Agnieszka Romaszewska Agnieszka Romaszewska
6887
BLOG

Straszni mieszczanie 2010

Agnieszka Romaszewska Agnieszka Romaszewska Polityka Obserwuj notkę 155

 

Nie tak dawno napisałam tekst o trudnościach w porozumiewaniu sie ze starymi znajomymi i to nawet na poziomie elementarnym, po którym to tekście odezwała się do mnie krytycznie na blogu (ale odezwala się, co sobie poczytuję za zaszczyt) Ludwika Wujec. Kiedyś dobra znajoma moich rodziców, wicedyrektorka szkoły do której chodziłam, a potem znana opozycjonistka i żona opozycjonisty. Była to pierwszy i jedyny wpis Ludki na tym forum więc tym bardziej (bez ironii) doceniam fakt, ze zechciała zajrzeć do takiego prawicowego "lupanaru" jak s24. Nie każdy ma bowiem nieco perwersyjną odporność profesora Sadurskiego. Odezwało sie też naprawde bardzo wiele osób, które te moje spostrzeżenia uznały za ważne.

"Chodź do nas" - wołali do mnie na zjeździe absolwentów moi koledzy z Instytutu Histrorycznego UW, zapraszajac mnie do kąta zajmowanego przez nasz rocznik - "u nas jakos tak fajnie się złozylo, że jeszcze mozna pogadac..."  Fakt. Jakiś ewenement.

Wkrótce potem ktoś ze znajomych oświadczyl mi,  że on (czy moze była to kobieta) może rozmawiac wlasciwie z kazdym, i z tymi o "pisowskich poglądach" też, ale problem w tym, że oni po pietnastu minutach rzucaja się na człowieka i zaczynaja mu klarować, że tkwi w fundamentalnym politycznym błędzie i wogóle jak można to tamto i siamto...No i kończy sie przyjemna rozmowa, a zaczyna awantura.  Innemi słowy chodzi o to, że gdyby gadali o pogodzie, o wspomnieniach z wakacji, albo ewentualnie przewadze ziemniaków zóltych nad białymi (albo odwrotnie) byłoby wszystko OK. Zachowywaliby się jak normalni ludzie.

Nie sposób nie przyznać mojemu rozmówcy pewnej racji. Także moje obserwacje wskazują na to, że tak własnie jest. Sama u siebie zauwazam te wlasnie sklonności do destruowania miłej atmosfery pogawędki by zwrócic uwage zadowolonych, ze nie jest tak fajnie.    Walczę nieco z tą skłonnością by nie utracić resztek znajomości  i przyjaciół po drugiej stronie lustra. Problem w tym, że jedna strona tej ogolnonarodowej kłotni czuje, ze cos jest bardzo nie tak, a druga jest w zasadzie zupełnie zadowolona i wołałaby pogrilować. Jasne że ta, która czuje się źle, usiłuje temu jakos zaradzić, okropnie wierci sie kręci w otaczjącej ją  rzeczywistosci i daje te mu wyraz werbalnie.Tym samym narusza komfort egzystencji strony przeciwnej, której wygodnie jest uznac rozmówcę za obsesjonata i nie zajmować sie przesadnie jego argumentami.

Tylko, że jak tu się nie gorączkowac , gdy widzisz wokól takie kawałki rzeczywistości, od których włosy deba staja na głowie. Mnie na przykład do bialej gorączki doprowadza obserwowanie, jak jeszcze tego samego dnia, w którym jakis furiat mamrocząc, że nienawidzi Kaczyńskiego, morduje pracownika biura posła PiSu i rani drugiego, odzywają się głosy, ze to wina szefa partii której pracownik został zaatakowany... Pani Flis -Kuczyńska zaliczająca sie chyba do polskiej inteligencji pisze w "Rzepie",  że to przecież jasne dla kazdego,  iż w sytuacji, gdy mordują pracowników biura PiS, Kaczyński powinien zastanowić sie nad sobą. Jakoś nie przychodzi jej do głowy, ze zastanowić sie nad soba powinni może ci, którzy tę - powiedzmy  wprost - histeryczna  wręcz pogarde i nienawiść do szefa PiS i tego co reprezentuje rozkręcali, albo na niej bazowali. Nie krytykowali. Zioneli jadem. Tak jak pani Kublik w stosunku do Bronisława Widsteina, gdy przy jej artykule figurowała sonda internetowa z pytaniem "czy cieszysz sie ze zdjęcia programu Wildsteina". Odpowiedzi do wyboru byly tylko takie: ciesze się, bardzo się cieszę oraz nie ogladam TVPiS..

Kaczyński może i powinien sie nad soba zastanawiać (na co zapewne obecnie nie ma ani czasu, ani chęci), ale godziny po zamordowaniu jednego z ludzi jego partii, którego zabito pod haslem "zabić Kaczyńskiego" nie są momentem najlepszym do przedkładania mu tej konieczności. Ta sama logika zastosowana do jakiejkolwiek innej sytuacji - na przykład rozważanie czy zgwałcona dziewczyna nie miała w barze za krótkiej sukienki i czy nie potraktowała zbyt miło nieznajomego -  wzbudziłaby zapewne oburzenie pani Kuczyńskiej. Leży dziewczynina w szpitalu na badaniach, posinaczona, obolała, zszokowana a tu dyskutują, że własciwie to dziwka... Przy czym powiem więcej - przecież dla genezy przestepstwa ta zbyt wyzywająca sukienka mogła nie być elementem obojetnym. Tylko co z tego?

Jak mówi Konstytucja w preambule ulożonej przez Tadeusza Mazowieckiego, w naszym panstwie "kierujemy się uniwersalnymi zasadami etyki". Dla mnie takie stwierdzenia, jak to przytoczone powyżej, są z nimi po prostu sprzeczne. To nie żadne poglądy - to zdziczenie w imię jakiejś ideologii lub polityczych, albo grupowych interesów.

Juz raz  kiedyś bardzo dawno temu, w czasach stalinizmu, uczono młodzież i dorosłych,  że zasady etyczne można, a nawet należy odrzucać w imię wyższych racji politycznych. Bo ktoś jest szkodliwy oraz klasowo niebezpieczny. Na przykład można donosić na rodziców. Jak wyczytałam w bardzo zresztą interesującej ksiązce "Lawina i kamienie" była to praktyka nie tak rzadka, bo zawsze można było się podeprzeć tłumacząc dajmy na to swoje studenckie zaniedbania, konfliktem z zacofanymi "przodkami". Nie zamierzam oczywiście bronić tezy, że zbliżamy sie do stalinizmu.  Chodzi mi tylko o model myślenia, usprawiedliwiający naruszanie norm etycznych i norm przyzwoitości miedzyludzkiej - wyższym dobrem. Najpierw w to człowiek wchodzi (bo tak zwani "wszyscy" to robią) a potem po 50 latach pisze, że nie wie czemu robił to co robił - to nie byłem chyba ja...(to cytat z pewnego sławnego pisarza).

I nie obchodzi mnie tak bardzo co mówia politycy - oni od pewnego czasu przestali (w swojej masie) mówić  w publicznej dyskusji cokolwiek godnego słuchania. Wygłaszają raczej puste, beztreściowe, propagandowo - rytualne formułki, które można sobie dopowiedzieć zanim facet otworzy usta. Mnie interesuje jak się zachowuje polska inteligencja, albo to co z niej zostało. To mnie interesuje niezmiernie "pro domo sua" - bo sie tej warstwy nie wyprę jako żem krew z jej krwi i kość z  kości.

A czemu nic nie mozna poradzić na agresję w debacie publicznej? Bo nie ma niczego w zamian. Jak się nie rozmawia o niczym konkretnym, jak się nie dyskutuje, to można tylko pyskować. Albo gadać o tych wyjazdach na Kanary, o tym że dzieci rosną i o tym co kto kupił, albo kupić planuje. No bo rzeczywista dyskusja jest bardzo niebezpieczna.  Gada tu sobie czlowiek na przykład o problemach edukacji, narzeka na przygotowanie klas dla sześciolatków, albo na marginalizację nauczania historii i zaraz może z tego wyjść, że trzeba zmienić rząd. Albo dyskutujesz o interesujacym społecznym reportażu "Gazety Wyborczej", z którego jak na dłoni wynika,  że  system opieki społecznej jest absolutnie niewydolny...  no właśnie..... lepiej nie dyskutować. Przeczytac można, fajnie. Tekst ciekawy. Ale wnioski wyciagać... A bój sie Boga. Trzeba "widzieć wszystko osobno: że koń, ze Stasiek, ze wóz, że drzewo". Ale to się chyba nazywało nie inteligencja a straszne mieszczaństwo - o ile pamietam z lekcji polskiego.

myślę że ludzka natura pozostaje podobna od wieków i ze wiedz o przeszłosci może nas wiele nauczyć. Jestem umiarkowanie konserwatywna w opiniach o kulturze i tradycji, zaś w miarę lewicowa (jeslli za lewicowy uznamy solidaryzm ) w pogladach społeczno - ekonomicznych. Bardzo szanuję pojęcie TOLERANCJI. Nie lewackiej "toleranci", która każe wręcz zachwycać się tym wszystkim do czego przeciętny Polak nie ma zaufania, ale prawdziwej, trudnej tolerancji oznaczającej szacunek dla drugiego człowieka i jego pogladów, nawet gdy nam sie nie podobają. Staram się oceniac ludzi po czynach a nie po przynależności do bandy. Wielka róznica.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka