Artur Górski Artur Górski
453
BLOG

Dzień V: Ostatnie ślady polskości

Artur Górski Artur Górski Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

  

 Dziś wracamy do Warszawy. Musimy jeszcze podjechać do Szkoły-Przedszkola „Wilia” w Wilnie. W imieniu Fundacji im. Świętego Kazimierza Królewicza wiozę skromny podarunek – 500 litów na rzecz organizowanej pielgrzymki dzieci na Jasną Górę, w pierwszą rocznicę ich pierwszej komunii świętej. Jedziemy na obrzeża Wilna – tam jeszcze nie byłem. Pytamy napotkanych ludzi o polską szkołę. Rozumieją, co do nich mówimy, tak nam się wydaje. Wskazują nam szkołę. Okazuje się jednak, że źle nas pokierowano. Dotarliśmy do Progimnazjum im. Jana Pawła II. Dopiero tam wskazano nam, w wyśmienitym języku polskim, właściwy cel podróży, który był usytuowany mniej więcej kilometr bliżej.

Wchodzimy do Szkoły-Przedszkola „Wilia”. Od wejścia wiele polskich akcentów. Leży też najnowszy numer „Kuriera Wileńskiego”. Na korytarzu bardzo wymowny napis: „Żadna rzeka źródła się nie wyrzeka”. „Czy to odnosi się do polskości?” – pytam retorycznie przedstawicielkę komitetu rodzicielskiego. Kiwnięcie głową potwierdza moje przypuszczenia. Tak, w tej szkole polskość wyziera z każdego konta, z każdej ściany. Dowiaduję się, że do tej pory jestem jedynym polskim posłem, który odpowiedział na list ze szkoły z prośbą o wsparcie finansowe pielgrzymki.

Nasza wizyta jest krótka. Szkoła ma ferie, uczniów nie ma. Jedynie przedszkole działa. Przedszkolaki są na placu zabaw. Podchodzę do grupki dzieci. Pochylam się nad jedną z dziewczynek. „Czy mówisz po polsku?” – pytam. „Tak” – słyszę odpowiedź. „Jak masz na imię?” – pytam dalej. Pada imię, którego nie zapamiętałem. Dziewczynka się uśmiecha. „Ile masz lat?” – dopytuję. Dziewczynka wyciąga małą rączkę i pokazuje cztery palce. Tak, dzieci z tej szkoły wyrosną na świadomych swoich korzeni Polaków.

Po drodze do Polski zajeżdżamy do Trok, gdzie Polacy stanowią 33 proc. mieszkańców. Jak jest się na Litwie, gdy zwiedziło się Wilno, wypada odwiedzić dawną stolicę Litwy – zamek w Trokach, którego odbudowę zapoczątkowali Polacy w okresie II Rzeczypospolitej. W zamku miła niespodzianka. W poszczególnych salach informacja w języku polskim, obok niemieckiego, francuskiego i rosyjskiego. Ale wokół nas niemal sami Polacy. Tak, turystycznie Litwa żyje z Polaków.

Na obiad idziemy do restauracji karaimskiej. Tu znów miłe zaskoczenie. W karcie dań język polski figuruje obok litewskiego i rosyjskiego – rzecz niespotykana w Wilnie. Mój znajomy sugeruje, że Polacy powinni bojkotować na Litwie te restauracje, w których w karcie dań nie ma języka polskiego. No cóż, chodziliby głodni…

Ale to jeszcze nie koniec miłych niespodzianek. Obsługuje nas kelnerka, młoda dziewczyna, która świetnie mówi po polsku. W pewnej chwili zaciekawiony pytam nieśmiało: „Czy jest Pani choć trochę Polką?”. „Jestem Polką” – odpowiada uśmiechnięta dziewczyna. „Z Trok?” – pytam. „Tak, z Trok” – odpowiada i po chwili dodaje sama od siebie: „Studiuję w Wilnie na filii Uniwersytetu w Białymstoku”. „Co Pani studiuje?” – dopytuję coraz bardziej zaciekawiony. „Ekonomię” – pada krótka odpowiedź. Tak, ta dziewczyna jest przyszłością Polaków na Wileńszczyźnie. Nie muszę chyba dodawać, że otrzymała właściwy napiwek…

Półtorej godziny później przekraczaliśmy granicę polsko-litewską.

 

Artur Górski

 

Dzień I W stronę Solecznik

Dzień II Rejon solecznicki

Dzień III Ku Puszczy Rudnickiej

Dzień IV: Wilno

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości