Sednem zła w dzisiejszym Kościele jest przyzwolenie na sodomię, które idzie z najwyższej kurialnej góry. Tylko tą postawą, obciążającą jednak nie tylko zwierzchników, ale również zwykłych księży, będących biernymi świadkami niegodnych zachowań, można wytłumaczyć tolerancję, jaka zapanowała w niektórych diecezjach wobec deprawującego homoseksualizmu. Pedofilia na której`koncentruje się dzisiaj uwaga m.in. mediów, jako czyn podlegający penalizacji, jest tylko refleksem tolerowanego przez Kościół zjawiska pederastii.
Przepraszanie głównie za pedofilię, której ofiarą padają młodzi ludzie - przede wszystkim młodzi chłopcy, często aspirujący w rozmaitych zgromadzeniach do roli kapłanów, jest kpiną z Boga oraz duchownych, którzy wierni są powołaniu.
Aktywny homoseksualizm to jeden z najcięższych występków przeciw nauczaniu Kościoła, tak naprawdę wykluczający kapłana z jego szeregów i przekreślający misję jaką mu powierzono. Środowiska sodomickie, szczególnie narażone ze względu na swą naturę na rozmaite zagrożenia przestępcze (to w nich dochodzi do duchowych poranień oraz najcięższych pospolitych zbrodni, motywowanych nienawiścią do osób wykorzystujących seksualnie swe ofiary) próbują uwić sobie, w czasach pomieszania elementarnych pojęć, gniazdko w Kościele jako miejscu pod wieloma względami bardzo atrakcyjnym, gdzie można mieć dostęp do wielu partnerów, pieniędzy (majętności), a także poczucie pełnej bezkarności.
Nieporozumieniem jest zaklinanie rzeczywistości poprzez nawoływanie do jedności w Kościele, w sytuacji która wymaga otwartych wyjaśnień i konkretnego przeciwdziałania. Mleko już się rozlało. Negatywne zjawiska, o których informują dziś Papieża zatroskani przyszłością KK kapłani, będą się z każdym dniem pogłębiały. Tym bardziej, że nie widać żadnych konkretnych działań, które przeciwdziałałyby obecności aktywnych sodomitów w Kościele. Z listu abp. Vigano, który wywołał ostatnio ostre reakcje, wynika m.in. że po latach okazał się martwy wprowadzony w roku 2005 przez papieża Benedykta XVI zakaz przyjmowania do seminariów duchownych osób o „głęboko zakorzenionych skłonnościach homoseksualnych”.
Swoją drogą skoro był (jest) taki zakaz, to oznacza że do tej pory nikomu nie przeszkadzały owe głęboko zakorzenione skłonności homoseksualne u adeptów kapłaństwa.
Poszedłbym nawet dalej w swoich stwierdzeniach. Mam wrażenie, że we współczesnym Kościele Powszechnym istnieje jakiś skryty, niejawny dla wiernych, nurt symetrycznego kapłaństwa z własną hierarchią, przewodnikami ,,duchowym” i przykazaniami. W jakiż bowiem inny sposób wytłumaczyć pleniące się zjawisko sodomityzmu, o którym mówią np. moi znajomi, których krewni uciekli w popłochu z seminariów i zakonów?
Czy da się przeciwdziałać temu zjawisku? Chyba jedynie poprzez społeczne działania wiernych, powołanie odrębnego ruchu, który weźmie na siebie ciężar oczyszczenia Kościoła z ludzi niszczących go od środka. W trakcie dyskusji na temat homoseksualizmu często przywoływany jest argument konieczności likwidacji celibatu. Chyba tylko po to, żeby za jakiś czas plebanie zamieniły się w stadła składające się z wielu osób o homoseksualnych skłonnościach, gdyż tzw. świat dąży do legalizacji różnych związków, niekoniecznie zresztą zawieranych z ludźmi.
Pandemonium dopiero nabiera rozpędu.