Actonik Actonik
152
BLOG

Ateizm i sprawa uczciwości

Actonik Actonik Kultura Obserwuj notkę 8

 

 

 Ateizm rozpalił Salon24 do czerwoności. Rozgorzała bitwa, umocniły się stare podziały, narodziły nowe linie demarkacyjne. Jedne hufce się zacieśniły, inne przeszły mimo.

Nie wiem, na ile spór ten ma związek z „wojną o krzyże” – z powodu i tak bardzo rozbudowanej notki, pominę ten wątek zupełnie. Może trzeba będzie doń powrócić przy innej okazji.

 

Na początek uwaga porządkowa: najważniejsze, kluczowe tezy postaram się wyróżnić. Zmęczonych odsyłam wprost do nich. Nie trzeba będzie brnąć przez część analityczną. Najważniejszy punkt – „Istota problemu” zawiera moja propozycję rozwikłania dylematu. (Przepraszam, edytor salonowy zmienił mi zupełnie formatowanie. postaram się nad tym popracować)

Tekst ma oczywiście charakter popularny. Mogą się w nim pojawić nieścisłości oraz uproszczenia. W miarę potrzeb wskazuję odnośniki, ale starałem się tego unikać. Braki dokumentacji uznałem jednak za nieistotne podczas przedstawiania poglądu na kwestie zasadnicze. A te zawierają się w następującej tezie:

 

Teza: Spór o ateizm jest w istocie sporem o człowieka, szczególnie zaś o stosunek człowieka do siebie oraz do świata.

 

Teza uzupełniająca: Ateizm został w salonie24 błędnie utożsamiony z postawą antyreligijną. Nadano temu zagadnieniu wymiar praktyczny – możliwości bycia uczciwym. Problem ten należy zatem przeformułować. Zamiast ateizmu, proponuję wprowadzić pojęcie szersze – religijności, a zamiast uczciwości – to, co próbowali niektórzy – etykę.

Zatem: Czy możliwa jest etyka poza religią?

 

Szczegółowo powody tego zabiegu wyjaśniam poniżej.

 

  1. Pojęcia. Huczna debata salonowa o ateizmie przebiegała w zasadzie według prostego podziału: na tych, którzy ateizm potępiają oraz na tych, którzy – bywa że z powodów osobistych – jakoś próbują ateizmu bronić.
    1. Ateizm. Debata rozpoczęła się od kategorycznych twierdzeń skierowanych pod adresem ateistów. W zasadzie traktowano ich jak bezbożników. To niby blisko. Subtelna różnica polega na tym czy przedstawia się dyskutantów jako przeciwników czy też partnerów dialogu – prawda? Symetrycznie można by mówić o teistach. Dla chrześcijanina bycie teistą to jednak przynależność do zbyt rozległego zbioru. Precyzyjniej rzecz ujmując, teodycea zdecydowanie odróżnia teizm od chrześcijaństwa. Teizm nie zakłada na przykład osobistej relacji z Bogiem objawionym w Jezusie Chrystusie – a to jest fundamentem wiary chrześcijan.
    2. Antyteizm. Pojęcie to pojawiło się w licznych wątkach, ale przeszło bez większego echa. Chodziło inne określenie ateistów. Tymczasem pojęcie to odnosi się do aktywnych przeciwników idei bóstwa. Zaliczyć do nich można na przykład Richarda Dawsona. Rozróżnienie ma charakter czysto logiczny, niewartościujący. Antyteiści uważają niekiedy ideę bóstwa za szkodliwą, ale mogą być równocześnie ludźmi religijnymi. Jak to możliwe? O tym poniżej.
    3. Agnostycyzm.Choć zasadniczo niewielu salonowców odwoływało się do tego pojęcia, jednak występowało ono zastępczo (oczywiście nie expressis verbis) jako określenie ateizmu. Wątpienie tymczasem, niepewność, klincz poznawczy nie są tożsame z ateizmem. Mogą być oczywiście maską egzystencjalną, wyrazem asekuranctwa, formą zakładu Pascalowskiego, albo wyrazem szacunku dla cudzych uczuć i poglądów – na przykład chrześcijańskich. „Są rzeczy, których poznać nie możemy, ale staramy się je opisać. Na ile potrafimy, a niewiele potrafimy z pewnością” – mogliby powiedzieć agnostycy (łagodni).
    4. Sceptycyzm. To inna postać wątpienia. Systematyczne i całościowe kwestionowania oglądu świata nie ma jednak charakteru burzycielskiego. Chodzi raczej o nieustanny egzamin, któremu poddawane są twierdzenia, sądy, aksjomaty, dogmaty i opinie – w tym wypadku – o Bogu.

 

 

  1. Metoda. Tu przedstawiam uwagi dotyczące sposobu ujmowania problemu ateizmu przez dyskutantów.
    1. Ateizm jako etyka. Poczynając od wpisu Ewy Pióro, poprzez lawinę komentarzy, dodatkowych wywodów, polemik i esejów mniej lub bardziej kompetentnych (nawet metodologicznie wyróżniający się Krzesimir) wszyscy autorzy popełniają jeden – za to podwójny – błąd.

                                                              i.     Redukcjonizm. Ateizm zostaje sprowadzony do etyki, a w zasadzie do praktycznego problemu uczciwości. To oczywiste uproszczenie i zniekształcenie problemu. Wyrywa z kontekstu, a przede wszystkim stawia zagadnienie nieuczciwie intelektualnie.

                                                            ii.     Utylitaryzm – to szczególny przykład redukcjonizmu. Połączono nawet utylitaryzm z epikureizmem i hedonizmem. Utożsamienie tych wielu pojęć i poglądów jest tak niezręczne, że w zasadzie nie wymaga analizy. Wystarczy zauważyć, że w pierwszym lepszym podręczniku filozofii znaleźć można wyjaśnienie istotnych różnic, dyskwalifikujące podobne powierzchowne skojarzenia.

                                                           iii.     Indukcjonizm, czyli nieuzasadnione uogólnienie. Pomijając poprawność wnioskowania badań, na które powołuje się Ewa Pióro, wyprowadzanie ogólnych wniosków, na podstawie kilku jednostkowych spostrzeżeń zawsze grozi błędem. Najbardziej charakterystycznym jest twierdzenie, że skoro konkretny czyn uznaje się za zły, więc u jego podstaw leży np. ateizm.

  1. Ateizm jako bezbożnictwo. To jest problem kluczowy. Jednoznacznie uznano, w salonie 24, że ateizm jest przeciwieństwem chrześcijańskiej osobowej relacji z Bogiem, objawionym i wcielonym w Jezusie z Nazaretu. Tymczasem można być człowiekiem religijnym, nie wierząc w Boga. Zauważył to Jan Paweł II (choć potem spotkało się to z protestem i ripostą) w odniesieniu do buddystów. Buddyzm – zaznaczmy, że w niektórych odmianach – nie posługuje się ideą Boga, do opisania własnego uniwersum religijnego (poniżej więcej uwag o możliwości religii, bez osobowego Boga). Teodycea wyróżnia rozmaite sposoby postrzegania Boga – od osobowego, poprzez panenteizm, panteizm, deizm, teizm itd. Już ta skromna uwaga powinna powściągnąć przed pochopnym ogłaszaniem każdego, który nie widzi potrzeby osobistej relacji z Bogiem (bez względu na to, jakiego wyznaje) od bezbożników. Mam nadzieję, w każdym razie – w imię uczciwości intelektualnej.
  2. Ateizm jako brak kontroli.To już sygnalizowałem do przemyślenia Ewie Pióro. Być może wynika to z mojej alergii na heglizm, ale pojmowanie życia, jako swego rodzaju studia Wielkiego Brata wywołuje u mniej reakcje niemal fizjologiczną (dreszcze). Nie chodzi tu o jakieś konstrukcje w rodzaju Wielkiego Architekta, czy innego Mechanika. Z punktu widzenia teologii katolickiej na przykład sformułowanie Ewy Pióro ociera się o herezję. Nie tak bowiem pojmowana jest Opatrzność, nie tak interpretuje Kościół katolicki sprawy ostateczne, sąd itd. W skrócie – w pojęciu sprawiedliwego sądu chodzi bardziej o kwantum miłości, niż o ważenie dobrych i złych uczynków. Opatrzność to też wynik troski o człowieka. Ale to inny temat.
  3. Ateizm jako nihilizm. Najpierw kwestia etosu – czyli pewnej praktycznej konsekwencji życia według określonych (wyznawanych) zasad. Sygnalizuję tu jedynie istnienie charakterystycznych zbiorów wartości, określanych jako „etos inteligencki”, etos zawodowy… Poszukiwanie deontologii branżowych nie jest obecnie przedmiotem naszych zainteresowań. Z tego, co zrozumiałem chodziło o to czy i w jakimś stopniu kwestia religijności czy też osobistego stosunku do Boga przekłada się na wybory moralne w życiu zawodowym. Sam nihilizm natomiast jest rzeczywiście zagadnieniem poważnym. Najpoważniej podszedł do tego Lynx, szkoda, że we wnioskach skwitował rzecz dość płytko. Nihilizm – o ile nie chodzi o prymitywną wersję destrukcyjną – jest próbą odnalezienia się w świecie pozbawionym sensu i wartości. Nihilizm nie oznacza jedynie automatycznej dowolności, czy szczególnie wyuzdanej formy egoizmu (choć może). Stwierdzenie, że ateizm to nihilizm jest ponadto nieprawdziwe w odniesieniu np. do tych, którzy jak buddyści poszukują Nirwany.
  4. Ateizm jako egoizm. A nawet jako „racjonalizowanie własnego egoizmu”. To łatwe do zauważenia rozwinięcie pomysłu z nihilizmem. Ateista miałby rzekomo zasklepiać się nad własnym „ja”, a innych ludzi traktować jak nicość, ewentualnie, jako użyteczne narzędzia do zaspokajania własnych dążeń (maksimum przyjemności, minimum przykrości). Byłby więc ateizm ni mniej ni więcej rodzajem utylitarystycznego opisu świata, tym bardziej wygodnym dla ateisty, że uwalniającym od jakichkolwiek zobowiązań wobec reszty ludzkości. (Pomijam znowu, jak błędne jest tu rozumienie utylitaryzmu: skądinąd, w wersji klasycznej – Locke’a – podkreślającej znaczenie bycia użytecznym dla społeczeństwa).
  5. Ateizm jako rozchwianie emocjonalne, nerwica, bądź psychopatologia (tu odnotowujemy wkład nieocenionej Venissy). Logicznie – prosta kontynuacja powyższych, tyle, że przeniesiona na płaszczyznę psychologii. Ktoś z salonowców zauważył, że wystarczy znowu metoda symetrii: gdyby podmienić ateizm na wiarę, zdanie wciąż miałoby sens. Tyle, ze napastliwy dla wierzących. Osobiście obserwuję tu mechanizm polaryzowania świata, wedle prymitywnej osi ja-ty, my-oni. Ponieważ dotyczy to sfery religijnej, rozwinę poniżej, w opisie sakralności świata i roli świadomości.

 

  1. Istota problemu. Znowu okazuje się, że od pewnych podstawowych rozróżnień zależy uchwycenie, bądź wymknięcie istoty problemu. Najdalej idąc wypada zapytać – czy ateiści przez salonowych chrześcijan są uznawani w ogóle za ludzi? Nie chodzi więc o to czy mogą być uczciwymi ludźmi, ale po prostu czy mogą być ludźmi… Przykre to – przyznać muszę, ale powrócę do tego na końcu. Do rzeczy. (Aparat pojęciowy i metodologiczny pochodzi od fenomenologów religii, zwłaszcza z koncepcji rozwiniętych przez Rudolfa Otto, Gerardusa van der Leeuwa i Mircei Eliadego).
    1. Ateizm nie jest problemem ateistów. To problem wierzących. Ogromną trudnością jest zwłaszcza przyjęcie do wiadomości, że ateista może być osoba religijną. Można być ateistą z różnych powodów. Badacze rozróżniają rozmaite typy ateizmu: materialistyczny, egzystencjalny, humanistyczny, racjonalistyczny... Ktoś powie, że to nieznaczące niuanse. Tymczasem właśnie człowieka żyjącego w przekonaniu, że Bóg jest – niepokoją właśnie owe niuanse.
    2. Sacrum. Kluczem do wyjaśnienia, dlaczego nie o ateizm idzie, lecz o religijność i możliwości etyki bez-religijnej jest pojęcie sacrum - świętości. W rekonstrukcji świadomości człowieka religijnego (homo religiosus) religioznawcy starają się przedstawić jej (świadomości) strukturę. To ważne, bo samoświadomość jest fundamentem człowieczeństwa. Człowiek wie, że jest człowiekiem, bo ma tego świadomość. I wie również, że inni są ludźmi – z tego właśnie powodu, że obserwuje innych jako świadomych. O tym, że „inny” nie jest człowiekiem wątli się, kiedy owego „innego” nie rozumiem (obcy, zagrażający). Odmawia się więc człowieczeństwa tym, którzy znajdują się poza kręgiem „prawdziwych ludzi”. Prawdziwi ludzie porozumiewają się tym samym językiem, wierzą tak samo, postępują wedle wspólnego kanonu norm i wartości. Zauważmy, że nie-człowiekiem mogą być na przykład również upośledzeni, albo jakoś „nienormalni”.
    3. Świadomość czyni człowieka wyjątkowym. Czyje, że jest inny – wobec świata, choć jest jego częścią. Jest też coś, co człowieka przekracza. Poczucie transcendencji jest więc wewnętrzną przyczyną religijności. Jest wpisana w człowieka, w jego naturę. Z drugiej strony, to co przerasta człowieka – samo się mu narzuca. Wyraźnie widać, że niektóre rzeczy, sprawy, zdarzenia, okresy w życiu są inne – święte. Sacrum objawia się samo. Nie jest wynikiem ułudy, lecz tego, że dzięki świadomości człowiek potrafi je zauważyć. To pierwsza trudność, którą mają religijni z tymi, którzy – jak twierdzą – są pozbawieni zmysłu religijnego. Bo czy nie-religijni są w takim razie w ogóle ludźmi? A w najlepszym wypadku – czy są ludźmi w pełni świadomymi? (Potem dochodzi się do pytań, czy mogą być uczciwi…).
    4. Sacrum jest tym, co człowiek religijny widzi w bezpośredniej relacji do siebie. Tworzy więc oś ja-święte (wertykalną). Wokół tej osi żyje plemię wybranych, którzy znają „święte”, czczą je, żyją wedle tych samych wartości, co ja (porządek horyzonalny). Dalej są nie-ludzie, bo nie znają świętego, nie uznają naszych wartości.
    5. Sacrum określa cały porządek świata, sprawia, ze z chaosu wyłania się kosmos. Wszystko ma swoje miejsce i czas. Homo religiosus nie potrafi odtąd wyobrazić sobie życia bez odniesienia do sacrum (przepraszam za rusycyzm). MUSIbyć coś świętego! Najlepiej w takich samych kategoriach, w jakich ja widzę te świętość…
    6. Sacrum zostaje spersonifikowane. I – znowu – nie jest tak, ze to chora wyobraźnia człowieka podtyka mu rozmaite figury. To sacrum objawia się postaci bóstwa. Objawienie, czyli hierofania, jest podstawą religijności. Objawienie się bóstwa jest z jednej strony najwygodniejszą dla psychiki ludzkiej formułą przeżywania kontaktu z tym, co święte, a z drugiej najpoważniejszym wyzwaniem. Bóg jest zatem najważniejszym imieniem, bytem i punktem odniesienia dla człowieka religijnego. Bóg – osobowy (jak w chrześcijaństwie czy islamie) jest przyczyną, gwarantem, sprawcą i ostateczną instancją wszystkiego, co jest. W religiach monoteistycznych pozycja człowieka jest zasadniczo podległa wobec Boga. Bóg jest całkowicie autonomiczny. To podstawowa różnica wobec innych typów religii.
    7. Z sacrum wynika wszystko, co ma wartość. Bóg jest prawodawcą. Bóg przedstawia się jako wartość podstawowa i niekwestionowana. Człowiek posiada wartość zależną. W chrześcijaństwie człowiek jest wartością samą w sobie, bo powstał jako „produkt” miłości Boga. Bóg stworzył człowieka z miłości. Odtąd bóg jest gotów dla człowieka, w imię miłości, na wszystko – nawet na to, by „umniejszyć” swą boskość i stać się człowiekiem. Dlatego chrześcijaninowi tak trudno zaakceptować inne powody „bycia dobrym”, bądź uczciwym, jak z odwzajemnionej miłości do Boga.
  2. Kwestia religijności. Można postawić pytanie robocze: czy człowiek niereligijny wciąż jest człowiekiem? Chodzi bowiem o fundamentalne odkrycie religijności, jako cechy konstytuującej człowieka. Podobnie jak pojęcia homo sapiens, homo faber, homo oeconomicus, homo socialis, czy homo ludens – pojęcie homo religiosus opisuje naturalną potrzebę człowieka; w tym wypadku – religijną. Jeżeli człowiek może być religijny, bez wiary w osobowego Boga, to czy może być także uczciwy bez wiary w Boga? – zdają się pytać salonowicze.

        Człowiek religijny operuje w świecie wartości religijnych. Praktycznie religia znajduje swe urzeczywistnienie w określonej moralności. Moralność jest zbiorem zasad wywiedzionych z jakiegoś objawienia.

        Człowiek niereligijny, pozbawiony owego sensus religiosum, musiałby mieć własna etykę – czyli zbiór wartości wywiedzionych z innych źródeł niż religijne. I w to wątpią właśnie niektórzy salonowicze. Człowiek niereligijny ich zdaniem nie może być uczciwy, bo nie ma obiektywnego, realnego, transcendentnego - przekraczającego ludzką małość – punktu odniesienia. Człowiek sam w sobie nie może być wartością, bo niby z jakiego powodu.

            Chrześcijańska miłość Boga do stworzenia uniemożliwiałaby zatem zaistnienie miłości bez Boga? Moim zdaniem nie – takie myślenie to błąd, który popełniają Ewa Pióro, FYM, oraz ci, którzy odmawiają „ateistom” uczciwości.

  1. Kwestia prawdy, języka i szacunku.Nie wiem czy w jakikolwiek wpłynę na przebieg debaty o „ateizmie”, czy innych kwestiach „religijnych”. Krucjaty w obronie krzyża, a także szarże rzekomych obrońców ludzkości – pragnących obnażyć zakłamanie chrześcijan uważam za tyleż bezsensowne, co groźne. Już starożytni rzymianie nazywali chrześcijan wrogami rodzaju ludzkiego. Wycieranie sobie gęby z kolei wartościami chrześcijańskimi w konfrontacji z aborcjonistami, feministkami i innymi odszczepieńcami kompromituje samozwańczych rycerzy Chrystusa. Wracamy wiec do wyświechtanego zestawu pojęć i kalumni.

 

Zabieram na swe wywody tak wiele miejsca z ogromnym poczuciem wstydu. I tak nie uniknąłem uproszczeń, większość spraw jedynie zasygnalizowałem. Czy znajdzie się ktokolwiek, który przeczyta to i przemyśli cokolwiek? Pewnie też nie raz pobłądziłem – chętnie zrewiduję te opinie, poprawię, doprecyzuję.

 

Actonik
O mnie Actonik

"Granice mojego języka są granicami mojego świata". Ludwik Wittgenstein "Traktat logiczno-filozoficzny"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura