fot. PAP/Tytus Żmijewski.
fot. PAP/Tytus Żmijewski.

25 lat w NATO. Bez Sojuszu mogliśmy być łatwym łupem dla Putina [WYWIAD]

Redakcja Redakcja NATO Obserwuj temat Obserwuj notkę 48
- Gdyby nie wejście do NATO, Polska byłaby łatwym łupem dla Putina. Sojusz Północnoatlantycki to jest najsilniejszy pakt militarny na świecie. Po drugie, gdybyśmy nie byli członkiem NATO, nie zmodernizowalibyśmy armii tak, jak nam się udało zmodernizować – mówi Salonowi 24 generał Roman Polko, były dowódca Jednostki Specjalnej GROM.

Minęło 25 lat od wejścia Polski do NATO. W jakiej bylibyśmy sytuacji dziś, gdyby nie członkostwo w Sojuszu?

Gen. Roman Polko:
Przede wszystkim Polska byłaby łatwym łupem dla Putina, bo ten czynnik odstraszający jest nie do przecenienia. Sojusz Północnoatlantycki to jest najsilniejszy pakt militarny na świecie. Po drugie, gdybyśmy nie byli członkiem NATO, nie zmodernizowalibyśmy armii tak, jak nam się udało zmodernizować.

Dostęp do nowoczesnych technologii Sojusz ogranicza jedynie do zaufanych państw, członków. Jednocześnie Amerykanie w moim przekonaniu pomogli nam też zreformować tę armię, że teraz to jest armia, w której jest Mission Command, czyli dowodzenie przez cele, a nie jest to armia, w której był przerost formy nad treścią. Gdzie żołnierz był takim żołnierzem folwarcznym, na usługi swojego oficera.

Ćwierć wieku temu, gdy przystępowaliśmy do NATO, mówiło się, że w zasadzie to historia się skończyła, wojna nie grozi. Z dzisiejszej perspektywy te teorie są, delikatnie mówiąc, nieaktualne.

Po pierwsze, chciałbym podkreślić, że myśmy wstępowali do silnego NATO, które wiedziało, czego chce. Sam tego doświadczyłem 12 marca 1999 roku, podczas ćwiczeń Siły Natychmiastowego Reagowania we Włoszech, gdzie prowadziliśmy manewry na dużą skalę. Problem polegał na tym, że później te Siły Natychmiastowego Reagowania rozwiązano. W roku 2003 zaczęła obowiązywać doktryna, w myśl której Europa nigdy nie cieszyła się takim dobrobytem i pokojem. Do tego doszła modna teoria Francisa Fukuyamy o „końcu historii”. Wbrew oczywistościom, wbrew temu, co Putin już wtedy zaczynał robić w Czeczenii, tak naprawdę Zachód się rozbrajał. Polska nie była jednak wśród państw, które ograniczały swój potencjał militarny. Polska realizowała proces przekształcenia własnej armii do pełnego członkostwa NATO.

Czy w tym momencie należałoby wrócić do zasadniczej służby wojskowej, jak niektórzy mówią, czy skupić się należy wyłącznie na wzmacnianiu armii zawodowej?

To jest, krótko mówiąc pytanie o to, czy powinniśmy przywracać patologię. No nie – z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że nawet wtedy, gdy te technologie nie były najnowsze, to taki żołnierz z przymusu w istocie czynił w armii więcej szkody niż pożytku. W tej chwili armia będzie miała nowoczesny sprzęt, zaawansowane technologie. Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której armia powierza taki sprzęt człowiekowi, który do wojska trafia na zasadniczą służbę wojskową. Nauczenie obsługi to jednak jest proces długotrwały. O jakości armii decydują technologie, nie mięso armatnie. Oczywiście społeczeństwo należy przygotować na różne zagrożenia. Po pierwsze ważna jest edukacja.


Tu jednak jest wiele pozytywów. Całkiem niezła jest ustawa o obronie ojczyzny. Działają Wojska Obrony Terytorialnej. Służący w nich ludzie mają mnóstwo pasji, entuzjazmu. Jest też dobrowolna, zasadnicza służba wojskowa. Nie ma to jednak nic wspólnego z przymusowym poborem. Kluczowe jest tworzenie odpowiednich warunków dla szkolenia rezerwy. Taki system dobrze funkcjonuje na przykład w Izraelu. Żołnierz czy cywil, który jest powoływany na takie dobrowolne szkolenie wojskowe, ma przekonanie, że czegoś się nauczy. Że nie będzie się nudził, a jego czas nie będzie zmarnowany. Nad tym systemem musimy jeszcze popracować, ponieważ wymaga on naprawdę dużej przebudowy infrastruktury. W tej chwili brakuje w Polsce strzelnic i innych miejsc dla pasjonatów, w których mogliby doskonalić swoje umiejętności.

We wtorek głośno było o akcjach zbrojnych grup na terenie Rosji. Czy zmieniają one coś w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej?

Wszystko wskazuje na to, że są to na razie niewielkie działania. Mam nadzieję, że się rozszerzą. Dziś Rosja nie czuje trudu w tej wojnie. Nie ponosi skutków własnej agresji. Wroga najłatwiej bowiem pokonać na jego terytorium. Pokazuje to historia. Scypion Afrykański pokonał Hannibala pod Zamą, a nie na terenie Imperium Rzymskiego, które wcześniej Hannibal pustoszył. Tak samo Rosja musi na własnej skórze poczuć, czym jest ta wojna. Nie można więc ograniczać się do samej Ukrainy. Mam nadzieję, że te działania dywersyjne o niewielkiej skali uświadomią Rosjanom, że chcielibyśmy, żeby to był normalny kraj. A nie kraj, w który chce budować Putin. A chce on budować kraj, który toczy wojnę, żeby ona się nigdy nie skończyła. Żeby cały czas trwała, bo umacnia jego władzę.


Na zdjęciu obchody przystąpienia Polski do NATO organizowane w Bydgoszczy, fot. PAP/Tytus Żmijewski



Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka