jest przeciwnikiem tzw. "reformy systemu emerytalnego" ?
Po dzisiejszej debacie mam wątpliwości. A może jego rolą jest tak na prawdę przekonanie społeczeństwa do słuszności projektu rządowego?
Dlaczego tak myślę? Bo nie rozumiem jak błyskotliwy i inteligentny ekonomista mógł nie zadać kilku podstawowych pytań, które obnażyłyby istotę proponowanych zmian.
Minister Rostowski powiedział w pewnym momencie - "reforma zdejmie z państwa brzemię długu publicznego, który jest kulą u nogi, hamującą rozwój gospodarczy".
Moje pytanie nr. 1.:
Co to znaczy, że reforma zlikwiduje jakiś składnik zadłużenia państwa? Czy nie znaczy to, że czyjeś rzeczywiste, wypracowane pieniądze zostaną użyte do spłaty owych zobowiązań?
Skąd mają wziąć się te pieniądze, kto faktycznie ma spłacić ten dług?
i pytanie pomocnicze:
Dlaczego Państwo powinno regulować swoje zobowiązania poprzez generowanie zysku - czyli dobre zarządzanie majątkiem narodowym (będąc de facto rodzajem firmy inwestycyjnej), a nie poprzez zużywanie składek emerytalnych?
Moje pytanie nr. 2.:
Skoro różnica pomiędzy obecnym i proponowanym systemem polega na tym (za słowami Min. finansów), że teraz rząd pożycza pieniądze od OFE, aby sfinansować zobowiązania ZUS, po reformie zaś, zwiększone wpływy ze składek ubezpieczeniowych pokryją te obciążenia, to innymi słowy zamiast pożyczać od OFE, rząd woli pożyczyć od indywidualnych obywateli - płatników składek. Bo do tego sprowadzać się będzie zapis księgowy na naszym indywidualnym koncie w ZUS - że pożyczyliśmy tej instytucji (a za jej pośrednictwem - państwu) pieniądze.
To ja się pytam: dlaczego rząd woli pożyczać od indywidualnych osób zamiast od OFE?
Czy nie dla tego, że:
A) - pojedynczy, instytucjonalny, silny wierzyciel jest trudniejszym partnerem przy "renegocjacji długu", niż rzesza drobnych ciułaczy (wicie, rozumicie - mamy tyle ile mamy - cieszcie się, że w ogóle coś dostajecie)?
B) - pożyczanie od OFE jest problemem dla obecnego rządu (np. ze względu na wymogi UE). Pożyczanie ZUSowi przez poszczególnych płatników składek będzie problemem tych osób, oraz jakiegoś rządu - w dalekiej przyszłości.
Przyznaję, że rozumiem elegancję pomysłu tej "reformy". System ubezpieczeń jest jak bank w bardzo korzystnej sytuacji. Polega ona na tym, że
- klienci tego szczególnego banku nie mogą nie wpłacać doń swoich oszczędności
- można dokładnie przewidzieć, kiedy i ile osoby te będą wypłacać
- każdy nowy obywatel naszego kraju zostanie nieuchronnie klientem tej instytucji
Bank w takiej sytuacji może pomyśleć tak: nie musimy zachować rezerwy pieniędzy zgromadzonych przez dotychczasowych klientów. Tych, którzy wypłacają (emerytów, rencistów) możemy sfinansować z wpłat nowych klientów w wieku produkcyjnym. Rezerwę możemy wydać!
Wygląda to jak stabilna piramida finansowa - dopóki społeczeństwo będzie się jako tako rozmnażać, system będzie funkcjonować. W takim razie - gdzie tu jest problem?
Ano - w tym, co dłużnik (ZUS/państwo) robi z pożyczonymi środkami. Jeśli są one przeznaczone na inwestycje - wierzyciel ma duże szanse na zwrot długu, wraz z oprocentowaniem. Jeśli są one przejadane - to w pewnym momencie dłużnik stanie przed wierzycielem z pustymi kieszeniami.
Mówiąc wprost - jeśli wierzyłbym, że obecny i przyszłe rządy nie będą marnowały tej "odzyskanej" ilości pieniędzy, że zostanie ona użyta na mądre, dochodowe przedsięwzięcia, że nie wejdzie ona do puli środków traconych przez nieuczciwość, prywatę i indolencję - powiedziałbym: bierzcie. Używajcie tej kasy aby zapewnić nam wszystkim lepsze jutro. Znając jednak realia myślę, że twardy zapis zobowiązania - w postaci obligacji w rękach prywatnej instytucji jest lepszym gwarantem starań rządu, niż domniemana dobra wola, uczciwość i fachowość.
A na koniec trochę frywolne porównanie, jak to jest z reformowaniem systemu ubezpieczeń:
(pewnie wszyscy znają ten kawał)
W efekcie katastrofy morskiej, na bezludnej wyspie ląduje dwudziestu marynarzy (rząd) i zakonnica (system ubezpieczeń).
Po dwudziestu dniach zakonnica mówi: dosyć tych świństw i popełnia samobójstwo.
Po następnych dwudziestu dniach marynarze mówią - dosyć tych świństw - musimy ją pochować.
Mija kolejne dwadzieścia dni. Minister... tj. marynarze w końcu konstatują: - dosyć tych świństw - musimy ją wykopać.