Dzisiaj mała wyspa zagłosowała nie.
Mała wyspa – wyspa najbardziej liberalnej gospodarki i, jak się okazuje, jedynej uczciwej demokracji w Europie.
Zagłosowała na nie, ponieważ ludzie nie rozumieli ogromnego, napisanego nowomową dokumentu, który armie prawników mogłyby potem interpretować wedle swojej woli.
Zagłosowała na nie, ponieważ wolała, żeby wpływ na życie w Dublinie miał Irlandczyk, nie Niemiec z Hiszpanem.
Zagłosował na nie, bo było jej wolno. Mimo rządowej propagandy. Mimo bezczelnej i głupiej, protekcjonalnej i śmiesznej gadki o tym, że to Brukseli zawdzięcza swój dobrobyt.
Trzy miliony ludzi spośród pięciuset dostało prawo, aby zadecydować o przyszłości pokoleń. Tylko tylu. Jak na warunki europejskie, aż tylu. Wolę decyzję trzech milionów wolnych ludzi, niż kilkudziesięciu opętanych różnymi ideologiami komisarzy, których nikt nie wybrał, których nikt nie zna.
Gdyby mój kraj dał mi prawo wyboru, też powiedziałbym nie.
Nie dlatego, że nie dostrzegam dobrodziejstw płynących ze wspólnej polityki zagranicznej (fantom) i wspólnej armii (miraż). Więc czemu?
Bo nie wierzę w konieczność ograniczania emisji dwutlenku węgla przez niszczenie przemysłu.
Bo nie uważam żeby dotowane rolnictwo miało być przyszłością kontynentu.
Bo biurokratyczny rak poza wszelką kontrolą jest dla mnie nie do przyjęcia.
Bo widzę, co wyprawia cygański tabor zwany dla niepoznaki Parlamentem Europejskim.
Bo piętnaście kilometrów od mojego domu wszystko jest inne i nie wyobrażam sobie tworzenia wspólnego państwa z mieszkańcami tego kraju. Nie dlatego, że są gorsi. Lubię ich, zostawiam u nich sporo pieniędzy. Są po prostu inni. Ta inność warta jest ocalenia, nie roztopienia w kosmopolitycznym melting pot.
Ale mój kraj nie dał mi prawa wyboru. Nie jestem demokratą. Rządy w całości demokratyczne to nie mój ideał. Ale każde państwo, które narzuca obywatelom pokoleniowe decyzje, zamiast poprosić ich o ich podjęcie, nie jest państwem ludzi i dla ludzi, tylko państwem eurokratów dla państwa.
Small, brave Ireland. Azyl dla Polaków. Azyl dla wolnych. Gdy inne kraje Unii traktują Polaków jak gorszych, nie pozwalając im pracować czy narzucając język ich dzieciom, Irlandia przyjmuje ich z otwartymi rękoma, rozwiązując nasz problem z bezrobociem i niską konsumpcją. Czyli czyniąc to, czego Stara Unia nie zrobiła ani u nas, ani u siebie. Więc to Irlandia jest najbardziej otwartym krajem, najbliższym ideałom EWG.
Praise, the Lord, praise the Ireland. Czas zrozumieć, że nie musimy siedzieć cicho, bo jesteśmy uzależnieni i za mało znaczymy. Czas otrząsnąć się z kompleksów i uwierzyć w Europę naszych marzeń, nie koszmarów każdego od Smitha po Orwella.
Czas na Izbę Lordów.