fot. Canva
fot. Canva

Król Donald ćwiczy reakcje dworzan na koalicję z Konfą

Rafał Woś Rafał Woś Donald Tusk Obserwuj temat Obserwuj notkę 158
Raz na jakiś czas soczystym sierpowym Donald Tusk przypomina swoim opiniotwórczym poplecznikom, że to oni są dla niego. A nie odwrotnie.

Elity miały być dla Tuska. A nie Tusk dla elit

Od niemal 20 lat relacje Donalda Tuska z liberalnym establishmentem w Polsce opierają się na pewnym nieformalnym pakcie. W ramach tamtej umowy lider PO obiecał elitom medialnym, kulturalnym, biznesowym i naukowym, że dopóki rządzi on, dopóty nie będzie żadnej rewolucji. A ustalona w cielęcych latach III RP kolejność dziobania (ekonomicznego, symbolicznego i statusowego) nie zostanie podważona. Nikt nikomu nie będzie grzebał w życiorysie, lustrował ani sprawdzał „skąd i dlaczego”. Słowem: status quo zostanie utrzymane. 

W zamian Tusk oczekiwał wsparcia oraz lojalności. Zaprzyjaźnieni profesorowie, redaktorzy, orły biznesu oraz nagradzani twórcy swym autorytetem mieli pokazywać reszcie społeczeństwa i światu, że to PO jest najbardziej europejską z europejskich i najbardziej demokratyczną z demokratycznych sił politycznych w Polsce. Ale tu nie było nigdy mowy o żadnym partnerstwie. Tusk pozwalał rozmaitym niedocenionym profesorkom, nadambitnym reżyserkom i przemądrzałym myślicielom się wygadać. Ale słuchać ich bynajmniej nie zamierzał. To elity miały być dla Tuska. A nie Tusk dla elit.


Lewica, Hołownia i TOK FM są dla Tuska. A nie odwrotnie

W latach 2007-2014 ten plan sprawdzał się niczym Małgorzata Rozenek w roli Perfekcyjnej Pani Domu. Czyli doskonale. Mało tego. Fakt, że obóz liberalny utracił władzę na rzecz PiS właśnie pod nieobecność „Donka” tylko wzmocniła w elitach legendę czarodzieja PDT. Jedynej postaci, zdolnej dowozić efekty wspomnianego układu. Wraz z powrotem Tuska do dużej polityki, gdy wrócił więc i stary układ. Tusk to dla liberalnego establishmentu jedyny gwarant tego, żeby wrócić do tego co było przed rokiem 2015. Żeby znów było tak, jak było.

Ale w tzw. międzyczasie parę lat jednak minęło. I nie wszyscy w obozie liberalnym do końca jeszcze łapią jak to działa. Myślą sobie na przykład, że program antyPiSu na rządzenie powstawać będzie w twórczym dialogu. Takim, gdzie Tusk powie jedno, Lewica go trochę skoryguje, Hołownia otworzy jeszcze jakiś swój kierunek, a jakiś progresywny profesorek z TOK FM czy publicysta z Oko.press jeszcze coś swojego dołożą. Tylko, że to tak nie działa. Nigdy nie działało. W tym układzie to Donald Tusk i jego najbliższe otoczenie chcą mieć głos decydujący. I faktycznie go mają. Dopóki więc uznają, że hasła Lewicy, Hołowni albo progresywnego profesorka z TOK FM im pasują, to ok. Ale kiedy stwierdzą, że trzeba mówić coś dokładnie odwrotnego, to nie będzie zmiłuj. Bo w tym układzie to Lewica, Hołownia i TOK FM są dla Tuska. A nie Tusk dla Lewicy, Hołowni albo TOK FM.

O co tak naprawdę chodzi Tuskowi

W czasie obecnej kampanii widać to było wyraźnie nie raz, nie dwa, i nie trzy. I wydać to teraz. Gdy Tusk uznaje, że opłaci mu się postraszyć Polki i Polaków hordami Pakistańczyków, Irańczyków i innych przedstawicieli innych ras, to to robi. Nie pytając nikogo ze swoich opiniotwórczych czy politycznych popleczników o zgodę. I nieszczególnie się o ich reakcję troszcząc. Bo tak to przecież działa od lat. I zadziała także teraz. Przez kilka dni paru oburzonych rozedrze szaty i powie, że „nie wierzy własnym uszom”. Ale to ich osobisty jego problem. Stara gwardia liberalnej publicystyki już rozpoczęła oswajanie. Ernest Skalski czy Paweł Wroński dali już w „Gazecie Wyborczej” odpowiednią wykładnię. Kolejne głosy oburzenia rozkwitną niczym ziarno na świeżo wyłożonym AstroTurfem orliku. Czyli wcale. A jeśli ktoś się będzie w mediach liberalnych upierał zbyt długo, to zostanie wyciszony i zadziobany. Za tydzień nikt już nie będzie o sprawie pamiętał. A za dwa wrócimy do pierwotnego przekazu. W myśl którego, to PiS szczuje na migrantów. A PO jest jedynym gwarantem na przywrócenia w Polsce europejskich wartości demokratycznych.  

I tak naprawdę ta cała zawierucha z nagraniem Tuska ma chyba inny cel. Król Donald ćwiczy tu reakcje swoich dworzan na powyborczy sojusz z Konfederacją. Graczem koniecznym, by dać antyPiSowi parlamentarną większość. Im wcześniej przeciwnicy takiego mariażu zostaną pacyfikowani i pozbawieni złudzeń, tym więcej czasu później na zawarcie przełomowej koalicji.  

Rafał Woś

(Zdjęcie: Profil Donalda Tuska/Facebook; grafiki ilustracyjne Canva)

Czytaj także:

Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka