PiS daje PO żółtą kartkę. Specjaliści medialni partii kaczyńskich przeprowadzają kombinacyjny atak spotów, nie licząc się z tym, że ten mecz i tak jest przez media "wydrukowany"...
Zainteresowanie spotami PiSu jest w TVNie ogromne. Dziennikarze nie odpuszczą żadnemu z nich, bo jeszcze ktoś mógłby pomyśleć, że zawiera słowo prawdy. Komentarz do spotu jest zbędny. Wystarczy, że prezenter uśmiechnie się półgębkiem, podniesie zawadiacko brew i wyrobiony widz wie, że to wszystko stek bzdur wymyślony przez żądną władzy opozycję. Im bardziej wymyślny i oryginalny będzie spot tym prezenter bardziej się uśmiechnie i wyżej uniesie brew.
Nie dość, że wynik meczu jest z góry przesądzony, to niezgorzej jest ustawiona obrona PO. Nawet gdyby dziennikarze mieli ambicję ocenić wartość merytoryczną spotu (czyt. ocenić jakość rządu) do gry wkroczyłby jeden z obrońców w ekipie Tuska- np. Stefan Niesiołowski. Zarzuciłby nieostrożnemu dziennikarzowi "PiSowskość", jadowity język, albo coś w tym guście. Ale takich dziennikarzy w największych stacjach telewizyjnych brakuje, więc nie mamy o czym mówić.
Dla mnie stronniczość mediów jest ,także w tym wypadku, bezdyskusyjna. Trzymając się dalej piłkarskiej metafory można powiedzieć, że PO w połączeniu z TVN grają antyfutbol. Wiadomo, że na błotnistym boisku łatwiej jest się bronić, niż atakować. W tym wypadku drużyna broniąca wykopuje piłkę bezmyślnie, jak najdalej, Widz jest już wyrobiony , przyzwyczajony i zapomniał, że w piłkę można grać ładnie. Media dają z siebie wszystko, żeby sobie nie przypomniał, bo odważy się wyłączyć mecz w cholerę. PO ma w kieszeni większość sędziów i festiwal kiksów trwa w najlepsze.
Także w rozpoczynających się rozgrywkach o Parlament Europejski należało wykluczyć, zdawałoby się niegroźnych, nowych przeciwników. W dyskredytowaniu Libertasu posunięto się nawet do atakowania dotychczasowego najlepszego rezerwowego pomocnika PO- Wałęsy. Samemu Ganleyowi obowiązkowo zarzucono współpracę ze wszystkimi wywiadami świata. Rzecz jasna, CIA, Moskwie, Chinom,wszystkim zależy na osłabieniu, mającej właśnie powstać UE, a gwarantem jej siły mają być tylko założenia traktatu lizbońskiego. Jaka, tym razem, wspólnota interesów zjednoczyła media i rząd w dowalaniu Ganleyowi i spółce? Nie zdobędę się na dociekanie. Chociaż trzeba przyznać, że dobierając sobie współpracowników w Polsce, Ganley sam sobie rąbnął spektakularnego samobója. Rzecz w tym, że gdyby tego nie zrobił, media i tak podyktowałyby jakiegoś karnego z kapelusza.