Po przeżyciu, niekiedy z wielką śmiertelnością, stosunkowo łagodnej pierwszej wiosennej fali zachorowań na nową chorobę zwaną w skrócie kovid 19, od połowy września w "pierwszym świecie", w tym w Polsce, gwałtownie wzrasta liczba wykazanych zakażeń na tę chorobę.
Niektórzy specjaliści, w tym doświadczeni lekarze, kwestionują prawdziwość publikowanych danych o zakażeniach zwracając uwagę zarówno na to że testy są pośrednie, nie wykazują wprost zachorowania i zbyt często podają wadliwe wyniki - co, między innymi, wykazali na sobie znani w Polsce celebryci.
Jednak wysoka korelacja podawanych danych o zakażeniach z liczbą zajętych miejsc w szpitalach, z obciążeniem Pogotowia, z obciążeniem pracą lekarzy i pielęgniarek oraz ze względu na łatwe zarażanie się tą chorobą, a przede wszystkim z uwagi na wzrost liczby zgonów, warto poważnie potraktować liczby dotyczące tej choroby i jej skutków
Nie jestem epidemiologiem ani nawet medykiem. Z racji wykształcenia znam się natomiast na badaniach statystycznych i przez wiele lat zajmowałem się badaniami statystycznymi pomiarów opatrzonych dużymi błędami co przy właściwie dobranych modelach obserwowanego zjawiska, przy odpowiedniej liczbie powtórzeń pozwoliło z sukcesem, z duża dokładnością przewidywać rezultaty badanych zjawisk, o których przed dekadą sporo publikowałem na Salon24.pl.
Dla celu niniejszej publikacji korzystałem z danych z całego niemal świata podawanych regularnie na portalu
https://www.worldometers.info/coronavirus/
Teraz obserwuję się "drugą falę" tych zakażeń. Na pokazanym u góry wykresie widać dużo.
"Pierwszą falę" zachorowań na kovid 19 trwającą na świecie od marca do lipca Polska przeżyła na niemal najniższym w świecie poziomie - na wykresie widać że statystycznie bliskim zera.
Pomimo tak niskiego poziomu zachorowań wiosną w Polsce wprowadzono na wielką skalę blokadę Polaków generującą straty przychodów i olbrzymie nakłady z naszego budżetu. Obecnie, kiedy Polacy odczuwają niechęć do "lockdownu" w skali zachorowań i zgonów następuje dla Polski czas tragiczny. Obecny wzrost "zakażeń" stawia Polskę w tej materii na jednej z najgorszych pozycji w świecie.
Tempo wzrostu zakażeń w Polsce jest obecnie najwyższe na świecie i jak można odczytać z wykresu nie wykazuje że zbliża się do maksimum. Z elementarnych oszacowań statystycznych wynika że o ile pozostaniemy przy obecnie stosowanych metodach profilaktycznych, to do końca listopada liczba zakażeń, przypadków krytycznych i zgonów w Polsce podwoi się. Na pewno załamie się wydolność polskiej służby zdrowia, zabraknie lekarzy i pielęgniarek a do Świąt wielu z nas nie dożyje.
Czy jest nadzieja?
JEST. Ale należy natychmiast zastosować sposób jaki wprowadził premier Netanyahu. Pomimo olbrzymiej fali protestów wprowadził w Izraelu metodę jaką w styczniu zastosowali Chińczycy.
Zauważywszy tendencję wzrostu zakażeń, od połowy września wprowadzono w Izraelu zakaz oddalania się od miejsca zamieszkania ponad 1000 metrów i to tylko do sklepu lub apteki z możliwością jazdy najkrótszą drogą do pracy i z powrotem
Zakaz dotyczy udziału w protestach
Godzinę i datę wyjścia, jego cel miejsce zamieszkania i drogę dojścia każdy sam wpisuje dla siebie na tworzonym każdorazowo własnym dokumencie, który okazuje na każde wezwanie kontroli. W Chinach kontrolujący mierzyli temperaturę każdemu poruszającemu się.
Ponieważ Izrael ma okrągło 4 razy mniej ludności niż Polska dla porównaniu z nami liczby należy pomnożyć przez 4. W porównaniu z innymi państwami, w tym z UE, jedynie metoda "żydowska" okazuje się skuteczna.
Obyśmy dożyli Nowego 2021 - czego sobie i Czytelnikom życzę !