbigniew-stefanik.blog.pl/
oraz w serwisie informacyjnym Wiadomości24, na stronie:
http://www.wiadomosci24.pl/autor/zbigniew_stefanik,362608,an,aid.html
Zapraszam Państwa do ich lektury i merytorycznej dyskusji.