n/z: Europoseł Zdzisław Krasnodębski. fot. PAP/Maciej Kulczyński
n/z: Europoseł Zdzisław Krasnodębski. fot. PAP/Maciej Kulczyński

Zdzisław Krasnodębski krytycznie o PiS. "To był ogromny błąd kierownictwa"

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 142
PiS za bardzo poszedł w kierunku skuteczności w samej kampanii wyborczej, przy jednoczesnym osłabieniu skuteczności już w trakcie kadencji. A to spory błąd – mówi Salonowi 24 prof. Zdzisław Krasnodębski, socjolog, filozof społeczny, eurodeputowany VIII i IX kadencji, były wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.

Polityka jest grą zespołową i często wymaga podporządkowania swoich opinii i działań celom i strategii zespołu. Bylem czynnym zawodnikiem zespołu PIS przez 10 lat […] grając najlepiej, jak umiałem, nie obijając się, na pozycji środkowego pomocnika w PE, starałem się podać piłkę liderom. Obecnie rozwiązujemy kontrakt i znowu będę mógł, teraz nie łamiąc zasad lojalności wobec zespołu, swobodnie formułować swoje opinie o jego grze, o dobrych i złych decyzjach” – napisał Pan w mediach społecznościowych. Z PiS żegna się Pan po 9 latach zasiadania w Parlamencie Europejskim.

Prof. Zdzisław Krasnodębski: To była oczywiście metafora. Chodziło mi o to, że jeżeli jest się politykiem, to jest to inna rola społeczna, niż komentatora. Ja byłem czynnym politykiem, więc mimo że oczywiście zachowałem swoje opinie i czasami wyrażałem odmienne zdanie, to jednak grałem w tym zespole, czyli delegacji PiS-u w parlamencie europejskim. Teraz natomiast wracam poprzedniej roli, którą pełniłem przed 2014 rokiem, gdy byłem analitykiem i obserwatorem życia politycznego, niezależnym intelektualistą, profesorem uniwersytetu.

Nie oznacza to, broń Boże, że zmieniam swoje poglądy i sympatie, zachowania wyborcze. Oznacza to tylko tyle, że dzisiaj będę mógł swoje sądy formułować już na własny rachunek i patrzeć na politykę z pewnego dystansu. Zwłaszcza, że ja nie jestem członkiem Prawa i Sprawiedliwości, nie należę do żadnej partii politycznej, nie jestem posłem w Sejmie, nie spełnię żadnej funkcji politycznej. Ponieważ nadal chcę Polakom służyć swoją wiedzą, więc będę tę rolę spełniał właśnie w ten sposób, jako niezależny obserwator. Uważam bowiem, że powinni więcej rozumieć ze skomplikowanej polityki europejskiej.


Jak ocenia Pan ten czas spędzony w Parlamencie Europejskim?

Bardzo pozytywnie i chciałbym podkreślić fakt, że dwukrotnie znalazłem się na listach i byłem wybrany z bardzo dobrym wynikiem, co też świadczy o otwartości Prawa i Sprawiedliwości. To też jest dosyć wyjątkowe na tle innych partii politycznych reprezentowanych w Parlamencie Europejskim. Droga eurodeputowanych np. z Niemiec zazwyczaj polega na pokonywaniu wszystkich szczebli kariery politycznej od młodzieżówki. A siłą Prawa i Sprawiedliwości jest fakt, że była to otwarta partia i mam nadzieję, że taką pozostanie. Mogły z nią współpracować osoby trochę z zewnątrz. Wykładałem wcześniej europeistykę na niemieckim uniwersytecie, praca w ramach polskiej delegacji zmieniła też moją perspektywę, dała mi dużo satysfakcji. Za to jestem bardzo wdzięczny. Natomiast praca komentatora, analityka, socjologa, politologa, no pozwala na życie bardziej kontemplacyjne, uogólnienie wniosków, napisanie czegoś trwałego.

Charakterystyką pracy w Parlamencie Europejskim jest to, że w przeciwieństwie do parlamentów narodowych, że ta najważniejsza część pracy, czyli legislacyjna jest niezauważalna z punktu widzenia, z punktu widzenia opinii publicznej w danym kraju. Ja jednak sobie ten czas bardzo cenię. Zawsze będę pamiętał, że mogłem kandydować w pierwszej kadencji z Warszawy z jedynki, w drugiej kadencji w Wielkopolsce. Sądziłem jednak, że i w kolejnej kadencji mógłbym służyć swoim doświadczeniem międzynarodowym. Zwłaszcza w tak trudniej, przełomowej sytuacji. Decyzja władz partii była jednak inna, odchodzę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, dziękując za okazane mi dwukrotnie zaufanie. Teraz zajmę się inną działalnością i to właśnie oznaczał mój wpis.

Przyznaje Pan jednak, że mógłby służyć w kolejnej kadencji. Po stronie konserwatywnej także wśród wyborców Prawa i Sprawiedliwości są głosy, że kierownictwo partii robi błąd rezygnując z doświadczonych deputowanych, na rzecz zawodowych, ale mniej obeznanych w polityce międzynarodowej polityków?

Uważam, że Prawo i Sprawiedliwość doszło do władzy dzięki ciężkiej pracy w szerokich kręgach sympatyków, docierając do wielu wyborców, otwierając się na różne środowiska, w tym środowiska inteligenckie. PiS pracował też wówczas nad atrakcyjnym programem. Dziś pod wpływem szoku, jakim niewątpliwie była utrata władzy, mimo wygranych wyborów i bardzo dobrego rezultatu, działania PiS poszły w odwrotnym kierunku niż ten, który przyniósł sukces w 2015 roku – uproszczenia, a nawet trywializacji przekazu. Ja oceniam to krytycznie. Oczywiście również w naszej delegacji w Parlamencie Europejskim, powinny nastąpić pewne zmiany. Specyfika pracy w nim wymaga też jednak odpowiednich kompetencji i innych zachowań, niż te, które są wystarczające w polityce krajowej. W związku z tym również uważam, że podczas tworzenia list popełniono pewien błąd.

Co nie oznacza, że wynik wyborczy nie może być dobry. W czasie kampanii wyborczej potrzebne są bowiem inne cechy, niż te, które potem są niezbędne w trakcie kadencji Parlamentu Europejskiego. Są potrzebne także różne typy eurodeputowanych. Chyba jednak za bardzo PiS poszedł w kierunku skuteczności w samej kampanii wyborczej, przy jednoczesnym osłabieniu skuteczności już w trakcie kadencji. A to spory błąd, zwłaszczazwłaszcza że z informacji zagranicznych mediów możemy wywnioskować, że dojdzie w kolejnej kadencji do próby całkowitego zmarginalizowania Prawa i Sprawiedliwości w Parlamencie Europejskim. Osoby takie jak ja mogłyby pomóc w neutralizowaniu tych zagrożeń. Kierownictwo partii zdecydowało jednak inaczej.

Wspomniał Pan, że nadchodząca kadencja Parlamentu Europejskiego będzie przełomowa. W konserwatywnych mediach zamiennie używa się terminy „centralizacja” i „federalizacja”. To nie jest tożsame – federacje bywały w historii różne, mogą być w interesie państw je tworzących. Tu zagrożeniem ma być stworzenie centralnego molocha pod dyktando najsilniejszych graczy w Unii Europejskiej. Czy to zagrożenie jest realne i co by Pan radził swoim następcom w Parlamencie Europejskim?

Dążenie do centralizacji jest faktem, widzimy granie zagrożeniem rosyjskim, które jest oczywiście bardzo poważne i realne. Jest ono jednak wykorzystywane do wzmocnienia dążeń centralizacyjnych w Brukseli. Co do polskiej polityki w Unii, to należy pamiętać, że Parlament Europejski jest oczywiście istotny, decydującą rolę odgrywają jednak relacje między państwami i Rada Europejska. Sytuacja jest trudna, bo Polacy dokonali jednak bardzo złego, moim zdaniem, wyboru jesienią ubiegłego roku, który osłabia naszą pozycję w ramach w Unii. Na pewno celem PiS w Parlamencie Europejskim jest obrona przed niebezpieczeństwem wyrzucenia poza obręb grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, czy marginalizacji naszej delegacji w ramach EKR.

Ważne jest także przeciągnie konserwatywnej części polityków Europejskiej Partii Ludowej na nasza stronę I budowania szerokiej koalicji partii prawicowych. A co do polityki Polski w Unii często pokutuje pogląd, że istnieje sprzeczność między otwarciem na negocjację, rozmowę, a twardością stanowiska. A ja powiedziałbym, że tej sprzeczności nie ma. Należy negocjować, być otwartym na rozmowę, ale nie rezygnować najważniejszych zasad i celów. Nic się nie uzyska wyłącznie krzycząc, stawiając sprawy na ostrzu noża. Nic nie uzyska się też jednak wtedy, gdy w negocjacjach wyłącznie się ustępuje, czasami trzeba mieć odwagę odejścia od stołu, czy użycia veta. Należy umieć połączyć zdecydowaną obronę własnego stanowiska ze zdolnościami do negocjacji i rozmów.

n/z: Europoseł Zdzisław Krasnodębski. fot. PAP/Maciej Kulczyński

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo