zbigniewstefanik zbigniewstefanik
2550
BLOG

Jałta w Newport? Czy historia się powtarza? O Ukrainie

zbigniewstefanik zbigniewstefanik Polityka Obserwuj notkę 7

 

W dniach od 4 do 11 lutego 1945 roku na należącym wówczas do Związku Sowieckiego Krymie, odbyła się konferencja jałtańska. Podczas tego spotkania Józef Stalin, Franklin Delano Roosevelt i Winston Churchill na wiele lat przypieczętowali losy Europy.

To w Jałcie Polska definitywnie dostała się do strefy wpływów Kremla i Związku Sowieckiego. To w Jałcie zostały potwierdzone  wcześniejsze ustalenia dotyczące Polski, które przyjęto na konferencji w Teheranie,odbywającejsię kilkanaście miesięcy wcześniej.

W dniach 4-5 września 2014 roku odbył się w Newport szczyt Sojuszu Północnoatlantyckiego NATO. Podczas tego spotkania przywódcy tego militarnego sojuszu postanowili, iż NATO (jako organizacja) nie wesprze zbrojeniowo Ukrainy, pozostawiając jednocześnie w tej kwestii wolną rękę swoim krajom członkowskim. Ponadto Sojusz postanowił przeznaczyć 15 milionów dolarów na modernizację armii ukraińskiej. Dla porównania: samo zabezpieczenie szczytu w Newport przed ewentualnymi zamachami terrorystycznymi kosztowało nieco ponad 60 milionów dolarów…

Uczestnicy spotkania w Newport nie zaprosili Ukrainy do członkostwa w NATO. Zamiast tego prezydent Ukrainy Petro Poroszenko, obecny pierwszego dnia na spotkaniu Sojuszu Północnoatlantyckiego, mógł usłyszeć od pani kanclerz Angeli Merkel, że świat zachodni będzie wspierał jego kraj w sprawie rosyjskiej agresji i tragicznej sytuacji panującej w Donbasie, ale tylko na drodze poszukiwania politycznego kompromisu z Moskwą.

W Newport zapadł wyrok na Ukrainę; tak samo, jak sześćdziesiąt dziewięć lat wcześniej w Jałcie zapadł wyrok na Polskę. Uczestnicy walijskiego szczytu zostawili Kijów na łasce i niełasce Kremla, tak samo, jak zostawiono Polskę na łasce i niełasce Kremla w wyniku konferencji jałtańskiej. W końcowych postanowieniach konferencji jałtańskiej możemy przeczytać, że Polska będzie krajem wolnym, suwerennym i niepodległym z jednym ograniczeniem - będzie ona musiała prowadzić uczciwą politykę przyjaźni wobec Związku Sowieckiego. Ta decyzja oddała Polskę i Polaków na pożarcie Józefowi Stalinowi, który de facto dostał wówczas przyzwolenie Zachodu na komunizację Polski.

Ktoś być może powie, iż oskarżenia pod adresem Churchilla i Roosevelta są nieuprawnione. Przecież przywódca brytyjski i amerykański ustalili ze Stalinem przeprowadzenie w Polsce „wolnych i nieskrępowanych wyborów”. O gwarancji wobec przeprowadzenia wolnych wyborów w Polsce możemy również przeczytać w postanowieniach końcowych konferencji jałtańskiej. Jednak warto postawić pytanie: czy Churchill albo Roosevelt mieli jakiekolwiek podstawy sądzić, iż w Polsce, pod butem Kremla, mogą odbyć się jakiekolwiek „wolne i nieskrępowane wybory”?

Winston Churchill i Franklin Delano Roosevelt nie mogli przecież nie zdawać sobie sprawy, na jaki los skazali Polskę i Polaków. Nie można uznać, iż w Jałcie wykazali się oni niewiedzą, co do natury Związku Sowieckiego i istoty sowieckiego reżimu. Nie mogli oni nie wiedzieć czym był stalinizm. A więc postawa w Jałcie brytyjskiego premiera i amerykańskiego prezydenta wobec sprawy polskiej była przejawem politycznej, cynicznej hipokryzji; wygodnej dla nich oraz dla państw, których byli oni przywódcami.

„NIE” dla wsparcia zbrojeniowego, „NIE” dla członkostwa Ukrainy w NATO, „NIE” dla zaostrzania kursu NATO wobec Kremla i samego Władimira Putina, zdecydowane „TAK” dla politycznego kompromisu na rzecz zatrzymania rozlewu krwi we wschodniej Ukrainie i zakończenia rosyjsko-ukraińskiego konfliktu. Jednak czy uczestnicy szczytu militarnego Sojuszu Północnoatlantyckiego w Newport mieli jakiekolwiek podstawy, aby sadzić, iż Władimir Putin jest gotów na jakikolwiek polityczny kompromis z Kijowem w sprawie Donbasu czy całej Ukrainy, w sprawie przyszłości i geopolitycznej przynależności tego kraju? Z całą pewnością - NIE. Można za to odnieść wrażenie, że sprawa ukraińska była gdzieś... na samym końcu listy priorytetów przywódców największych państw członkowskich w NATO. Trudno nie odnieść wrażenia, że ze szczytu Sojuszu Północnoatlantyckiego płynął jednocześnie do Moskwy i do Kijowa komunikat o następującej treści: „Tak zwany problem ukraiński musi być załatwiony jak najszybciej. Obojętnie jak, ale ten problem musi być załatwiony, ponieważ mamy ważniejsze kłopoty na głowie, czyli zablokowanie rozwoju islamizmu na świecie i nie dopuszczenie do stworzenia światowego kalifatu. Panie Putin, Panie Poroszenko: dogadajcie się jakoś i zakończcie wreszcie tę sprawę!”.

Najważniejszy priorytet NATO to na dzień dzisiejszy walka z państwem islamskim i zastopowanie islamistów na Bliskim Wschodzie, w tym w pierwszej fazie powstrzymanie rozwoju ich strefy wpływów w Zatoce Perskiej. W tym kontekście sprawa ukraińska, z punktu widzenia Zachodu, schodzi na dalszy plan. Dodatkowo, jak można domniemywać,  Biały Dom pod rządami Baracka Obamy obawia się potencjalnej chęci Władimira Putina do odegrania się za amerykańskie wsparcie dla Kijowa. W ramach odwetu rosyjski prezydent mógłby udzielić wsparcia zbrojeniowego islamistom na Bliskim Wschodzie - tego właśnie obawiają się Amerykanie. Dlatego też (jak można się domyślać) Waszyngton nie chce za bardzo drażnić rosyjskiego niedźwiedzia i KGB-owskiego pułkownika. Albowiem Moskwa posiada instrumenty, które umożliwiłyby Kremlowi bardzo skuteczne przeszkadzanie amerykańskiemu, brytyjskiemu czy francuskiemu wysiłkowi zbrojnemu w wojnie z islamistami. A świat zachodni nie tylko liczy na to, że Kreml nie będzie przeszkadzał w prowadzeniu tej wojny. Świat zachodni liczy na to, że w wojnie z islamistami Kreml będzie pomagał. W tym kontekście, z punktu widzenia NATO, sprawa ukraińska zdaje się być całkowicie drugorzędna. Taki komunikat zdawał się płynąć z Newport do Kijowa. Czy więc można się dziwić, iż w takiej sytuacji prezydent Poroszenko de facto skapitulował przed Moskwą i przyjął rozejm na warunkach Władimira Putina; rozejm, którego zresztą rosyjska strona nie przestrzega?

Mariupol, pomimo trwającego oficjalnie zawieszenia broni, nadal jest ostrzeliwany przez tzw. prorosyjskich separatystów, a niektórzy twierdzą, że wręcz przez regularne wojska rosyjskie. W Charkowie wojskowa komisja uzupełnień została ostrzelana z granatników. To tylko kilka przykładów spośród wielu, które pokazują, że strona rosyjska podpisany rozejm z Ukraina ostentacyjnie łamie.

Przyznanie specjalnego statusu obwodowi donieckiemu i obwodowi ługańskiemu oraz tzw. decentralizacja na Ukrainie - oto główne punkty porozumienia o zawieszeniu broni, które podpisały strona ukraińska ze stroną rosyjską 5 września bieżącego roku w Mińsku, podczas spotkania grupy kontaktowej Rosja – Ukraina - OBWE. Na Ukrainie Władimir Putin dostał to wszystko, czego chciał, a przyparty do muru przez Kreml i pozbawiony faktycznego wsparcia zachodniego świata prezydent Petro Poroszenko, podpisał tzw. porozumienie o zawieszeniu broni na wschodniej Ukrainie. To porozumienie to akt upokorzenia Ukrainy i władz w Kijowie. Władimir Putin upokorzył Ukrainę i jej władze, a świat zachodni nie zrobił nic, żeby mu w tym przeszkodzić. Dlaczego?

Otóż dlatego, iż – przynajmniej wiele może na to wskazywać - owe porozumienie o zawieszeniu broni wpisuje się w strategię Niemiec, wyrażoną przecież przez panią kanclerz Niemiec Angelę Merkel w Newport. To przecież pani kanclerz Niemiec forsowała na ostatnim szczycie NATO koncepcję „politycznego rozwiązania” rosyjsko-ukraińskiego konfliktu. A więc 5 września bieżącego roku w Mińsku słowo Angeli Merkel „stało się ciałem”!

Warto mieć na uwadze, iż tak naprawdę na zakończenie rosyjsko-ukraińskiego konfliktu każda koncepcja, każde rozwiązanie, oprócz kolejnych otwartych aneksji terytorium ukraińskiego przez Rosję Putina jest do przyjęcia przez Zachód, w tym głównie przez Niemcy i Francję. Wszak Berlin i Paryż z niecierpliwością czekają na jak najszybszą normalizację stosunków Wschód - Zachód... Ale na kolejne odcięcie kawałka ukraińskiego terytorium i formalne wcielenie go do Federacji Rosyjskiej przywódcy zachodniego świata nie zgodzą się. Dlaczego? Przez wzgląd na poprawność polityczną i potrzebę zachowania politycznej twarzy, zarówno na świecie, jak również wobec swoich społeczeństw, które ich - za pośrednictwem wyborów - do władzy wynieśli. Ale na federalizację Ukrainy, czy na tzw. decentralizację jej władz świat zachodni z pewnością da swoje przyzwolenie i to bez względu na to, jakie miałoby to nieść za sobą konsekwencje dla władz w Kijowie, czy dla samej Ukrainy i jej przyszłości.

Jak to możliwe? Ponieważ proces decentralizacji to powszechne zjawisko w zachodniej Europie. W tym momencie Francja (konstytucyjnie zdefiniowana jako państwo unitarne) przeprowadza kolejną decentralizację swoich władz. W Europie mamy również państwo federalne (Niemcy) i państwa regionalne (Włochy i Hiszpania). A więc federalizacja Ukrainy, czy tzw. decentralizacja, jako sposób na rozwiązanie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, to - z punktu widzenia politycznego - koncepcja do przyjęcia przez zachodni świat, albowiem można ją bardzo łatwo uzasadnić, posługując się półprawdą, udając przy tym, że się nie wiedziało…

Czy ktoś w zachodniej Europie sprzeciwia się decentralizacji władz europejskich państw? Czy ktoś w Europie otwarcie uznaje decentralizacje, federalizm czy regionalizację za coś złego? Nie, wręcz przeciwnie. Jednakże fakt, iż w pojęciu Moskwy federalizacja Ukrainy będzie oznaczała faktyczne przejęcie kontroli Kremla nad wschodnimi obwodami tego kraju, tego państwa zachodnie nie chcą słuchać; tego państwa zachodnie do wiadomości nie chcą przyjąć. Dlaczego?

Ponieważ taka wiadomość jest sprzeczna z ich poglądem na szeroko rozumianą sprawę ukraińską. Wszak świat zachodni tylko szuka sposobu na to, aby od ukraińskiej sprawy umyć ręce, a z zakłopotania, którym jest bez wątpienia dla społeczności międzynarodowej konflikt rosyjsko-ukraiński - wyjść z twarzą. Jeśli Ukraina straci niepodległość i zostanie całkowicie ubezwłasnowolniona przez Rosję Putina, wówczas Zachód oskarży o to władze w Kijowie i całkowicie umyje ręce od sprawy ukraińskiej. Jeśli w wyniku działań Kremla na Ukrainie dojdzie do całkowitej politycznej destabilizacji kraju, to  Zachód również zrzuci odpowiedzialność za taki stan rzeczy na Kijów. Można domniemywać, iż (jeśli miałoby dojść do politycznej i gospodarczej destabilizacji całej Ukrainy) pojawi się na Zachodzie komunikat, że Kijów po euromajdanie nie potrafił sobie poradzić z przeprowadzeniem niezbędnych reform na Ukrainie, co oddaliło ten kraj od Unii Europejskiej i od NATO. Wtedy nie będzie już mowy o zbliżeniu Ukrainy z Zachodem. Oczywiście, w przekazie świata zachodniego, z winy Kijowa i nieudolności władz ukraińskich. A wtedy na Zachodzie dojdzie, mówiąc kolokwialnie, do zamrożenia tematu ukraińskiego na długo, być może na zawsze.

W sprawie ukraińskiej świat zachodni zachowuje się, najdelikatniej to ujmując, nieprzyzwoicie. Kiedy rozpoczęły się protesty przeciwko urzędującemu na Ukrainie prezydentowi Janukowyczowi, to wówczas zarówno Stany Zjednoczone, jak również Unia Europejska wraz z jej państwami członkowskimi wspierali protestujących na Majdanie. Jednak kiedy doszło do upadku reżimu Wiktora Janukowycza, to świat zachodni nie zrobił niczego, aby ratować Ukrainę przed Kremlem i jego agresją na ten kraj. A teraz Zachód de facto pozostawił Ukrainę i władze w Kijowie na pastwę Moskwy, na łasce i niełasce Kremla. Zachód oddał Ukrainę na pożarcie Władimirowi Putinowi - oto co uczynili uczestnicy i przywódcy państw należących do sojuszu transatlantyckiego NATO w Newport. Oddali oni Ukrainę na pożarcie Władimirowi Putinowi!

W dniach 4-5 września bieżącego roku mieliśmy do czynienia z powrotem do przeszłości. Wszak w tych dniach na szczycie w Newport po raz drugi odbyła się Konferencja Jałtańska, na której tym razem przywódcy mocarstw zachodnich postanowili oddać Kremlowi Ukrainę. W Jałcie Moskwie została oddana Warszawa. W Newport zaś oddano Moskwie Kijów. A więc czy ktoś może zaprzeczyć, iż na szczycie NATO w Newport rozegrała się druga Jałta?

Ci, którzy nie rozumieją historii są skazani na wieczne powtarzanie jej błędów. Trudno nie zauważyć, iż w stosunkach Wschód-Zachód w sposób niebezpieczny dla krajów sąsiadujących z Rosją, w sposób, który powinien niepokoić... nie tylko Polaków, historia się powtarza.

 

* * *

 

Niepublikowane na portalu Salon24 teksty mojego autorstwa znajdą Państwo na moim blogu, pod adresem:

 

http://www.zbigniew-stefanik.blog.pl/

 

oraz w serwisie informacyjnym Wiadomości24, na stronie:

 

http://www.wiadomosci24.pl/autor/zbigniew_stefanik,362608,an,aid.html

 

Zapraszam Państwa do ich lektury i merytorycznej dyskusji.

                                                                                                                                                               

 

 

Szanowni Państwo, nazywam się Zbigniew Stefanik. Ze względu na pojawiające się od pewnego czasu zarzuty pod moim adresem, w pierwszej kolejności pragnę Państwa poinformować, że jestem osobą niewidomą, co znacząco utrudnia mi korzystanie ze wszystkich możliwości, które oferują media internetowe, na których publikuję moje artykuły. Niestety, z powodów technicznych nie mam możliwości odpisania na komentarze, które, Szanowni Czytelnicy, umieszczacie pod moimi notkami. Mimo to, za niezależny od mojej woli brak odpowiedzi, wszystkich Czytelników najmocniej przepraszam! Pragnę jednak podkreślić, że mam możliwość czytania Państwa komentarzy i bez wyjątku zapoznaję się z nimi wszystkimi. Dlatego bardzo proszę o nie zrażanie się moim brakiem technicznych możliwości niezbędnych do odpowiedzi na komentarze i aktywne włączenie się do dyskusji. Zapraszam wszystkich Czytelników do komentowania moich tekstów. Wszystkie Wasze komentarze są dla mnie cenne, te nieprzychylne również. Jednocześnie, drodzy Czytelnicy, informuję Was, że jeśli będziecie chcieli, bym odpowiedział na Wasz komentarz, dotyczący jakiegoś mojego artykułu, to możecie go Państwo przesłać na następujący adres e-mail: solidarnosc.stefanik@laposte.net. Gwarantuję, iż odpowiem na wszystkie Państwa ewentualne uwagi i komentarze - drogą e-mailową. Jednocześnie przepraszam za niedogodności, które wynikają z kwestii niezależnych ode mnie oraz z góry dziękuję za wyrozumiałość. Urodziłem się w Polsce, lecz od ponad dwudziestu pięciu lat mieszkam we Francji. Z wykształcenia jestem politologiem i europeistą, ukończyłem Instytut Studiów Politycznych w Strassburgu oraz College of Europe w podwarszawskim Natolinie. Obecnie jestem publicystą, polsko-francuskim obserwatorem i komentatorem zarówno polskiego, jak i europejskiego życia politycznego. Posiadam polskie i francuskie obywatelstwo. Na co dzień żyję pomiędzy Strassburgiem i Wrocławiem, między Francją i Polską. Aktualnie nie jestem członkiem żadnej partii politycznej w Polsce. Do czasu wyborów parlamentarnych, które odbyły się w październiku 2011 roku, byłem aktywnym uczestnikiem polskiego życia politycznego. Początkowo działałem w krakowskich strukturach PiS. W szeregi tej partii wstąpiłem w maju 2005 roku. Następnie współpracowałem z posłanką Aleksandrą Natalli-Świat, jako jeden z jej asystentów. Po katastrofie smoleńskiej postanowiłem opuścić partię Prawo i Sprawiedliwość. Swoją rezygnację ogłosiłem w sierpniu 2010 roku. Opuszczenie partii - z którą współpracowałem przez ponad pięć lat - było dla mnie niezwykle trudną decyzją. Wpływ na nią miały przede wszystkim dwie kwestie. Po pierwsze, podjąłem tę decyzję ponieważ nie potrafiłem zaakceptować retoryki Jarosława Kaczyńskiego i jego najbliższych współpracowników, która niemal od 10 kwietnia 2010 roku zaczęła przypominać postulaty skrajnej prawicy. Po drugie, nie mogłem się zgodzić na sposób, w jaki liderzy PiS traktowali najwyższych przedstawicieli Najjaśniejszej Rzeczypospolitej; rządzących, którzy zostali przecież wybrani większością głosów w demokratycznych wyborach. Po wystąpieniu z Prawa i Sprawiedliwości zaangażowałem się w budowę partii Polska Jest Najważniejsza. Z ramienia tej partii w 2011 roku zostałem kandydatem do Sejmu RP w okręgu wyborczym nr 3. Jestem zwolennikiem politycznego centrum. Moje poglądy na problemy gospodarcze są bardziej zbliżone do wizji społecznej, niż liberalnej. Jestem zwolennikiem państwa opiekuńczego, jednak na ściśle określonych zasadach. W mojej opinii państwo powinno być opiekuńcze, dopóki nie dławi inicjatywy społecznej i gospodarczej. Uważam bowiem, że to właśnie indywidualna inicjatywa jest główną siłą, która napędza rozwój gospodarczy i społeczny; jest niezbędnym czynnikiem dla utworzenia silnej klasy średniej, jak również dla społeczeństwa obywatelskiego. Jestem zwolennikiem państwa o świeckim charakterze, mimo, iż jestem ochrzczonym i wierzącym katolikiem. Uważam jednakże, że wiara to indywidualna sprawa każdego obywatela. Dlatego państwo nie powinno popierać, ani finansować żadnej wspólnoty religijnej. Jestem zwolennikiem polskiej integracji z Unią Europejską, bowiem uważam, iż dla Polski to bezprecedensowa szansa na udoskonalenie naszego Państwa i na niespotykany dotąd rozwój gospodarczy. Jednakże - w moim przekonaniu – o integracji europejskiej nie można mówić, iż jest dobra lub zła. Rozpatrywanie jej w takich kategoriach jest błędem! Integracja europejska jest po prostu konieczna w zglobalizowanym świecie, gdzie gospodarcza i polityczna konkurencja jest bezwzględna i nie pozostawia żadnego miejsca dla osamotnionych państw, które pozostawałyby poza ponadregionalnymi wspólnotami. Świat się zmienia, należy się więc zmieniać razem z nim! Tylko w zintegrowanej i silnej Unii Europejskiej można budować silną Polskę, gdyż pojedyncze państwa nie mają żadnych szans na sprostanie gospodarczej konkurencji i społeczno-politycznym wymogom świata w dwudziestym pierwszym stuleciu. Stąd konieczność polskiej integracji z Unią Europejską, bez której Polska nie ma żadnych szans na rozwój, żadnych szans na obiecującą przyszłość pod względem znaczenia politycznego w Europie i na świecie. Zapraszam wszystkich do zapoznania się z moimi artykułami, w których pragnę podzielić się z Państwem swoim punktem widzenia na tematy związane z wydarzeniami na polskiej i europejskiej scenie politycznej. Zapraszam także do kulturalnej i merytorycznej dyskusji. Mam świadomość, iż polityka budzi wiele bardzo silnych emocji. Mimo to byłbym wdzięczny za debatę pozbawioną niepotrzebnej agresji i zacietrzewienia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka