Donald Trump. Fot. PAP/EPA/CRISTOBAL HERRERA-ULASHKEVICH
Donald Trump. Fot. PAP/EPA/CRISTOBAL HERRERA-ULASHKEVICH

Jan Parys: Diabeł w Trumpa wcielony i relacje Europy z USA [OPINIA]

Redakcja Redakcja USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 47
Donald Trump jako prezydent Stanów Zjednoczonych czasem mówił dziwne rzeczy, ale w kwestiach zagranicznych postępował racjonalnie. USA zwiększyły liczebność swych wojsk w Europie, to Trump uruchomił budowę tarczy antyrakietowej w Polsce, przesunął ponad 5 tysięcy żołnierzy amerykańskich na flankę wschodnią. Dziś Europa bez USA nie ma szans w starciu z Rosją. Powoływane struktur obronnych alternatywnych wobec NATO jest początkiem wyprowadzania Polski z Sojuszu – pisze Jan Parys*.

Relacje Europy z USA

W ostatnich miesiąca trwa w mediach histeria związana z możliwym zwycięstwem Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA. Ma to być nie tylko klęska Bidena, ale i demokracji na całym świecie, a zwłaszcza mieszkańców Europy. Jednak niektórzy, w tym ja, nieśmiało przypominają, że Trump jako prezydent, chociaż czasem mówił dziwne rzeczy, to w kwestiach zagranicznych postępował racjonalnie. Politycy europejscy zapominają o tym, iż za jego pierwszej kadencji Stany Zjednoczone zwiększyły liczebność swych wojsk w Europie. Wzrósł budżet militarny USA. To wreszcie Donald Trump uruchomił budowę tarczy antyrakietowej w Polsce, przesunął ponad 5 tysięcy żołnierzy amerykańskich na flankę wschodnią.

Zatem na jakiej podstawie ktoś dziś twierdzi, że Trump jest miękki wobec Rosji i zagraża bezpieczeństwu Europy? Z przytoczonych wyżej faktów wynika, że było wręcz przeciwnie. Trump odrzucał politykę resetu z Rosją, a obronę Europy traktował poważnie. Niedawno jeden z europejskich dzienników posunął się do tego, że opublikował plan dziesięciu decyzji Trumpa, które jako prezydent USA na pewno przeprowadzi, by pomagać Putinowi i zaszkodzić Europie.

Oczywiście autor tekstu z Trumpem nie rozmawiał ani nie dysponuje żadnymi dowodami na ten temat. On po prostu wie „od zawsze”, że kandydat Republikanów to diabeł wcielony w postać Trumpa. Stąd wszystko jasne: kryzys na świecie, zwłaszcza w relacjach transatlantyckich będzie na pewno wywołany przez Trumpa. Ostatnim na to dowodem jest to, iż kandydat Republikanów domaga się, by kraje europejskie wydawały na swoje siły zbrojne tyle, ile uchwalono w NATO kilka lat temu. Warto podkreślić, że Trump nie każe nikomu, by płacił Stanom Zjednoczonym za obronę. Chce tylko, by państwa europejskie posiadały większe i silne siły zbrojne dla własnej obrony. W Europie większość polityków uważa taki postulat za wielką amerykańską bezczelność.

Niebywała okazja dla Rosji

Dziś media tak sterują opinią publiczną w Europie, że właściwie przekonały wiele osób, że Trump zagraża Europie bardziej, niż Władimir Putin. Ta operacja medialna prowadzona przez tzw. liberalne media, walczące dzielnie od lat z populizmem i nacjonalizmem na świecie, stworzyła dla Rosji niebywałą okazję. Od kilkudziesięciu lat celem władzy na Kremlu jest podzielenie państw zachodnich i odseparowanie Europy od Stanów Zjednoczonych. Nie ukrywa tego np. rosyjski analityk i doradca Putina Siergiej Karaganow. Od paru miesięcy antytrumpowa histeria jest de facto akcją antyamerykańską.

Zatem już jesteśmy blisko sytuacji, jaka miała miejsce w latach 80. XX wieku, kiedy w obliczu rosyjskich zbrojeń miliony demonstrantów na Zachodzie domagały się usunięcia amerykańskich baz z Europy. I to wszystko dzieje się w czasie, gdy Rosja pokazuje swe bardzo agresywne oblicze, prowadząc brutalną wojnę na Ukrainie. Trudno powiedzieć, by Putin odnosił tam wielkie sukcesy militarne, adekwatne do swych mocarstwowych ambicji. Natomiast niewątpliwie Rosja odnosi sukces w Europie Zachodniej. Mózgi europejskiej elity zaraziła bowiem ideą, wg której Stany Zjednoczone nie są wiarygodnym sojusznikiem, że domagają się pieniędzy za obronę Europy, że przeszkadzają w budowie kooperacji z Rosją, że ograniczają Europejczykom relacje z Chinami. Jednym słowem, że Europa nie potrzebuje amerykańskiej kurateli, bo sama może być mocarstwem w nowym, wielobiegunowym świecie.


Bez USA Europa się nie liczy

W Polsce rządzi dziś koalicja, która myśli podobnie jak europejskie elity. Nie wiem, czy warto tłumaczyć dogmatykom z Europy Zachodniej elementarne fakty. Spróbuję jednak coś wytłumaczyć rządzącej dziś w Warszawie koalicji 13 grudnia. Otóż w XX i XXI wieku w Europie, bez pomocy Stanów Zjednoczonych, nie zakończyła się żadna wojna. Trudno zapomnieć o udziale USA podczas pierwszej i drugiej wojny światowej. Konflikty, które nastąpiły potem, jak wojna o Suez, wojna na Bałkanach, czy ostatnio wojna na Ukrainie, bez pomocy Stanów Zjednoczonych skończyłyby się dla Europy tragicznie.

Potencjału nuklearnego Rosji nie da się porównać ze skromnymi zasobami Francji i Wielkiej Brytanii. Dziś Europa nie posiada odpowiedniej liczby wyszkolonych żołnierzy, nie ma zdolności logistycznych, nie ma zwiadu satelitarnego, nie ma nowoczesnej broni antyrakietowej. Sama Europa wobec Rosji jest prawie bezbronna. Obecnie nawet nie jest w stanie dostarczyć wystarczającej ilości amunicji na Ukrainę! Cóż więc mówić o ewentualnej obronie przed rosyjską agresją?

To próba wyprowadzenia Polski z NATO

Dzisiaj Europa jest zbiorem ponad 30 państw. Ma potencjał demograficzny i finansowy, ale od blisko 30 lat, gdy skończyła się zimna wojna, nie inwestuje w obronność. Woli korzystać z tzw. dywidendy pokoju. Nawet gdyby dziś nagle podwojono nakłady na zbrojenia w Europie, to potrzeba będzie wielu lat, by nadrobić zaległości z czasu trzydziestoletnich oszczędności i cięć. Jednym słowem Europa sama jest winna temu, że w dziedzinie bezpieczeństwa musi dziś polegać na sojuszu z USA. I żadne słowa o autonomii strategicznej Unii Europejskiej nie zmienią tego stanu rzeczy, nie poprawią potencjału militarnego Europy. W sensie militarnym wobec Rosji Europa się nie liczy.

Jeżeli ktokolwiek w Warszawie myśli, że rewitalizując trójkąt weimarski, zapewnia nam bezpieczeństwo, to jest po prostu naiwny. Europa nie ma sił zbrojnych, które mogłyby stanowić alternatywę dla zasobów Rosji. Jeżeli ktoś lansuje pomysł z powołaniem komisarza ds. obronnych w Unii Europejskiej lub pomysł budowy europejskich sił zbrojnych, to nie wzmacnia bezpieczeństwa Polski, lecz po prostu lansuje pomysły, które nie mają realnego znaczenia militarnego. Budowa instytucji alternatywnych wobec Paktu Północnoatlantyckiego jest podważaniem, a nie wzmacnianiem Sojuszu. Czas głośno powiedzieć: zamiast wzmacniać siły zbrojne w Polsce i w Europie, część polskich polityków lansuje mrzonki, które osłabiają NATO i naszą pozycję w Sojuszu. Powoływane struktur obronnych alternatywnych wobec NATO jest początkiem wyprowadzania Polski z Paktu Północnoatlantyckiego.

Jan Parys, ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa i stosunków międzynarodowych, minister Obrony Narodowej w latach 1991-1992

* Artykuł wyraża poglądy autora, które nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem redakcji. Tytuł i śródtytuły pochodzą od Redakcji

Źródło zdjęcia: Donald Trump. Fot. PAP/EPA/CRISTOBAL HERRERA-ULASHKEVICH

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka