Wprowadzenie stanu wojennego 13 XII 1981 r. pogłębiło jeszcze bardziej olbrzymie problemy z zaopatrzeniem. A i tak nie było lekko… Szukając koperty z pieczęciami ocenzurowania korespondencji, którą zamieściłam w poprzedniej notce, wpadł mi do rąk list od Cioci mieszkającej wtedy w Zgorzelcu, która pisała do mojej Mamy.
List jest z 13 IX 1981 roku, a więc napisany jest równo na 3 miesiące przed wprowadzeniem stanu wojennego…
Kochana K.,
…Dziękuję Ci za list oraz papierosy i kawę, które dla mnie trzymasz, jesteś kochana !
Przykro mi, ale lekarstwa tego nigdzie nie mogę dostać, marki owszem, nawet cały tysiąc ale po 25 zł. Marki są u nas na czarnym rynku już po 30 zł. Ja sama kupowałam po 23 zł. W tej chwili nawet po 25 zł trudno. Jeśli chcesz 1.000 ,- po 25 zł to szybko daj znać.
Ja kupiłam 100 na jedzenie, bo u nas kompletne dno. Na kartki dają jednorazowo 1,5 kg. (chodzi o kartki mięsne) Jeszcze nie wykupiłam nic z września. W piątek tj. 12 IX poszłam stać o godz. 22 ale było już ponad 50 osób pod sklepem, że właściwie nie miałam już żadnych szans, żeby coś dostać, chyba będę musiała wziąć w tygodniu 1 dzień urlopu żeby coś kupić. Mamy bardzo małe dostawy. Takie drogie marki, ale poproszę znajomego celnika żeby kupił kostkę masła albo kawałek mięsa. Szlag by to trafił…
Mam nareszcie pralkę tzn. pralki jeszcze nie mam ale wpłaciłam 10.500 zł, stałam 2 tygodnie i miałam 6 dyżurów nocnych, żeby kupić pralkę i zamrażarkę. Teraz tylko czekać…
To fragment autentycznego listu, na którym moja nieżyjąca już Mama zrobiła odręczną adnotację „to historia już do przeczytania” i pewnie zachował się dlatego, że uznała iż stanowi świadectwo tamtej rzeczywistości. Zaledwie kilka zdań, a jak pokazuje to problemy dnia codziennego tamtych trudnych czasów…