Z okazji Święta Niepodległości warto sobie otwarcie powiedzieć, że Norwid się myli. Ojczyzna to nie są "groby i pamięć", ani "wielki, zbiorowy obowiązek" - ojczyzna to żywi Polacy, a nie martwi. Pamięć i szacunek dla tych, którzy o ten kraj walczyli, ale to nie celebrowaniem klęsk powinniśmy się teraz zajmować.
Dobrze ujął to Paweł Kukiz w programie "Teraz MY!": "Patriotyzm przybiera różne formy. W czasach walki uprawniony jest nacjonalizm. W czasach pokoju patriotyzm, to nic innego jak pozytywistyczna, mrówcza praca [...] Patriotyzm to sprzątanie podwórka, poszanowanie tradycji, płacenie podatków i mówienie prawdy".
Po setkach lat ganiania się w tę i nazad za Turkami, Niemcami, Ruskimi Polacy mają swój kraj. Niemal 40 milionów niegłupich ludzi, sporą przestrzeń do zagospodarowania, dostęp do morza i kramik zwany Unią Europejską za plecami. Nie strzelamy do sąsiadów, ani oni do nas. Trzeba ten spokój, który wywalczyli nasi przodkowie wykorzystać.
Takie pozytywistycznie podejście, to właśnie patriotyzm czasów pokoju, bez flag, plakatów, krzyków, mundurów i akademii "ku czci" - chyba, że mamy akurat 11 listopada. To czas na wychowywanie uczciwych Polaków, robienie pieniędzy, rozbudowywanie przemysłu i badanie nowych technologii. To czas przygotowywania się na kolejną wojnę, która - miejmy nadzieję - nie nadejdzie.
71% Polaków deklaruje, że była by gotowa oddać życie za ojczyznę, jednak żyjemy w czasach, gdy bomby H, pociski Cruise, zdalnie sterowane samoloty, bombowce strategiczne i atomowe łodzie podwodne mają głęboko w d***e jak jesteśmy odważni i jak głośno będziemy krzyczeć.
W głębokim poważaniu mają, czy banda młodych mołojców wykopie pepeszę, którą dziadek ukradł Ruskim i pójdzie umierać. Bo rozjadą ich nowoczesne czołgi, które jadąc z prędkością 70 km/h mogą strzelać z precyzją snajpera, bo rozstrzelają ich samoloty, które są w stanie malutką bombą zamienić obszar dużego stadionu w piekło wypełnione odłamkami, bo rozstrzelają ich żołnierze wyposażone w nowoczesne karabiny i skomputeryzowane systemy dowodzenia.
Słynny praktyk i teoretyk wojny w XX w. powiedział, że "na wojnie nie chodzi o to, by umrzeć za ojczyznę - chodzi o to by jak najwięcej tamtych sukinsynów umarło za swoją" i do tego sprowadza się współczesna wojna. Jednak mimo to, w Polsce wciąż popularny jest mit romantycznych szaleńców spod Samosierry, powstańców warszawskich i innych straceńców.
Zwłaszcza przy takich okazjach wspominamy z atencją, podziwem i aprobatą wszystkie klęski, jakie spadły na - zażartuję sobie współczesnych mesjanistów - tą "umęczoną ziemię". I faktycznie, wieczna chwała i pamięć wszystkim straceńcom, a do k**** nędzy, naprawdę nie chodzi o to by w romantycznym porywie wysłać żołnierzy na zatracenie, tylko o to, aby "jak najwięcej tamtych sukinsynów umarło za swoją (ojczyznę - GŚ)".
Więc może czas powiedzieć wreszcie, że umieranie za ojczyznę to rzecz piękna, ale niepraktyczna i zabrać się wreszcie za robotę? Zamiast straszyć Ruskimi i Niemcami, zamiast jęczeć na UE, trzeba sobie uświadomić sobie, że - parafrazując - "Polska nie ma wiecznych wrogów ani wiecznych przyjaciół. Polska ma jedynie wieczne interesy".
I o te interesy trzeba dbać, aby Polska była silna i każdy agresor zdawał sobie sprawę, że zamiast "oddawać życie" w martyrologiczno-masochistycznym szale, będziemy je zabierać "tym sukinsynom". Sarmacką fantazję, odwagę i skłonność do poświęceń traktując tylko jako dodatek do nowoczesnej (bo opartej na silnej gospodarce) i sprawnej (bo zawodowej) armii.
Polacy muszą się nauczyć, że zamiast rozczulać się nad własną historią, trzeba budować przyszłość, w której humorystyczna idea Wielkiej Rzeczpospolitej nie zostanie zrealizowana, tylko ze względu na nasz głęboko zakorzeniony szacunek dla wolności innych narodów. ;)
ps. Puenta jest oczywiście mocno humorystyczna, ale nie mogłem się powstrzymać przed podkreśleniem, że użalanie się nad sobą jest najgorszym co możemy zrobić.
ps2. Jest 6 rano, zostało mi jeszcze conieco do zrobienia, ale niewyspany człowiek to zły człowiek, więc do zobaczenia około 12-14. ;)