Jako zastępca głównego automatyka w socjalistycznym zakładzie na licencji japońskiej miałem rozgryźć organizację ich służby utrzymania ruchu (obecnie powiedzianoby serwisu zakładowego - ale powiedzianoby to po amerykańsku) ze szczególnym uwzględnieniem organizacji magazynu części zamiennych. - Przez kilka dni nie mogłem na te jednostki organizacyjne trafić. Podejrzewałem nawet, że oni je przede mną ukrywają. Utrzymywała mnie w tym podejrzeniu moja nieznajomość języka amerykańskiego (i angielskiego) oraz japońskiego. - Dopiero po kilku dniach zrozumiałem, że oni takich zakładowych jednostek nie posiadają. Przy ichnym poziomie techniki nie było to możliwe, bo było nieopłacalne. Każdy sam naprawiał swoją maszynę. To znaczy wymieniał żarówki i bezpieczniki, a je każdy miał w szufladzie swojego stołu ślusarskiego - resztę naprawiał serwis zewnętrzny. A nawet on nie, bo on przyjeżdżał i wymieniał panele (zespoły i podzespoły). Niczego nie naprawiał. Można powiedzieć, że najwyżej naprawiał urządzenie (lub maszynę), nie naprawiając jego części. Czary mary.
Teraz jest tak i u nas. - Owszem, robota kuchennego umyjesz, ale nie naprawisz. Często nawet po umyciu nie umiesz go z powrotem złożyć. A zwłaszcza komputer. I wraz z rozwojem podeszłego wieku coraz bardziej się wszelkich urządzeń boisz. Uważając że burzą one twój święty spokój. - Bo ile można, do kiedy, kiedy wreszcie handlarze i fabrykanci z nieustannego rozwoju zrezygnują.
Komputer Odra 1304 naprawiano. To znaczy po zlokalizowaniu uszkodzenia wymieniano uszkodzoną płytkę na dobrą, ale potem uszkodzoną naprawiano. To znaczy lokalizowano w niej uszkodzone elementy i je wymieniano. Wylutowywano i wlutowywano rezystory, kondensatory, tranzystory ... Lamp (elektronowych) już tam nie było.
A teraz ... - Fachowiec od komputerów nie zna nawet prawa Ohma. Nawet algebry Boola.
Ale nie o to chodzi - piszę to po to, by nabrać odwagi i muskuły naprężyć. Bo jednak jeszcze wolę sam komputer naprawić. Ale coraz więcej mnie to zdrowia kosztuje. Stres coraz większy. - Dlatego jeszcze przez kilka dni będę się uspokajał. Bo na przykład kilka lat temu kilka razy dziennie system instalowałem. Godzina przyjemności i po sprawie. A teraz system instaluję raz na kilka lat. I kosztuje to tydzień targania nerwów. A właśnie nerwy już nie te. I oczy, i ręce. - Teraz czuję to co każdy laik gdy mu jakiś gadżet nawali - przerażenie. - Ale dopiero teraz, a większość ma tak od urodzenia. Od zabrudzenia pierwszej pieluszki.