Kolejne opublikowane nagrania. Kolejne podsłuchane rozmowy przedostają się do opinii publicznej. Kolejne komentarze, domysły, hipotezy i niezliczona ilość scenariuszy. Rząd trwa, koalicja trwa, a opozycja zastanawia się jak odwołać rząd, rozbić koalicję i jak najlepiej wykorzystać dla swoich ugrupowań politycznych bieżący kontekst polityczny.
Prokuratura prowadzi czynności śledcze. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego robi rachunek sumienia i stara się udowodnić obywatelom RP, jak bardzo jest w Polsce potrzebna.
Tygodnik „Wprost” dawkuje swoim czytelnikom przyjemności i raz po raz publikuje jakiś fragment jakiejś podsłuchanej rozmowy. Kolejne media zastanawiają się czy podsłuchane rozmowy miały charakter prywatny, czy nie. Ponoć podczas podsłuchanych rozmów podsłuchani jedli i pili za pieniądze publiczne.
Afera podsłuchowa trwa w najlepsze!
Podsłuchani urzędnicy państwowi są obiektem wielowymiarowej krytyki. Potępia się ich język, jak również treść ich rozmów. Jednak zbyt mało uwagi poświęca się samemu faktowi, że przez dłuższy czas podsłuchiwano najważniejszych polityków w Polsce, a zarazem najwyższych urzędników państwowych.
Forma tych rozmów nie jest być może elegancka. Zaś ich treść (w szczególności w rozmowie Marek Belka z Bartłomiejem Sienkiewiczem) wzbudza nieufność wobec rządzących Polską. Jednak to wszystko już wiemy. O tym wszystkim już rozmawialiśmy. To wszystko już było szeroko skomentowane. Kto z kim i o czym rozmawiał? O tym mamy już jakieś pojęcie. A teraz nadszedł czas zastanowić się nad tym dlaczego?
Dlaczego ktoś właśnie teraz postanowił ujawnić te nagrania? Właśnie teraz, kiedy trwa kryzys na Ukrainie i rozpoczyna się nowe powyborcze rozdanie, nie tylko w Parlamencie Europejskim, ale również w Komisji Europejskiej i paru innych europejskich instytucjach. Kto zostanie nowym szefem dyplomacji Unii Europejskiej? Jeszcze stosunkowo niedawno mówiono, że ma nim być Radosław Sikorski. Ale teraz to niemal wykluczone. Radosław Sikorski został wyautowany z gry o najwyższe urzędy w Unii Europejskiej. Użył jednego słowa za dużo. „Murzyńskość“ - ponoć właśnie to słowo stanęło Sikorskiemu na drodze do stanowiska szefa dyplomacji Unii Europejskiej. Jedni twierdzą, że Radosław Sikorski jest rasistą, a fragment jego rozmowy z Jackiem Rostowskim pokazał jego prawdziwe oblicze. Inni z kolei uważają, że jak na dyplomatę Sikorski jest nieco zbyt mało kulturalny. Jeszcze inni zastanawiają się czy tłumaczenie ministra spraw zagranicznych, iż w tej rozmowie nawiązywał do francuskiego ruchu literackiego, ma rację bytu czy może jednak nie? Myląc francuski literacki ruch z lat 30. XX wieku o nazwie „murzyńskość” z amerykańskim ruchem politycznym z lat 50. i 60. ubiegłego wieku, niektórzy twierdzą, że Sikorski nie mógł nawiązywać do pojęcia „murzyńskość“ w rozumieniu ruchu literackiego, ponieważ to pojęcie znaczyło coś całkowicie odwrotnego, niż to, co szef ministerstwa spraw zagranicznych chciał wyrazić.
Czymkolwiek nie byłaby „murzyńskość” i jakichkolwiek Radosław Sikorski nie miałby intencji przy swojej rozmowie z Jackiem Rostowskim, to nie zmienia to faktu, że upublicznienie fragmentu tej rozmowy niemalże do zera redukuje szanse polskiego ministra spraw zagranicznych na objęcie stanowiska szefa dyplomacji unijnej. A więc Polska straciła możliwość objęcia przez Polaka jednego z najwyższych urzędów w Unii Europejskiej. Przypadek? Czy o to mogło chodzić temu, kto nagrywał i te nagrania mediom przekazał, żeby zdyskredytować polskich rządzących tuż przed wyścigiem o najwyższe stanowiska w Unii Europejskiej? Warto rozważyć taką hipotezę i poszukać w tej sprawie odpowiedzi na te pytania, które pozostają bez odpowiedzi.
Można odnieść wrażenie, że w Polsce politycy, analitycy i komentatorzy grają według reguł napisanych przez tych, którzy podsłuchiwali; tych, którzy te podsłuchy zlecili, jak również tych, którzy podsłuchane rozmowy opublikowali. Tak naprawdę żyjemy w niepewności i w oczekiwaniu na to, co jeszcze zostanie opublikowane, co jeszcze ujrzy światło dzienne. Kto jeszcze został podsłuchany i nagrany? Czy tylko przedstawiciele obozu rządzącego i Platformy Obywatelskiej? Czy nagrano również jakiegoś przedstawiciela politycznej opozycji wobec Platformy Obywatelskiej i samego Donalda Tuska? Tak naprawdę wszyscy w Polsce poruszamy się po niepewnym gruncie.
Urzędujący premier nie podjął żadnych decyzji personalnych. To może dziwić, a być może nawet oburzać. Jednak z drugiej strony, jeśli zdymisjonowałby jakiegoś ministra, to czy nie byłoby to zachętą dla tajemniczego „ktosia” do ujawnienia kolejnych nagrań? A więc, po analizie politycznej sytuacji w kontekście afery podsłuchowej, wybór Donalda Tuska by nie podejmować decyzji kadrowych do czasu wyjaśnienia afery podsłuchowej zdaje się być - z punktu widzenia urzędującego premiera - racjonalny. W sytuacji, kiedy dominuje niepewność, najbezpieczniej jest przyjąć pozycję zachowawczą, czyli okopać się na swoich pozycjach. Ta strategia być może okaże się korzystna dla Donalda Tuska i samej Platformy Obywatelskiej. Jednak można powiedzieć tylko jedno - być może. Albowiem, co do politycznej przyszłości w Polsce, trudno powiedzieć cokolwiek, co miałoby znamiona dużej dozy prawdopodobieństwa.
Tak naprawdę wszystko się może zdarzyć. A tym, co jest najbardziej... problematyczne jest to, iż doszliśmy do sytuacji, w której okazuje sie, że tak naprawdę najważniejsza persona w Polsce nie jest już przywódcą państwa. Jest nim ten, który dysponuje nagraniami i który decyduje, kiedy te nagrania ujawni, co ujawni, jak również ile jeszcze tych nagrań ujawni.
W Polsce można spotkać się z opinią, że afera podsłuchowa to sprawa wyłącznie polityczna. W ostatnim czasie nie słyszałem nic bardziej mylnego. Afera podsłuchowa dalece wykracza poza sferę rozgrywek politycznych. Zresztą można odnieść wrażenie, że afera ta nie jest na rękę opozycji politycznej wobec partii rządzącej. Albowiem ugrupowania opozycyjne nie potrafią zrobić z tej afery użytku na swoją korzyść. Polityczna opozycja nie jest w stanie odwołać rządu Donalda Tuska i można nawet się zastanowić nad tym, czy faktycznie dąży do jego odwołania. Przyspieszone wybory też nie będą możliwe, jeśli nie zgodzi się na nie Platforma Obywatelska. A więc można odnieść wrażenie, że w tym zamieszaniu wątek polityczny jest drugorzędny i ma posłużyć jakiemuś pierwszorzędnemu wątkowi. Jaki to pierwszorzędny wątek? Tego nie wiem i właśnie to należy wyjaśnić. O co tak naprawdę chodzi? Przecież z pewnością nie chodzi o to, żeby skompromitować tego czy innego urzędnika państwowego. Nie chodzi o to, żeby wyautować tego czy tamtego polityka partii rządzącej. Cele są z pewnością o wiele wyższe.
Być może chodzi o to, żeby zdyskredytować Polskę w świecie, jako ten kraj, w którym pokojowa transformacja ustrojowa była sukcesem? Być może chodzi o to, żeby pokazać światu, że polska pokojowa transformacja ustrojowa doprowadziła do narodzin państwa, w którym dominują: chaos instytucjonalny, niemoc państwowych instytucji, szerząca się korupcja? Być może chodzi o to, żeby pokazać światu, że Polska po transformacji to „»...«,»...« i kamieni kupa”? Być może chodzi o to, żeby zdyskredytować Polskę jako kraj stabilny politycznie i ekonomicznie? Być może komuś zależy na tym, aby doszło do odpływu z Polski zagranicznych inwestycji i zagranicznego kapitału? Być może chodzi o to, żeby osłabić polską walutę, czyli złotego?
Być może chodzi o to, żeby przyhamować polskie aspiracje do odgrywania roli politycznego leadershipu w Europie Środkowej? Być może ktoś chciał zadbać o to, żeby Polska mniej liczyła się w tym regionie i nie była wiarygodna dla swoich partnerów politycznych w Unii Europejskiej i poza UE? Dla Ukrainy na przykład? Być może komuś zależało na tym, żeby Polska nie liczyła się w nowym powyborczym rozdaniu w Unii Europejskiej?
Być może, być może i jeszcze raz być może. Wszak o motywacjach tych, którzy podsłuchiwali i tych, którzy to podsłuchiwanie zlecili, wiemy tyle, że nie wiemy nic. Nie wiemy kim byli i czego chcieli. Nie wiemy nawet dokładnie jak długo trwało podsłuchiwanie najważniejszych osób w państwie. Nie wiemy ile jeszcze jest tych nagrań. Nie wiemy czy ten proceder trwa nadal. Być może nadal podsłuchuje się polskich polityków i najwyższych urzędników państwowych. Tego też nie wiemy.
Nie znamy również dokładnych motywacji ani dokładnej roli tych, którzy te nagrania publikowali. O co chodziło tym, którzy upublicznili te nagrania? Czy chodziło o rozgłos? Czy chodziło o obalenie rządu Donalda Tuska i obozu rządzącego Polska? Czy chodziło o to, żeby doprowadzić w Polsce do politycznego trzęsienia ziemi? Czy chodziło o władzę, popularność czy pieniądze? Nie wiemy. Jaką rolę pełnili, a być może nadal pełnią w aferze podsłuchowej, ci, którzy nagrania z podsłuchanych rozmów publikują? Tego też nie wiemy.
Dzisiaj Polska, jej władze i jej obywatele są zakładnikami tajemniczego „ktosia”, który najpierw przez niekrótki okres czasu nagrywał najważniejsze osoby w państwie, a teraz bawi się z rządzącymi Polską i polskimi obywatelami w kotka i myszkę. Ktoś realizuje, jak może się zdawać, dobrze przygotowany i dokładnie napisany scenariusz. A my wszyscy tańczymy tak, jak nam zagra ten, który ten scenariusz napisał i jak nam zagra ten, który ten scenariusz realizuje,.
Jednak warto byłoby dowiedzieć się kto napisał nam kompozycję do tańca. Kto pociąga za sznurki? O co w tym wszystkim chodzi? Kto, z kim i o co gra? Na obecną chwilę priorytetem winno stać się znalezienie odpowiedzi na te pytania. Wszak na decyzje kadrowe, polityczne przetasowania i polityczne rozliczenia - przyjdzie czas.
My tańczymy, ponieważ ktoś w coś gra. Ale kto gra i po co?
* * *
Niepublikowane na portalu Salon24 teksty mojego autorstwa znajdą Państwo na moim blogu, pod adresem:
http://www.zbigniew-stefanik.blog.pl/
oraz w serwisie informacyjnym Wiadomości24, na stronie:
http://www.wiadomosci24.pl/autor/zbigniew_stefanik,362608,an,aid.html
Zapraszam Państwa do ich lektury i merytorycznej dyskusji.