Andrzej Leja Andrzej Leja
1807
BLOG

Byliśmy z Tobą, Panie Prezydencie...

Andrzej Leja Andrzej Leja Rozmaitości Obserwuj notkę 21

       Byliśmy z Tobą, Panie Prezydencie...

                  Dziś znowu jesteśmy! 

nied­zie­la, 10 kwiet­nia 2011 00:00

 

           Dzień 10 kwietnia 2010 roku zaczął się wspaniale. U mnie w lesie świeciło pięknie słońce. Przyroda coraz mocniej budziła się do życia.  Zapowiadał się cudny dzień...Czekaliśmy na ważne uroczystości Katyńskie i na przemówienie Lecha Kaczyńskiego. Słowa, które polski prezydent planował  wypowiedzieć na nieludzkiej ziemi miały przywrócić milionom Polaków nadzieję na godną pamięć o zamordowanych tutaj oficerach polskich. Mieliśmy świadomość jak ważne to będą słowa dla Polaków, Rosjan i dla ludzi całego świata. Słowa prawdy, bólu, żalu, ale również wybaczenia. Chociaż pełne wybaczenie pojawia się tylko wówczas, gdy oprawcy wyrażą żal i skruchę. Tymczasem ich symboliczną, zimną i cyniczną twarz zobaczyliśmy ponownie podczas uroczystości rocznicowych na Westerplatte. Odpowiedź Polski dumnej i wolnej miała nastąpić właśnie podczas uroczystości Katyńskich. Mieli przybyć tutaj, czym tylko się dało,  najlepsi obywatele Polski, samolotem, pociągiem, prywatnymi samochodami, w jednej wielkiej pielgrzymce do uświęconego polską krwią miejsca. Ci co pozostali w Polsce zajmowali gorączkowo wygodne fotele przed telewizorem, by nic nie uronić z tych ważnych dla polskiego narodu chwil. Właśnie mijało 70 lat od niewyobrażalnej i niespotykanej w cywilizowanym świecie zbrodni popełnionej na polskich oficerach, których zabijano z bezwzględnością i odwagą tchórza – strzałem w tył głowy! Tak zabijali polskich bohaterów  Sowieci, by następnie przez długie dziesiątki lat tej straszliwej zbrodni zaprzeczać i się jej wypierać. To między innymi dzięki takim wielkim polskim patriotom jak prezydent Lech Kaczyński czy szef IPN-u Janusz Kurtyka świat mógł poznawać pełną prawdę o polskiej martyrologii na Wschodzie. Siedzieliśmy więc przed telewizorami i czekaliśmy...

           I to się stało tak nagle...Jakby runął świat! Jakby nie miało już potem nic nastąpić. Pociemniało w oczach. Niekontrolowany szloch narastał w piersiach najtwardszych mężczyzn większości polskich rodzin. Stało się niemożliwe. Nieludzka ziemia znowu upomniała się o polską krew. 96 prawych Polaków znowu oddało swoje życie, by świat usłyszał o Katyńskiej Zbrodni ze zwielokrotnioną mocą.

           Nie da się tego opisać, co czułem...widziałem łzy w oczach żony. Nie sposób było sobie wyobrazić, co czują miliony Polaków. Być może w takich chwilach traci się głowę, ale równocześnie utrwala się przed oczyma rzeczywistość jak film...Bo dziś widzę wciąż to wszystko z wielką mocą i jasnością. I wciąż czuję ten sam zatykający w piersiach ból z powodu STRATY. Pamiętam jak rozdzwoniły się telefony. Nikt nie chciał być wówczas sam. Dominowało niedowierzanie, szok, poczucie ogromnego bólu, żalu i w każdej niemal rozmowie pojawiał się wątek absurdalności tego, co się stało, a równocześnie pojawiała się jakby nutka zdumienia, że los może być tak okrutny i niesprawiedliwy.  Otrzymałem równocześnie mnóstwo kondolencji od znajomych z zagranicy. Najwięcej z Ukrainy, gdzie pracowałem przez rok w Instytucie Słowianoznawstwa. Ukraińcy doskonale zrozumieli polski ból...Pisali rzeczy mądre i wzniosłe, które podnosiły na duchu. Zresztą większość Polaków mówiła wówczas rzeczy wzniosłe i dodawała sobie otuchy w tych dramatycznie trudnych chwilach. I to wtedy właśnie postanowiłem, że będę wszędzie tam, gdzie Polak może i powinien pożegnać i oddać hołd swoim bohaterom.  

           Najpierw była Warszawa. Gdy rzucaliśmy kwiaty na przejeżdżający wolno i majestatycznie samochód wiozący trumnę prezydenta. Łzy, bolesne milczenie, modlitwa, wspominanie tych, którzy zginęli, ale i brawa. Tak Warszawiacy po raz pierwszy pokazali jak bardzo kochają swojego prezydenta, który w niezasłużony i brutalny wręcz sposób niszczony był przez politycznych oponentów i przez większość mediów.   Szczególnie boleśnie odczuwali to ci, którzy nigdy nie dali się zmanipulować propagandystom i nie pozwolili zakłamać prawdziwego obrazu prezydenta  Lecha Kaczyńskiego – wielkiego Polaka. Oni zawsze mieli świadomość tego,  jak ogromna krzywda dzieje się Jemu i tym wszystkim wielkim i prawym ludziom, doświadczającym nieustannego i bolesnego biczowania od fałszerzy i hipokrytów świata polityki i medialnej propagandy.

           Co ciekawe media jakby na moment opamiętały się i zaczęły pokazywać (a takiej siły ducha wystarczyło ledwie na kilka dni...) szkalowanych dotąd niemiłosiernie ludzi tak jak na to naprawdę zasługiwali. Jako niezwykle prawych, uczciwych i zaangażowanych polityków, którzy myśleli przede wszystkim  w kategoriach dobra państwa i działali pro publico bono.

           Para Prezydencka śp. śp. Lech Kaczyński i Maria Kaczyńska. Władysław Stasiak, Anna Walentynowicz, Grażyna Gęsicka, Przemysław Gosiewski, Janusz Kurtyka, Janusz Kochanowski, Krzysztof Putra, Sławomir Skrzypek, Aleksander Szczygło, Zbigniew Wassermann, Aleksandra Natalia- Świat...wymieniłem jeno tych, których nazwiska

nieustannie mieliły tryby młynów machiny propagandowej przed 10 kwietnia 2010 roku. I nagle okazało się, jacy to wspaniali ludzie i jak bardzo Polsce będzie brakowało ich miłości do ojczyzny oraz zaangażowania w najważniejsze, najistotniejsze sprawy naszego kraju.

           Gdy dziś czytamy te wszystkie 96 nazwisk, przy każdym z nich czujemy bolesny skurcz serca. Najbardziej jednak boli odczytywanie tych nazwisk, które wymieniłem. Bo to głównie oni nie doczekali za życia należnego im uznania i  szacunku za polityczne wybory i postawy, czy za swoje niezwykłe wręcz zaangażowanie dla spraw Polski.

           Ludzie to chyba doskonale zrozumieli. Od pierwszych chwil po ukazaniu się informacji o Smoleńskiej Tragedii. Jakże mocno zabrzmiały wówczas w naszych sercach proste słowa pięknego i wzruszającego wiersza księdza Jana Twardowskiego Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko stąd odchodzą, zostaną po nich buty i telefon głuchy...Te głuche telefony zabitych były wówczas najbardziej przerażające. A Polacy od razu uświadomili sobie w jak straszliwy sposób dali się zmanipulować maluczkim i nie zdążyli przez to pokazać szacunku i miłości tym, którzy sobie na to po prostu zasłużyli.

           Na ulicach  pojawiły się tłumy osieroconych Polaków. Miejsce spotkań i hołdu wybrano spontanicznie. Tam, gdzie mieszkała Prezydencka Para. Przed Prezydenckim Pałacem. Zapalano pierwsze znicze, przynoszono mnóstwo kwiatów. A ludzie przybywali zewsząd. Z każdego, najmniejszego skrawka Polski. Nigdy nie zapomnę jak wielu było wśród nich ludzi kalekich, którzy nie bacząc na swoje kalectwo również przybyli tutaj po to, żeby być! Żeby wziąć udział w tej narodowej Modlitwie i oddać należny hołd Prezydenckiej Parze i pozostałym wielkim Polakom, którzy zginęli pod Smoleńskiem. To nie był chocholi taniec. To był dumny i godny orszak dziesiątek tysięcy ludzi biorących udział w niespotykanym i niecodziennym marszu do trumien Prezydenckiej Pary i prezydenckich ministrów.

           Wciąż mam też w sercu jeden obrazek, który pozostanie już ze mną na zawsze...maleńkiej, może 10 - letniej harcerki, która z ogniem w oczach przyjmowała od ludzi znicze, zapalała je i stawiała wśród tysiąca innych migających światełek pamięci. Gdy ją zapytałem jak długo tutaj jest, spojrzała delikatnie na mnie i jakby w locie szepnęła, że tylko 10 godzin, ale jej koleżanka jest już prawie 12...Pomyślałem, że tak właśnie musiały wyglądać te wszystkie młodziutkie sanitariuszki z powstania warszawskiego. Bo taka moc biła od tej dzielnej postaci drobniutkiej i malutkiej harcerki. Czy ona zdawała sobie sprawę z tego, jaka jest niezwykła?

           Fantastycznie oddaje atmosferę tamtych dni film Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego Solidarni 2010. Kto był wówczas na Krakowskim Przedmieściu ten wie, o czym piszę. Gdy szliśmy do pałacu w skupieniu i modlitwie. Gdy wielotysięczny tłum bez chwili przerwy przebywał na Krakowskim Przedmieściu od Starówki do Prezydenckiego Pałacu. Gdy kolejka oczekujących na złożenie hołdu musiała przejść ten odcinek Drogi kilka razy. Gdy szło się wiele godzin, modląc się, śpiewając religijne pieśni, próbując wciąż zrozumieć, co się tak naprawdę stało...To wszystko było w tym poruszającym filmie naprawdę!

           Ale wróćmy do pamiętnego czwartku...Oto umęczeni pątnicy zatrzymują się na chwilę w kościele św. Anny, by wziąć udział w mszy świętej w intencji Prezydenckiej Pary. Jest czwartek,  15 Kwietnia. W kościele ogromny tłum i podniosła atmosfera Modlitwy. Modlimy się i próbujemy zapytać Boga dlaczego zabrał najlepszych z nas? Bóg ma swoje własne plany i nie tłumaczy się człowiekowi z niczego. Ale my chcemy zrozumieć. Modlimy się wiec żarliwie i rozumiemy jakby coraz więcej. Ale jeszcze wiele w nas wątpliwości. Czy polski naród nie płaci wciąż  zbyt wysokiej ceny za swoją wolność i niepodległość? Dlaczego nie stać Polaków na tak wspaniałą solidarność, jaką tutaj widzimy wśród tego wielotysięcznego tłumu, w codziennych żmudnych chwilach? Czy skazani jesteśmy na wielkość jeno w momentach dramatycznych i tragicznych? Podobne pytania pojawiają się w czasie kolejnych rozmów na Krakowskim Przedmieściu. Czasu mamy bardzo dużo. Ale nikt go nie liczy. Ważne jest skupienie, przeżycie, modlitwa, dobra rozmowa z bliźnim, czasem skupiona cisza, wspólny śpiew, chcemy to bardzo mocno przeżyć i zapamiętać. Jesteśmy przecież świadkami niezwykłych dla polskiego narodu chwil. Polacy oddają należny hołd współczesnemu Małemu Wielkiemu Rycerzowi. Wszyscy mamy świadomość historyczności tej chwili.

           Mija właśnie moja jedenasta godzina modlitewnego marszu w kierunku Pałacu. Dzisiejszy dzień bije ponoć wszelkie rekordy w ilości pątników i ilości godzin pątniczego marszu. Ludzie staliby jednak tutaj całe tygodnie, aby oddać część bohaterom. Tym, którzy musieli zginąć, by Polacy mogli ich zobaczyć takimi, jakimi byli naprawdę.    

           To co widziałem na Krakowskim Przedmieściu i doświadczyłem w swoim umyśle i sercu, mimo dojmującego bólu i żalu z powodu STRATY, było równocześnie paradoksalnie niezwykle budujące. Taka atmosfera miłości, przyjaźni, empatii i troski o drugiego człowieka zdarza się niezwykle rzadko. Ludzie rozmawiają, modlą się, dzielą się kanapkami, częstują gorącą herbatą z termosu, który wieźli przez całą Polskę. Równocześnie troszczą się o siebie wzajemnie. Nikt nie wpycha się do kolejki wyglądającej jak płynąca szerokim nurtem rzeka. Takie przypadki można policzyć na palcach jednej ręki. Gdy wróciłem z kościoła św. Anny bez problemu trafiłem do ludzi, z którymi ramię w ramię pielgrzymowaliśmy do Prezydenckiego Pałacu.

           Minęła szesnasta godzina modlitewnego marszu, gdy stanąłem wraz z moją grupą przed ostatnią barierką oddzielającą nas od Pałacu. To już za chwilę. Staniemy po raz ostatni, by oddać hołd Prezydentowi i Jego Małżonce. Już wiem, że po drodze, na parterze prezydenckiego Pałacu stoją w dwóch rzędach trumny współpracowników prezydenta. Gdy tam wchodzę uderza mnie ilość tych trumien i dostrzegam nazwiska Szczygły i Stasiaka. Wciąż widzę przed oczyma rosłego prezydenckiego ministra, z którym jeszcze tak niedawno rozmawiałem ciepło podczas uroczystości wręczania Nagrody Człowieka Roku 2009  Gazety Polskiej w klubie Palladium. Przedstawiłem mu wówczas swoją żonę. Nigdy nie zapomnę jego otwartości i życzliwego, szerokiego uśmiechu... Łzy pojawiają się same, nieznośne, ... Gdy widzę ten długi rząd trumien czuję się jak w nierealnym świecie. Napięcie sięga zenitu  gdy jestem już na piętrze i widzę stojące obok siebie trumny Prezydenta i jego Małżonki Marii. Przyklękam i modlę się przez chwilę, chociaż wiem, że powinienem już iść, gdyż inni czekają na pożegnanie się z Prezydencką Parą. Spojrzałem jeszcze na modlącego się ministra Dudę i wyszedłem. Nogi odmawiały posłuszeństwa. Miałem wrażenie, że wrastają w ziemię. Gdy wyszedłem na pałacowy dziedziniec szerokimi haustami chwytałem powietrze, by dojść do siebie...

           Później był Kraków. I znów niezwykłe i wielkie pożegnanie człowieka, który w czasie tych swoistych narodowych rekolekcji stał się wszystkim Polakom tak bardzo bliski. Odzyskał swój właściwy wymiar wielkiego przywódcy i niezwykle prawego, skromnego i mądrego człowieka. Miałem wejściówki zarówno na Rynek Główny jak i na uroczystości na Wawelu. Wcześniej w nocy zajrzałem do Bazyliki Mariackiej, gdzie miały się odbyć nazajutrz główne uroczystości pogrzebowe. Rzuciła się w oczy ogromna ilość agentów służb specjalnych, przebywających w Bazylice i zabezpieczających bezpieczeństwo jutrzejszych Uroczystości. Ich szef zgodził się, bym choć chwilę rzucił okiem do kaplicy kościoła.  A później już całą noc paliłem znicze i wspominałem podobną noc, gdy przed kościołem parafialnym św. Stanisława Kostki w Warszawie zebrał się w  listopadzie 1984 roku wielotysięczny tłum, by pożegnać ukochanego kapłana Księdza Jerzego Popiełuszkę.

            26 lat później ponad ćwierć miliona Polaków pożegnało w Krakowie swoich wielkich współobywateli. Pożegnało wielkiego Prezydenta i Jego Małżonkę...Łzy, rozpacz, modlitwa...Jeszcze dziś tak trudno napisać coś więcej...

           Jeśli zapomnimy o nich, Ty Boże na niebie , zapomnij o mnie...wciąż mam w uszach te wstrząsające słowa, które wypowiedziała córka prezesa Federacji Rodzin Katyńskich podczas uroczystości żałobnych w sobotę 17 kwietnia na Placu Piłsudskiego w Warszawie, gdy to Warszawa żegnała swojego prezydenta. Słowa tej z serca płynącej Modlitwy szeptały przecież wcześniej pokolenia Polaków. Niech staną się symbolem naszej ogromnej woli Pamięci przeciw zapomnieniu!

           I właśnie nasza - tutaj i dziś – obecność, jest żywym dowodem tej ważnej i niezwykłej Pamięci. Na naszych oczach tworzy się jeden z najpiękniejszych polskich współczesnych mitów o patriotyzmie i wielkiej miłości do Ojczyzny. A tym wszystkim, którzy z tym wielkim mitem chcą walczyć , uciekając się często do najpodlejszych sposobów, przypomnę słowa poety:

                                  Jego wielkość doceni lud w mądrości zbiorowej.

                                  Nie potrzeba milczenia mącić fałszu mdłą nutą.

                                  Na kolana łajdaki, sypać popiół na głowę!

                                  Dziś możecie Go uczcić tylko wstydu minutą!

                                  

Tekst opublikowany w numerze specjalnym Warszawskiej Gazety, wydanym z okazji Pierwszej Rocznicy Tragedii Smoleńskiej...

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                   

Andrzej Leja | Utwórz swoją wizytówkę http://lubczasopismo.salon24.pl/aelita/ http://p.web-album.org/95/4a/954afc94336712e0ae2645058a35612aa,4,0.jpg

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości