Sceptyczny Wierzyciel Sceptyczny Wierzyciel
4383
BLOG

Krótka historia Świętego Mikołaja

Sceptyczny Wierzyciel Sceptyczny Wierzyciel Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Był sobie raz biskup Mikołaj. Był szlachetnym człowiekiem i dobrym chrześcijaninem. Z pochodzenia Grek, mieszkał w Mirze, w Anatolii i słynął licznymi dobrymi uczynkami wobec ubogich, wykluczonych i potrzebujących. Nie wpadał przez komin, nie pohukiwał, nie miał reniferów ale miał bardzo dobre serce i wrażliwość na drugiego człowieka. Zmarł w opinii świętości i został ogłoszony świętym.

    Atrybuty niewidzialnego darczyńcy i latającego zaprzęgu Święty Mikołaj nabył długo później, w świecie germańskim, w Skandynawii, od tamtejszego, bardzo dostojnego, bóstwa naczelnego - Odyna, który także czasem zostawiał podarki dzieciom. Tym łatwiej się to udało, że obaj dostojni starcy mieli brody, laski i otaczał ich metafizyczny obłok potęgi i dobroci.

   Mniej więcej wtedy, gdy świat wchodził w epokę pary i przemysłu, zmodernizował się nieco i Święty Mikołaj. Nabrał znamion dobrobytu na twarzy i w profilu sylwetki, z wierzchowca przesiadł się do sań, wyposażonych w dzwoneczki, dość dyskretnie reklamujące jego przybycie. W XiX stuleciu, jego działalność rozrosła się, z jednoosobowego przedsięwzięcia, do manufaktury, a potem fabryczki, zatrudniającej sporą załogę skrzatów.

   Po wejściu w epokę popkultury, wraz z odrzuceniem przez Mikołaja jego niemodnych religijnych przesądów i dobraniu uroczych współpracowniczek do roli Śnieżynek, popularność Mikołaja rosła gwałtownie.  Stał się bohaterem licznych filmów i popularnych piosenek. Wraz z popularnością, rosły i obroty i rozmach przedsiębiorstwa. Oprócz szybko rosnącej działalności podstawowej, Mikołaj, przez licznych pełnomocników, wkroczył również do branży reklamowej, szczególnie w wielkich centrach handlowych. Któż zna się lepiej od niego na prezentach?

   W ciągu ostatnich dekad, przedsiębiorstwo Świętego Mikołaja zostało przykładnie zracjonalizwane i zrestrukturyzowane: renifery zostały sprywatyzowane na rzecz szwedzkich i fińskich farmerów, otrzymały paszporty i zostały skrzętnie oczipowane euroklipsami, krasnoludy zostały odesłane na renty i emerytury pomostowe, oprócz tych z nich, którzy wpadli na to, by napisać podanie o unijne fundusze strukturalne jako mniejszość etniczna. Co zaradniejsze śnieżynki znalazły pracę w paryskich domach mody i na obrzeżach showbiznesu w Kalifornii, a te mniej zaradne, też obdarowują świat czym i jak potrafią (niestety, ilustracja filmowa, na którą się natknąłem badając losy śnieżynek za pomocą Google'a, znacząco wykracza poza ramy przyzwoitości Salonu). Na ciemnym i zimnym Biegunie Północnym, czy w Laponii, pozostały chyba tylko adres siedziby (wszak to firma z tradycjami), automatyczna centrala, przełączająca chętnych na otrzymanie lub reklamację podarków do call center w Bombaju oraz wielkie połacie tundry, źródło krociowych dotacji unijnych (uprawa jagód, hodowla, zalesianie i najambitniejszy projekt -  winnice). Pod znak firmowy Santa Claus ® (zastrzeżony), Mikołaj wział kredyty na budowę fabryk w Chinach, inwestycje w recyckling, a nadwyżkę ulokował w silnie lewarowane, dość ryzykowne finansowe instrumenty pochodne związane z rynkiem nieruchomości.

   Wschodnim kolegą Świętego Mikołaj był Died Moroz. Dawno, dawno temu, Died Moroz był uważany za podstępnego i okrutnego czarownika, który lubił zamrażać ludzi. Był nieco ucywilizowanym wcieleniem jeszcze dawniejszych postaci: prasłowiańskich bogów: Pogwizda, Zimnika, a nawet nader ponurego słowiańskiego bóstwa podziemnego - Koroczuna, rządzącego światem zmarłych, który miał swoje święto w najciemniejsze dni roku. Dawniej, Died Moroz porywał dzieci w wielkim worze, a za ich zwrot domagał się prezentów.

   Za sprawą XiX-wiecznej sztuki Aleksandra Ostrowskiego i opery Mikołaja Rimskiego-Korsakowa, "Śnieżynka", Died Moroz został, niejako, odwrócony, jego wizerunek - radykalnie ocieplony, i Died Moroz awansował do roli dobrodusznego starszego jegomościa obchodzącego dzieci z worem prezentów, stapiając się niemal ze Świętym Mikołajem (swoją drogą, trudno chyba o większy majstersztyk w dziedzinie kształtowania wizerunku). To stopienie ze okrutnika ze świętym, było, zresztą, przyczyną jego późniejszego politycznego prześladowania, tak  w carskiej Rosji, jak we wczesnym ZSRR. W carskiej Rosji, podejrzewano Dieda Moroza, że jest agentem  niemieckim. W stalinowskim ZSRR, został uznany za element reakcyjny i opium dla ludu, a potem rozkułaczony i zakazany na fali wielkich czystek. Po kilku latach w gułagu, Died Moroz, już mądrzejszy i przebrany w niebieskie szatki, został szczęśliwie zrehabilitowany. W czasach PRL, już jako ułożonego funkcjonariusza Partii, próbowano go wysłać do Polski, by wyparł skompromitowanego swoim irracjonalnym reakcjonizmem, klasycznego Świętego Mikołaja, ale, jak trafnie przewidział nieżyjący już wtedy Generalissimus, ta próba skończyła się mniej więcej tak, jak próba założenia siodła na krowę. Krótko rzecz ujmując, ów kulturowy miczurinizm dał owoce mizerne i niesmaczne. Dzisiejszy Died Moroz, już bezpartyjny, jest właściwie sobowtórem Świętego Mikołaja, z lekkim, słowiańskim kolorytem regionalnym, i nie ma już w sobie nic z dawnego, groźnego mroziciela, porywacza i reketiera. 

   Święty Mikołaj został więc szczęśliwie zindustrializowany, skomercjalizowany, ześwieczczony, zunifikowany i zglobalizowny. To jednak nie koniec. Działalność Świętego Mikołaja, jako osoby, bądź co bądź, wciąż prywatnej, wzbudziła wyraźną zazdrość władz publicznych. Współczesne państwo  nie mogło pozostać obojętne wobec takiej rozbuchanej demonstracji indywidualizmu, zwłaszcza w dziele uszczęśliwania, w którym państwo winno mieć pierwszeństwo, albo nawet monopol. Państwa stanęły więc w konkurencyjne szranki z Mikołajem. Amerykański Santa Claus, w osobie Bena Bernanke, rozsypuje na cały świat worki dolarów w darosprawczym szale, brukselski Père Noël, alias frankfurcki der Weihnachtsmann, uszczęśliwiają głównie biedne narody europejskie (zwłaszcza te upadłe), tak hojnymi darami materialnymi, jak mądrością. Died Moroz, pragnie ogrzać całą Europę i Azję, by miały siłę walczyć z efektem cieplarnianym. Chiny, choć leżą raczej w ciepłej strefie klimatycznej i nie mają tradycji świętych, zostały kiedyś docenione przez Świętego Mikołaja, jako idealne miejsce dla outsourcingu w dziele producji prezentów. Niestety, zgodnie z obecną chińską strategią, przejęły importową technologę oraz ideologię i dziś są głównym (perfekcyjnie podrobionym) Świętym Mikołajem świata, w wydaniu klasycznym, to jest upominkowo-towarowym. Przyznać trzeba, że tak jak i w innych dziedzinach, państwa wykazały swoją wyższość wobec prywatnej inicjatywy: wobec ich zmasowanej darczynności, gwiazda Świętego Mikołaja wyraźnie blednie, to kwestia czasu, gdy będzie potrzebował bailoutu,  drogą którego, zostanie upaństwowiony.

   Do pełni szczęścia pozostaje właściwie niewiele. Wystarczy ogolić Mikołajowi brodę, sprawdzić jego preferencje seksualne, zdemaskować i wybaczyć miękką pedofilię (któż zaprzeczy, że Święty Mikołaj lubi dzieci?), chemicznie wykastrować, założyć dozór elektroniczny i zażądać parytetu płci w reprezentacji jego osoby. A wtedy, w tym Nowym Wspaniałym Świecie, któż będzie pamiętał, o co właściwie chodziło staremu, dobremu Mikołajowi z Miry.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości