Turcja to dziwny kraj. Z jednej strony turecki premier Recep Erdogan krytykuje Unię Europejską za wolne tempo negocjacji i stawianie przed Turcją barier przed członkowstwem, z drugiej robi co może aby osłabić świeckość państwa i popchnąć je w kierunku religijnego fanatyzmu, przy okazji bratając się z personami pokroju Ahmadineżada, czy rzeźnika z Sudanu al-Bashira ściganego międzynarodowym listem gończym.
Erdogan, aby zdobyć dodatkową popularność w świecie arabskim jest w stanie zrobić naprawdę wiele, a nic nie nadaje się do tego lepiej niż granie kartą antyizraelską. Turecka Fundacja Praw Człowieka (IHH), umoczona po uszy związkami z Hamasem i Al. Kaidą, która stała za wcześniejszą prowokacją -Flotylla Wolności-, a której tak broni Erdogan, brnie dalej. Tym razem 500 pożytecznych idiotów z kilkunastu krajów planuje wyruszyć z Indii drogą lądową, przemierzyć Pakistan, Iran, Turcje i Syrie, a następnie drogą morską dotrzeć do Gazy. Nie wiadomo, czy i tym razem transportować będą przeterminowane lekarstwa, ale prowokacją śmierdzi na kilometr. IHH będzie oczywiście odpowiedzialna za turecką część trasy. Władzom w Ankarze rzecz jasna nie przeszkadzają powiązania organizacji, mało tego, Turcja przygotowuje antyizraelski film o poprzedniej, majowej -Flotylli Wolności-. Nie szczędząc środków, bo propagandowe dzieło "Dolina Wilków - Palestyna" ma kosztować 10 mln dolarów, czyniąc je najdroższą w dziejach turecką produkcją. A to przecież tylko jeden z wielu elementów antyizraelskiej propagandy w tym kraju.
Siła Turcji przez wiele lat tkwiła w umiejętnym łączeniu dwóch światów, spełnianiu roli pomostu, co wychodziło jej naprawdę nieźle i było ekonomicznie opłacalne. Ale Turcja pod rządami Erdogana ostatecznie grzebie układ wypracowywany przez dziesiątki lat, marzenia o członkostwie w UE na następne pół wieku można włożyć między bajki.
