ArtPiotr ArtPiotr
311
BLOG

Efekt motyla

ArtPiotr ArtPiotr Gospodarka Obserwuj notkę 0

 

Efekt motyla - już za 100 dni

efekt_motylaZacznijmy formalnie. Do wejścia w życie Dyrektywy Transgranicznej pozostało 100 dni. Dyrektywa w sprawie stosowania praw pacjenta w transgranicznej opiece zdrowotnej ma na celu zniesienie wszelkich przeszkód w swobodnym dostępie do usług zdrowotnych podczas pobytu w innym państwie członkowskim. Dyrektywa Transgraniczna zakłada, że pacjent który wyjedzie leczyć się za granicę dostanie od narodowego płatnika zwrot części kosztów leczenia w kwocie jaką płaci ubezpieczyciel za tą samą usługę świadczeniodawcom w kraju pochodzenia. Dotyczyć to będzie również leków refundowanych. Dyrektywa określa także dokładnie prawo pacjenta do uzyskania zwrotu kosztów leczenia poniesionych podczas pobytu w innym kraju UE. Daje nawet możliwość rozliczania się narodowego płatnika ze szpitalem z pominięciem pacjenta… Nowe przepisy wprowadzono dla pacjentów, poprzedzone i potwierdzone zostały orzeczeniami Trybunału Sprawiedliwości. Niestety po raz kolejny w ważnej dla nas sprawie, dzięki Ministerstwu Zdrowia do implementacji dyrektywy transgranicznej jesteśmy tak samo skutecznie przygotowani jak do wejścia ustawy śmieciowej. Tyle, że dotyczyć ona będzie nie śmieci, a naszego zdrowia. Co ciekawe ustawą śmieciową interesowali się wszyscy, a Dyrektywą nie interesuje się prawie nikt.

Nie jesteśmy przecież ekspertami od zdrowia, jesteśmy ekspertami od narzekania na kolejki, łapówki, brak empatii i oczywiście śmieci. O prawach pacjenta wiemy tyle co przeczytamy z nudów czekając w kolejce do lekarza na korytarzu w przychodni lub szpitalu. Ministerstwo Zdrowia nie mogło trafić na bardziej „wyrozumiałe” społeczeństwo, a sam Pan Minister pomimo liberalnych poglądów światopoglądowych, powinien udać się w związku z tym na pielgrzymkę dziękczynną.

Ci głupi pacjenci.

Z premedytacją nasze mierne zaangażowanie w sprawy służby zdrowia wykorzystuje wspomniany resort. Również NFZ dostrzega bezpłatną siłę roboczą i na wzór PRL-owskich czynów społecznych udostępnia nam miotły z napisem ZIP, abyśmy to my pacjenci czyścili zakamarki systemowych patologii. Co otrzymujemy w zamian? W zamian za naszą potulności i pracowitość Ministerstwo Zdrowia przygotowało „potworka” w postaci założeń do ustawy implementującej Dyrektywę Transgraniczną w Polsce. Niestety ciągle nie jest to ustawa, ta pojawi się zapewne na ostatnią chwilę, aby nasi parlamentarzyści nie mogli się za długo zastanawiać nad jej zapisami, a uchwalić będzie trzeba za pierwszym razem. Co by się stało gdyby nie ? - wstyd i kary z UE. Podobny manewr z ekspresowym uchwaleniem ustawy wykonano pod koniec maja z nowelizacją ustawy refundacyjnej. Nikt się nie przejął głupimi pacjentami za to zatroszczono się o przemysł farmaceutyczny i w ciągu kilku dni obie izby parlamentu przepchnęły poselską nowelizację, bez konsultacji i możliwości zgłaszania uwag ze strony pacjentów…

Jak przygotowano się do Dyrektywy?

Na przygotowania naszego systemu ochrony zdrowia do wejścia dyrektywy było prawie 5 lat. W krajach wspólnoty UE przeprowadzano zmiany, jednak nie u nas. Trzeba by było zmienić cały niewydolny system, a to przecież tyle pracy z niepewnym efektem, a tu wybory, polityka. Zresztą, oddanie dobrowolnie pełnej kontroli i pełnej władzy nad systemem wartym ponad 60 mld zł było i jest z perspektywy władzy nie do pomyślenia. Znaleziono więc prostsze rozwiązanie. Po pierwsze nie dopuścić do uchwalenia Dyrektywy. Podejmowano ku temu próby w Parlamencie Europejskim, jednak to się nie udało. Naturalnym więc rozwiązaniem sprawdzonym w wielu innych sytuacjach – jest znane z resortu zdrowia – „Jakoś to będzie”. Przecież mamy takich wyrozumiałych obywateli.

Przez ostatnich kilka lat niewiele się więc działo, pozorne konsultacje, rozmowy. Jednak październik 2013 r. zbliżał się nieuchronnie - to ostateczny termin na wejście Dyrektywy w krajach członkowskich.

Na 100 dni przed godziną „0” okazuje się, że nie mamy ustawy, brak jest szczegółowych przepisów i rozporządzeń, brak jest wykazu świadczeń na które trzeba będzie otrzymać zgodę, nie mamy systemu informatycznego obsługującego e-recepty, ale mamy „wyrozumiałych” pacjentów i obywateli i wiemy ile będzie kosztować wyposażenie pokoiku w NFZ dla pracownika który będzie udzielał informacji. Szkoda tylko, że jeszcze nie udało się go przeszkolić.

Czym możemy się więc pochwalić? Kreatywnością na pewno. Dzięki kreatywno-prawnej twórczości Ministerstwa Zdrowia (przy doniosłym współudziale Ministerstwa Finansów) stworzono zapisy w myśl których, nie skorzystamy z Dyrektywy na takich samych zasadach jak obywatele innych krajów UE. Na leczenie refundowane bez pozwoleń NFZ pojedziemy jedynie do lekarza POZ i specjalisty, a o zgodę na pozostałe świadczenia trzeba będzie błagać płatnika, a w razie odmowy odwołać się z powrotem do niego. Zrozumiała jest więc cisza informacyjna Ministerstwa Zdrowia w sprawie Dyrektywy, gdyż nie ma się czym za bardzo chwalić, zwłaszcza że nie zależy na rozgłosie. Nie ma przygotowanych punktów informacyjnych, nie ma jasnych procedur dla pacjentów, jako jedyny kraj w UE chcemy wprowadzić limit na leczenie transgraniczne, o leczeniu za granicą będzie decydował urzędnik a nie pacjent… Jednym słowem przysłowiowa „wiocha” na granicy UE… Stało się jasne, że prawa polskich pacjentów dla Ministerstwa Zdrowia są tyle warte co wspomniane śmieci.

Efekt motyla.

Mimo wszystko coś się ruszyło i widać wyraźnie, że ostatnie miesiące, tygodnie i dni to prawdziwa burza mózgów w resorcie zdrowia i NFZ. Wymiany pism, pomysłów, propozycji, konsultacji międzyresortowych. Wszystko to po to aby pacjenta zniechęcić do ubiegania się o zwrot refundacji.

Nie wzięto pod uwagę tzw. „efektu motyla”; jednego szarego człowieka, który dzięki swej determinacji motywowanej głębokim w@#$%ieniem złoży przeciwko tej urzędniczej kreatywności pozew i wygra, ponieważ Dyrektywa ogranicza leczenie poza granicami kraju tylko w wyjątkowych przypadkach. Okaże się, że wymagane zgody NFZ są bezprawne, a wszelkie wątpliwości będą rozstrzygane na korzyść pacjenta. Będzie to „trzepot skrzydeł motyla” który wywoła burzę. Okaże się, że dyrektywa unijna zreformuje nas system z zewnątrz, wymusi równość wobec unijnego prawa.

Dyrektywa zakłada, że jeżeli pacjent wybiera leczenie za granicą to nie dlatego, że lubi podróżować, ale dlatego, że świadczeń tych w jego kraju się nie przeprowadza lub dostępność do nich jest ograniczona. Odmowa wydania zgody na leczenie była by więc wtedy uzasadniona i zrozumiała, gdyby wybór leczenia za granicą był wyłącznym widzimisie pacjenta, a szpital w kraju zamieszkania na niego czekał z wolnymi łóżkami, jednak nie do przyjęcia będzie dla Trybunału Sprawiedliwości sytuacja kiedy pacjentowi blokuje się leczenie ze względów finansowych, że szpitale nie przyjmują bo płatnik wprowadził limity. Unijni Komisarze i sędziowie mogą nie zrozumieć intencji Ministerstwa Zdrowia i NFZ blokujących możliwość szybkiego swobodnego leczenia za granicą pacjentom czekającym w kilkunasto lub kilkudziesięcio miesięcznych kolejkach w kraju pomimo tego, że setki szpitali mając wolne moce przerobowe nie przyjmuje pacjentów, marnując przy tym unijne środki przeznaczane na modernizacje i wyposażenie…. Mogą nie zrozumieć dlaczego polski pacjent idąc do czeskiego lekarza mającego gabinet w Krakowie może skorzystać z dyrektywy, a nie może otrzymać zwrotu kosztów leczenia od polskiego lekarza w Polsce. Jeśli pacjent ma prawo wybrać sobie dowolnego świadczeniodawcę i leczyć się za granicą nie do utrzymania będzie sytuacja, w której nie możemy tego zrobić w kraju. Wyroki Trybunału doprowadzą do zniesienia limitów, wprowadzą konkurencję i sprawią, że to my pacjenci poprzez swobodny dostęp do świadczeń i konkurencję o pacjenta, nawet nie świadomie kreować będziemy jakość leczenia. Za prywatną wizytę lub leczenie w dowolnym szpitalu zapłacimy już nie 100% ale jedynie różnicę pomiędzy wyceną świadczeniodawcy i wyceną NFZ. Straszenie więc przez Ministerstwo Zdrowia nas pacjentów Dyrektywą Transgraniczną zakrawa na kpinę i zakłada traktowanie nas pacjentów jak idiotów. Bierzcie się więc Państwo urzędnicy do roboty i zastanówcie się jak zmniejszyć deficyt środków płatnika, ustawa refundacyjna już budżetu nie uratuje. Recepty 100% na leki refundowane staną się przeszłością, tak samo jak limity świadczeń. Proponujemy ostro zabrać się do pracy, bo my pacjenci z naszej strony do wejścia dyrektywy i efektu motyla się przygotowujemy.

Tak więc system zostanie zreformowany nie dzięki politykom i urzędnikom, ale dzięki zwykłym ludziom i unijnemu prawu. Będzie to wymagało czasu, ale jest nieuchronne. Niestety wielu pacjentów zmian nie doczeka. Będzie to wyłączna wina lat zaniedbań, zaniechań i scalonych mentalnie z tym chorym systemem polityków, urzędników i ministrów zdrowia.
PP

ArtPiotr
O mnie ArtPiotr

zdeterminowany rodzic chorego dziecka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka