Fot. KPRM/Krystian Maj
Fot. KPRM/Krystian Maj

Walki o władzę w koalicji. PiS pozostawił rządzącym "miny" i muszą się pilnować

Redakcja Redakcja Rząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 74
Koalicja zapowiadała rozliczenia, ale żeby je zrealizować, musi uporać się z rozmaitymi pozostawianymi przez PiS minami. I tak naprawdę można powiedzieć, że koalicja rządząca jest dopiero w drodze do prawdziwego rządzenia, od którego dzieli ją jednak uporządkowanie sytuacji w prokuraturach, sądach - mówi w rozmowie z Salonem 24 prof. Kazimierz Kik, politolog.

Kwestie aborcji podnoszone przez Lewicę i blokowane przez Trzecią Drogę, która z kolei domaga się składki zdrowotnej sprzed Polskiego Ładu. Tarcia w koalicji mogą być dla niej zagrożeniem, czy to normalne spory, z jakimi mamy do czynienia w każdej koalicji rządowej?

Prof. Kazimierz Kik:
Nie jest tajemnicą, że koalicja nie jest jednolita ideowo. W dodatku w czteroczłonowym sojuszu wyraźny ton nadaje Platforma Obywatelska. I nadaje ten kierunek tak mocno, że w odbiorze społecznym ludzie kojarzą obecny rząd jako gabinet wyłącznie KO. W efekcie pozostałe partie, które mają mniejszy wpływ, próbują zaznaczyć swoją obecność i zmobilizować swoich zwolenników. Do tego trwa kampania wyborcza. Zwłaszcza swoją odrębność nadawać chce Lewica, która mocno akcentuje sprawę aborcji. A praktycznie nie oferuje nic poza tymi światopoglądowymi, progresywnymi postulatami. Trudno znaleźć cokolwiek, czym mogłaby się wyróżnić. To jest zastanawiające, że nie prezentuje programu socjalnego, reform społecznych.

No nie, jest Lewica Razem, która dystansuje się od rządu z przyczyn właśnie socjalnych?

Tak, ale Razem jest, powiedzmy, marginalna, w zasadzie w ogóle nie istnieje, poza tym, że ma wysokiego przewodniczącego. W koalicji mamy więc głównie mającą jedynie progresywne postulaty Lewicy, bardziej konserwatywną Trzecią Drogę i bardziej w centrum Platformę. Partie stoją w rozkroku, ponieważ z jednej strony chcą być u władzy, a z drugiej chcą szczególnie w kampanii wyborczej zademonstrować swoją odrębność.

Mówi Pan o Lewicy, która idzie w kierunku spraw światopoglądowych, ale charakterystyczne jest działanie Trzeciej Drogi. Formacja ta z jednej strony ostro postawiła sprawę powrotu do składki zdrowotnej do stawki sprzed Polskiego Ładu, Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz określili ten postulat jako wręcz "być albo nie być koalicji". Z drugiej jednak strony Trzecia Droga poparła w wyborach w Warszawie Rafała Trzaskowskiego, nie wystawiła kandydata na prezydenta stolicy.

Jest jeden czynnik, który trzyma w ryzach rządzących. To świeżo zdobyta władza i wola jej utrwalenia. Są rozdzielone stanowiska ministerialne, wiceministerialne. Te argumenty wśród liderów przynajmniej w pierwszych latach rządzenia zwyciężą. Jednak co innego jest w partiach, co innego w elektoratach. Ugrupowania i liderzy mają swój cel, władzę. A elektoraty mają swoje cele, interesy. I rzeczywiście interesy drobnych przedsiębiorców, małego biznesu, samozatrudnionych, to z punktu widzenia Trzeciej Drogi sprawa kluczowa, gdyż stanowią oni sporą część elektoratu ludowców i Polski 2050. Pamiętać jednak musimy o tym, że główną siłą koalicji jest Platforma Obywatelska. Formacja, jeżeli chodzi o program, patrząca w kategoriach elit i dużych sektorów gospodarki. Tu interes elektoratów obu ugrupowań jest rozbieżny. Koalicja znajduje się w trudnej sytuacji z jeszcze jednego powodu. Postawiła na rozliczenia, powołała komisje śledcze.

Tego akurat oczekują wyborcy różnych ugrupowań i to jest spoiwo koalicji?

Rząd nie ruszy jednak z rozliczeniami do przodu, dopóki nie upora się z rozmaitymi pozostawianymi przez PiS minami. I tak naprawdę można powiedzieć, że koalicja rządząca jest dopiero w drodze do prawdziwego rządzenia, od którego dzieli ją jednak uporządkowanie sytuacji w prokuraturach, sądach. To sprawia, że na razie formacje tworzące koalicję muszą zachować jedność w kwestii rozliczenia poprzedników i nie mogą iść na zwarcie w sprawach nawet istotnych z punktu widzenia ich elektoratów. Tu jednak jest nacisk oddolny i to może sprawiać wrażenie rozłamu. Bo z uwagi na elektorat poszczególne partie muszą zajmować przynajmniej propagandowo, publicznie, stanowiska, które nie będą akceptowane przez innych, koalicjantów. W przeciwnym wypadku przed wyborami straciłyby wyborców. Gdybyśmy nie byli w trakcie maratonu wyborczego – wybory samorządowe, potem europejskie i następnie prezydenckie to sądzę, że te kontrowersje albo by się nie ujawniły, albo ujawniły, ale nie w taki sposób. Tak jest swoista kakofonia, wrażenie konfliktu. Tak naprawdę jednak sądzę, że ma on głównie charakter pozorny, pod publiczkę. Docelowo zwycięży interes – konieczność utrzymania władzy.

Ilustracja; Partie tworzące rząd łączy interes, dzielą elektoraty - mówi ekspert. Fot. KPRM/Krystian Maj

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka