Adam Wielomski Adam Wielomski
115
BLOG

Cel ataku: Benedykt XVI

Adam Wielomski Adam Wielomski Polityka Obserwuj notkę 9

Nasz Ojciec Święty Benedykt XVI stał się w ostatnim czasie celem skrajnych ataków za zdjęcie religijnych sankcji - nazbyt lekkomyślnie nałożonych przez swojego poprzednika - na czterech biskupów „lefebrystycznych”. Jako tradycyjny katolik jestem całym sercem po stronie Benedykta XVI, gdyż decyzja ta to nie tylko pełne przywrócenie Kościołowi tradycjonalistycznych owieczek, ale przede wszystkim równouprawnienie tradycjonalizmu w posoborowym Kościele.

Gdybym od lat nie interesował się problematyką tradycjonalizmu katolickiego to byłbym dziś upośledzony intelektualnie. Korzystając bowiem z „wiedzy” dostarczanej telewidzom i czytelnikom mass-mediów, byłbym przekonany, że istotą sporu pomiędzy tradycjonalistami katolickimi od abpa Marcela Lefebvre’a a „wojtylianami” jest sprawa istnienia lub nieistnienia komór gazowych; byłbym przekonany, że abp Lefebvre został obłożony karami kościelnymi, ponieważ jego środowisko kwestionowało masowe mordy Żydów w okresie II Wojny Światowej. Taki pogląd wyraża dziś zapewne z 90% tzw. wykształciuchów, odżywających się intelektualną papką podawaną przez demoliberalne media.
   
Kwestionujący holocaust bp Williamson zapewne wiedział co robi. Uchodzi za tego z tradycjonalistycznych biskupów, który sprzeciwiał się pojednaniu z Rzymem. Dlatego wielu komentatorów uważa, że wypowiedź ta nie była przypadkowa i miała na celu zablokowanie ugody z Rzymem. Cel ten nie został osiągnięty, ale ściągnął na Benedykta XVI dosłowny nalot dywanowy demoliberalnych mediów i polityków, a także modernistycznych duchownych.

Zacytujmy kilka co bardziej interesujących opinii: „kto neguje Szoah, nie może zostać zrehabilitowany w łonie Kościoła" (kardynał Christoph Schoenborn.); "rehabilitacja kogoś, kto neguje Holokaust, to zawsze zła decyzja" (abp Werner Thissen); "jeżeli ten papież chce zrobić coś dobrego dla swojego Kościoła, powinien jak najszybciej podać się do dymisji. To żaden wstyd. Każdy biskup, gdy skończy 75 lat stawia się do dyspozycji zwierzchników. Każdy kardynał traci przysługująca mu władzę gdy stuknie mu osiemdziesiątka. Nie widzą powodów dla których papież miałby być zwolniony z tej jakże mądrej reguły" (teolog Hermann Haering).

Do ataku rzucili się także politycy. Najpierw była wypowiedź Angeli Merkel (zresztą protestantki, co nadaje jej słowom specyficznego smaczku): „Jeśli w wyniku decyzji Watykanu powstaje wrażenie, że można negować holokaust, oraz gdy chodzi o dobre relacje ze społecznością żydowską, nie można pozostawić tego bez konsekwencji (…)  negowanie Holokaustu nie może mieć miejsca, a pozytywne relacje z Żydami są konieczne". Wypowiedź Kanclerz Niemiec okazała się mieć dalekosiężne skutki dla naszej polskiej polityki, oznaczało to bowiem, że partie proeuropejskie w naszym kraju dostały placet na bezpośrednią krytykę Ojca Świętego. Czując zezwolenie i poparcie Angeli Merkel, Bogdan Borusewicz (PO) stwierdził, że Benedykt XVI "popełnia błąd za błędem". Dalej zaś dowiadujemy się od Borusewicza, że „wyraźnie Benedykt XVI odchodzi od linii, którą nakreślił i realizował Jan Paweł II. To nie jest dobra sytuacja. Ja jako członek tego Kościoła jestem zaniepokojony". Zaraz potem Bronisław Komorowski (PO) stwierdził: „Papież jest nieomylny w kwestiach dogmatu wiary, ale nie w kwestiach poglądów biskupów. Ja raczej bym oczekiwał od Kościoła - bo też należę do kategorii bardzo zaniepokojonych - wyjaśnienia, dlaczego do tej pory żyliśmy w przekonaniu, że przemiany soborowe po Soborze Watykańskim II są wielkim osiągnięciem Kościoła, a dzisiaj okazuje się, że trochę racji mieli lefebryści, którzy nie akceptowali rozwiązań soborowych, i za to w jakiejś mierze z Kościoła ich wykluczono. To mnie niepokoi”.

Innymi słowy: wszyscy drżą. I mają powody! Kościelni moderniści – którzy chcieliby udzielać Komunii Świętej za pomocą chipsów – wpadli w prawdziwą panikę, gdyż zrozumieli, że to nie przelewki, iż tradycjonalizm katolicki został w Kościele równouprawniony. Ich całkowite panowanie w Kościele skończyło się, zapanował teologiczny „pluralizm” i będą musieli udowadniać słuszność swojej linii w dyskusjach z tradycjonalistami. Dyskusje te są ciężkie, gdyż nie ma sensownej odpowiedzi na pytanie „czy posoborowe nauczanie Kościoła katolickiego unieważniło 1960 lat tego, czego nauczał Kościół?”. Za czasów Pawła VI czy Jana Pawła II na pytanie to nie musiano odpowiadać – wystarczyło uznanie pytającego za „oszołoma” lub „integrystę”, posądzenie go o „lefebryzm” i dyskusja się kończyła. Teraz „integryście” trzeba jakoś odpowiedzieć, a tu argumentów brak…

Drżą też politycy z tych partii, które lubią udawać chrześcijańskie; politycy, którzy werbalnie szanują Kościół i papieży, ale całkowicie ignorują naukę Kościoła opowiadając, że są zwolennikami „Kościoła łagiewnickiego” czy „katolicyzmu otwartego”. Faktycznie, takie numery uchodziły przez wiele lat w Kościele. Papież uczył, argumentował, pielgrzymował, ale nie napominał, nie pouczał. Wystarczało pokazać się na Mszy świętej, zrobić sobie fotkę z papieżem i już się było „politykiem katolickim”, co nijak nie przeszkadzało gardłować za „wolnością sumienia” i „wolnością brzucha” i zbierać głosy i katolików i wolnomyślicieli. Powrót rygoryzmu jest dla tych polityków strasznie niewygodny. Istnieje niebezpieczeństwo, że trzeba będzie dokonać wyboru albo/albo, co oznacza konieczność opowiedzenia się, a więc utraty części elektoratu. Politycy niewyraziści, którzy karmią masy pijarowskimi głupstwami o „polityce miłości” nie lubią takich sytuacji.
   
Dlatego moderniści religijni i moderniści polityczni połączyli swoje siły w wielkiej polityczno-medialnej nagonce na Benedykta XVI. Już tylko patrzeć jak ogłoszą, że papież jest homofonem, fanatykiem, antysemitą i faszystą. Wiedzą, że nie są w stanie zmienić poglądów papieża, ale przynajmniej mają nadzieję, że go sterroryzują i zmuszą do milczenia. Pismaki już szykują się do szturmu.

Adam Wielomski
www.konserwatyzm.pl

www.konserwatyzm.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka