Za Wikipedią
Zen (jap. 禅?, cicha medytacja, religijna kontemplacja[1], z skt. ध्यान Dhyāna, poprzez chin. trad. 禪那, chin. upr. 禅那, 禅, pinyin: chánnà, chán) – nurt buddyzmu, który w pełni rozwiniętą formę uzyskał w Chinach (zob. chan), skąd przedostał się do Korei, Wietnamu i Japonii. Wywodzi się z rodziny buddyzmu mahajany, ale na przestrzeni wieków nabrał wyrazistego indywidualnego stylu, pełnego minimalizmu i zamierzonych paradoksów.
Niewątpliwym osiągnięciem Wschodu jest to do czego doszedł medytacją. Budda, Sankara, Padmasambhava, Nagardżuna, Longczenpa i inni nie mają do dziś odpowiednika na Zachodzie. Gdyby człowiek mógł żyć 500 lat jako chrześcijanin czy żyd czy muzułmanin nigdy nie spotkałby się z podobnym nauczaniem na temat natury świadomości. Teksty z 7 wieku Padmasambhavy są do dziś aktualne i wytrzymują konkurencję naukowych wydawnictw na temat świadomości łączących filozofię, nauki kognitywne, psychologię, neurobiologię. Nawet fizykę kwantową. Ta dopiero podkręciła pozycję zen - Amit Goswani i inni.
Zen stał się dziedzictwem gatunku. Podobnie jak Yoga. Zabawna była dyskusja pomiędzy Indiami, Chinami a USA o ochronie praw autorskich. Amerykanie przestali się upierać przy tantiemach od popu i hollywoodu, gdy ich podliczono za prawa autorskie do iluś sztuk walki, yogi, zen i innych.
Stąd Zen powszechnie wszedł do kultury masowej i stał się w niej symbolem ledwie nawiązującym do pierwowzoru.
Mistrzów Zen na youtubie odgrywają zarówno kowboje z Alabamy jak i kierowcy ciężarówek, barowi mądrale, Sokół z WWO, 30 gwiazd z Hollywoodu w różnych rolach.
Cóż taki jest efekt popularności podobnie jak zajęcia z yogi są elementami programów fit-sportu.
Dlatego pozostanę przy Mistrzu Zen, bowiem Miszcz Zen czy Mistrz Zzzen stanowczo bardziej kojarzyłby się negatywnie z tym co szanujesz Szanowny Publicysto.