Arkadiusz Robaczewski Arkadiusz Robaczewski
103
BLOG

Nowe życie "starej" Mszy!

Arkadiusz Robaczewski Arkadiusz Robaczewski Polityka Obserwuj notkę 5

Nie tak dawno ukazał się nowy, 33 już numer znakomitego czasopisma "Christianitas", którego twórcą i redaktorem naczelnym jest znay z S24 Paweł Milcarek. Tym razem jest on w całości poświęcony "starej" Mszy w kontekście ogłosznonego w lipcu Motu Proprio "Summorum Pontificum".

W numerze znalazły się odpowiedzi na anikietę, którą Redakcja Christianitas rozesłała do kilkunastu osób. Pośród ankietowanych są: Jacek Bartyzel, Artur Zawisza, Ewa Polak - Pałkiweicz, Włodzimierz Operacz. Jest też dwóch całkiem młodych księży - ks. Łukarz Kadziński z Łomianek i ks. Cezary Sumniewski z parafii św. Stanisława na Żoliborzu - ich świadectwo i rozważania nt. Mszy trydenckiej są z pewnego wględu szczególnie ciekawe. Polecam je tym zwłaszcza, którzy problem własciwości Mszy sprowadzają do tego, że jest "stara", odprawia się "po łacinie" i "tyłem do ludzi" a jest przedmiotem zainteresowania paru hobbystów-estetów.

Oto pytania,które stanowiły punkt wyjścia ankiety:

1. jakie reakcje wywołują w Pani/Panu wiadomości o tym, że Papież chce przywrócić do pełni praw liturgię trydencką?

2. Czy jest Pani/Pan osobiście zaniteresowana/ny tą zmianą? W jaki sposób wpłynęłaby ona na Pani/Pana własną praktykę liurgiczną i duchowość?

3. Czy można przewidywać, że równoczesne występowanie dwóch bardzo różnych form rytu rzymskiego będzie się odbywało w sposób pokojowy, bez burzenia jedności w Kościele?

Poniżej zamiesczam odpowiedzi, jakich sam udzieliłem na postawione przez redakcję pytania:

 

Ad 1. Wielka radość. Podobnie jak wielu wiernych od lat, początkowo pokątnie, w miarę upływu czasu coraz jawniej i bardziej „oficjalnie” uczęszczających na Mszę trydencką, oczekiwałem tego dokumentu i wsłuchiwałem się w kolejne doniesienia ze Stolicy Apostolskiej, zwiastujące ów akt. Cieszy mnie też treść dokumentu. Papież bowiem przypomina w nim wielką rolę jaką liturgia rzymska odegrała w kształtowaniu się nie tylko wiary i pobożności, lecz także kultury narodów: „W ten sposób święta liturgia sprawowana według zwyczaju rzymskiego ożywiała nie tylko wiarę i pobożność, lecz również kulturę licznych narodów. Wiadomo, że w swych różnych formach łacińska liturgia Kościoła, we wszystkich wiekach ery chrześcijańskiej, pobudzała życie duchowe niezliczonych świętych oraz umocniła wiele narodów w cnocie religijności i zapłodniła ich pobożność”.

Cieszę się również dlatego, że Motu Proprio porządkuje pewne niejasności wokół Mszy trydenckiej i przywraca pełne prawo tym, którzy w niej uczestniczą. Dotąd bowiem zwolenników liturgii trydenckiej, czyli klasycznego rytu Mszy św. traktowało się z  podejrzeniem, z obawą, że ich (rzekomy) niezdrowy resentyment jest zagrożeniem dla Kościoła. W rezultacie mieliśmy pełne zrozumienie i stałe zielone światło dla rozmaitych liturgicznych udziwnień i ekstrawagancji, i niepisaną niechęć, czasem wrogość wobec tych, którzy dostrzegają ogromne bogactwo Mszy Wszechczasów i słusznie domagają się jej obecności w Kościele i swobodnego do niej dostępu. Czasami można  byłomieć wrażenie, że przez stulecia, kiedy ryt ten był głównym rytem, Kościół tkwił we wstydliwym błędzie, który teraz pospiesznie stara się naprawić. Motu Proprio kończy, miejmy nadzieję, tę niechlubną epokę.

 

Ad 2. Od lat uczestniczę w Mszy trydenckiej systematycznie; tylko sporadycznie w NOM. Nie czuję się z tego powodu lepszy. Przeciwnie, uczestniczę w Mszy trydenckiej dlatego, że silnie doświadczam swej kruchości wobec „świata”, który zabija we mnie życie Boże. Dlatego potrzebuję stosownych środków, by się przed tymi zamachami bronić. Poza tym, w tym świecie tak bardzo nastawionym na racjonalność, na rozszyfrowanie wszystkich tajemnic, wdzierającym się ze swym wątłym rozumem w tajemnice istnienia, życia i śmierci, w tajemnice stworzenia, ta Msza stawia mnie nieodwołalnie wobec Tajemnicy. Do uczestniczenia w niej bowiem nie tyle konieczne jest rozumienie znaczenia słów, co znaczenia sensu – o tym rozróżnieniu często zapominają dziennikarscy i niestety, także duchowni komentatorzy tego wydarzenia, jakim było ogłoszenie Motu Proprio. Cóż z tego, że rozumiemy znaczenie, gdy nie rozumiemy sensu? Z pewnością wprowadzenie języków narodowych niewiele zmieniło in plus w przeżywaniu i doświadczaniu owoców Mszy: Któż z wiernych rozumie sens słów wypowiadanych przez kapłana, choćby takich, jak: „Oto Baranek Boży”, albo któż, mimo iż wypowiada te słowa po polsku potrafi powiedzieć o co chodzi, gdy w Credo mówi: „Współistotny Ojcu”. Jeśli nawet ktoś rozumie, to nie jest o większość, ani nawet znacząca mniejszość. Takich przykładów można by mnożyć, nie o to jednak chodzi. Uczestnicząc w Mszy św. uczestniczymy w Tajemnicy Ofiary. Czyż naprawdę można być tak naiwnym, by myśleć, że da się przetłumaczyć na jakikolwiek język świata tajemnicę, którą wyrażamy słowami: „On to dla nas, ludzi i dla naszego Zbawienia zstąpił z Nieba, przyjął Ciało z Maryi Dziewicy, i stał się Człowiekiem”, albo: „To jest Ciało Moje”. Z pewnością, dzięki Mszy św. sprawowanej w języku polskim nie rozumiemy lepiej Tajemnicy Eucharystii, Męki, nie widzimy wyraźniej, że odbywa się po raz kolejny, tym razem bezkrwawy – Ofiara Odkupienia. Tych Tajemnic nie da się przetłumaczyć na żaden język świata. Można je tylko kontemplować, wnikając w nie, w wielkiej aktywności ducha i czerpać, poprzez wewnętrzne zaangażowanie w uczestnictwo w tych Tajemnicach. Z pewnością, liturgia trydencka ze swoją majestatycznością, swym pochodzeniem wyraźnie „nie z tego świata” – do takiej postawy zdecydowanie bardziej niż NOM przysposabia. To jest jej niewątpliwy, jeśli można tak powiedzieć, walor. Doceniam to zwłaszcza dlatego, że cały świat jest „antykontemplacyjny”, rozedrgany, pełen dźwięków, wydarzeń, hałasu, migających barw. Z tego powodu Msza powinna być w sposób wyraźniejszy „inna” niż rzeczywistość pozaliturgiczna. Powinna ułatwiać postawę wewnętrznego skupienia i kontemplacji – być w pewnym sensie ewangelicznym znakiem sprzeciwu wobec ducha tego świata, który z pewnością nie wspomaga w dążeniu do zbawienia.

Oczywiście, uczestniczenie w Mszy trydenckiej wymaga większego zaangażowania, trudu i wysiłku. Zarówno od wiernych, jak i od kapłana, który ją sprawuje. To naprawdę dużo kosztuje. Ale Jan Paweł II nauczał, że: „tylko to, co kosztuje, posiada wartość”, a także: „musicie od siebie wymagać, nawet, gdyby inni od was nie wymagali”. Dlatego z radością przyjmuję na nowo odkryty i przywrócony skarb Mszy św. trydenckiej, która daje siły, bym mógł nie tylko od siebie wymagać, ale także tym wymaganiom sprostać.

To, co powiedziałem powyżej odsłania utylitarny (choć w wymiarze duchowym) aspekt uczestniczenia w Mszy trydenckiej. Ale poza tym i przede wszystkim, jest ona doskonałym oddaniem czci Bogu poprzez uobecnienie Ofiary Jezusa Chrystusa. Uczestnicząc w niej włączam się w doskonałe dzieło Kościoła w sposób, w jaki robili to jego inni, dążący w ciągu wieków do świętości synowie i córki.

.

Ad 3. Czy tak będzie, czy będzie się to odbywało na sposób pokojowy i bez burzenia jedności, zależeć będzie od owoców, jakie oba te ryty sprawiają w duszach. Z pewnością od tradycjonalistów trzeba wymagać mądrości i wielkoduszności w patrzeniu na Kościół i wydarzenia jego najnowszej historii.

Z drugiej strony, gdy się słucha wypowiedzi niektórych liturgistów, a także hierarchów, nie można oprzeć się wrażeniu, że traktują oni tradycyjną liturgię z nonszalancją, na jaką nie powinni sobie pozwolić. Czy dają wyraz ignorancji i niezrozumienia, gdy mówią, że Msza „po łacinie” się nie przyjmie, bo dziś już nikt nie zna łaciny? Wszak we Mszy „po łacinie” – Mszy trydenckiej – uczestniczyli wierni prości, niewykształceni, również młodzieńcy i dzieci, rycerze i żołnierze, którym język Imperium Romanum nie był często znany. Mimo to uświęcali się oni, uczestnicząc w niej właśnie, otrzymywali łaski potrzebne do mężnego przeciwstawiania się złu, poświęceń jakich choćby w Polsce, wymagało przetrwanie w niełatwych warunkach zaborów, okupacji, w mrokach stalinowskiej nocy. Nie była to Msza tylko dla ludzi wykształconych, uświęcała ona i dawała łaski „prostaczkom”. Czy nasze babcie i prababcie, które przekazywały żywą wiarę, które wychowywały kapłanów i żołnierzy, świętych ojców rodzin, matki zdolne do poświęceń, nie czerpały jej z Mszy trydenckiej? Zrozumienie tej rzeczywistości, wysiłek w uznaniu faktu, że ryt rzymski nie jest czymś gorszym – na pewno tej jedności będzie służył. Jest on bardzo potrzebny.

Z pewnością ryt trydencki, być może powszechniej sprawowany, ubogaci cały Kościół. Owego ubogacenia doświadczymy, jestem tego pewien, poprzez pokój i jedność.

 

 

arob@hot.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka