Mianowanie niemieckiego ambasadora w Polsce wzbudziło spore emocje. Powiedziałbym, że nadmierne.
Owszem, data 1 września nie za dobrze się kojarzy. Warto jednak zapytać o tę datę: czy to głupota polskich władz, czy też wynik pewnego zaniechania. Jestem przekonany, że oba czynniki tu zadziałały w sposób mało fortunny.
To, że ojciec nowego ambasadora Niemiec był adiutantem dowódcy wojsk lądowych Wehrmachtu i brał udział w naradach z udziałem Hitlera ma być jakimś argumentem na dyskredytowanie jego syna ?
Najpierw trzeba wiedzieć, czym był Wehrmacht. Trzeba też rozróżnić Wehrmacht od Waffen – SS. W tej pierwszej formacji na decyzyjnych stanowiskach służyli ludzie, którzy niekoniecznie byli zadowoleni z polityki Hitlera. Ten zaś w trakcie wojny dokonał w tej formacji sporej ilości zmian. Dwóch z głównodowodzących popełniło samobójstwa. Po zamachu na Hitlera z lipca ’44 dokonano czystki wśród najwyższej kadry dowódczej Wehrmachtu. Z Waffen SS nikomu włos z głowy nie spadł.
Przez Wehrmacht przewinęło się prawie 70 % Niemców, ale i ludzi z podbitych terenów w zdecydowanej większości nie z ich własnej woli .
Tymczasem w Polsce po ’89 wybraliśmy sobie prezydentów i posłów z partii niosącej na sztandarach czerwony totalitaryzm.
Mieliśmy premierów, ministrów, ambasadorów i nikt się nie oburzał. To była dalej opcja postkomunistyczna.
Mało nas to bolało, patrząc na rok 2021 !
Zajmijmy się więc sami sobą, bo wiele jeszcze do zrobienia.
Ja wiem, że to co piszę dla sporej części społeczeństwa, z każdej strony politycznej barykady jest nie do przyjęcia.
Doczytajcie, dopytajcie jeszcze żyjących i wtedy podyskutujemy.