Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej
501
BLOG

O bizantyjskiej formie władzy PO

Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej Polityka Obserwuj notkę 2

Co pewien czas wtelewizji pokazywany jest słodki, kojący obraz. Premier polskiego rządu wchodzi na posiedzenie Rady Ministrów. Wokół długiego stołu, wyprężeni jak oficerowie mający powitać dowódcę, stoją ministrowie. Uśmiechnięci, eleganccy, uładzeni. Premier po kolei każdemu z nich podaje rękę. To także skwapliwie wychwytują kamery. Ukłon za ukłonem. Zgięcie się w pas. Trzy zdawkowe słowa dla tych, co akurat w łasce, zimny uścisk dłoni dla tych, którzy ośmielili się dać choćby cień podejrzenia o wewnętrzny spisek i knowania.

Rytuał jest ciągle powtarzany i przedstawiany narodowi tak, by ten miał poczucie bezpieczeństwa, spoglądając na swojego władcę i otaczający go dwór. W jednej z ostatnich takich krzepiących serce scen dziennikarze wychwycili pewien dialog, jaki odbył się między ministrem Sikorskim a ministrem Rostowskim. Gdy premier ich minął, spytawszy po drodze o azyl dla amerykańskiego szpiega Snowdena, szef polskich finansów zaczął rozemocjonowanym głosem dopytywać się, czy to prawda, że nieschodzący z ust świata wróg i zdrajca naszych sojuszników ośmielił się właśnie nas prosić o azyl. Sikorski, bardzo uradowany, odparł trzykrotnie: – Tak! Tak! Tak!A w oczach błyszczało mu rozbawienie.

Warto uchwycić ten błysk oka i przyjrzeć mu się. Warto zajrzeć w źrenice. I zobaczyć w nich to, co jest istotą władzy i poczucia wyniesienia ponad innych – radość zabawy w rządzenie. To pewnie najważniejszy element całej konstrukcji, na jakiej stoi obecnie fundament Platformy Obywatelskiej. Karmi się nią jak złotym chlebem cały zgromadzony wokół Donalda Tuska dwór.

Czy minister służy

Kiedy Konstantyn I przeniósł do Bizancjum stolicę cesarstwa i nazwał ją Konstantynopolem, nie tylko zainstalował tam centrum rzymskiego rządu, ale także swój dwór. Dwór bowiem, wraz z urzędami instytucjonalnymi, stanowił fundament tego systemu, który składał się zarówno ze struktur oficjalnych, jak i z całej sieci wpływów psychologicznych, niesformalizowanych, lecz równie, a często nawet bardziej istotnych. Wielki Pałac konstantynopolski zapełnił się urzędnikami. Byli wśród nich m.in. „ministrowie” cesarscy, choćby tacy jak minister skarbu (comes sacrarum largitionum) czy minister domen cesarskich (comes rerum privatum).

A jak już mowa o ministrach, to warto przypomnieć etymologię tego słowa, które wywodzi się z łacińskiego ministro, ministrare– czyli „służyć”. Sam rzeczownik „minister” w języku Rzymian oznaczał po prostu sługę. Dlatego też w kościele służą do mszy „ministranci”. Sens tego szlachetnego słowa uległ jednak wypaczeniu i obecnie należałoby pewnie tłumaczyć owo dawne ministrare jako „czerpać korzyści z urzędu”. Ale zostawmy dywagacje lingwistyczne i wracajmy do kwestii cesarskiego dworu.

Wspomniany Wielki Pałac robił olbrzymie wrażenie i stanowił odpowiednią oprawę dla bizantyjskiej świty władcy. Znajdował się na wzniesieniu, we wschodniej części miasta. Tam na ogromnym obszarze zbudowano wiele pałacowych budynków, w tym łaźnie, kościoły z wystawionymi relikwiami świętych oraz sale audiencyjne. Z Wielkim Pałacem mogły się równać jedynie dwory starożytnej Persji czy później kalifatu.

Podróżnicy opisywali niezwykłe wrażenie, jakie robił na ludziach przepych i bogactwo zdobień. Pod ścianami sal stały antyczne posągi, ponoć przepowiadające przyszłość, stopy gości dotykały bajecznych, złotych mozaik, w których igrały świetlne odblaski.

W złotej sali (Chrysotriklinos – zbudowanej przez Justyniana I) cesarz siadał na tronie pod wielką absydą z wizerunkiem Chrystusa Pantokratora.

Jak pisze przedwojenny historyk prof. Leszek Piotrowicz: „Konstantyn akcentował (…) swoje stanowisko absolutnego pana imperium, co między innemi w tem znalazło swój wyraz, że określenie cesarza »pan nasz« (dominus noster) za jego czasów weszło w stałe użycie”.

Aureola boskości (mimo zwrotu w stronę chrześcijaństwa trzeba było nadal budować odpowiedni wizerunek) była świadomym sposobem kreowania siły oddziaływania nie tylko na najbliższe otoczenie władzy, ale też na wszystkich poddanych.

Zakopać Kanał Elbląski

Kiedy w Elblągu trwała pierwsza tura wyborów samorządowych, zajechał do miasta sam premier i stojąc pod przychodnią zdrowia, z wielką swadą krytykował pomysł PiS, by w końcu wybudować w mieście kanał.

Wyobrazić sobie można, że Elbląg w IV w. po Chrystusie jest jedną z cesarskich domen, a w nim, powiedzmy, zyskuje nagle popleczników Maksencjusz lub jakiś inny rywal cesarza. Konstantyn zajeżdża Złotym Rydwanem i przemawia pod lecznicą. Daje przy tym wyraz swojej cesarskiej troski o wszystkich mieszkańców Elbląga, na których – jak wszystkim w całym Bizancjum wiadomo – zależy mu szczególnie. Gdyby w dodatku Elbląg leżał na tzw. Żyznym Półksiężycu, między Morzem Czerwonym a Śródziemnym, wtedy na pewno cesarz odniósłby się do kwestii kanału łączącego oba te akweny. A kanał ów był wtedy – przypomnijmy – zbudowany.

Herodot przypisuje tę drogę wodną inicjatywie Dariusza i Persów. Wiadomo jednak, że została ona później zaniedbana i odbudowano ją dopiero za Trajana. Otóż gdyby przeciwnik polityczny Konstantyna twierdził, że kanał jest potrzebny, cesarz, wielce obruszony, uznałby to za nieekonomiczną bzdurę i kazałby zakopać. Tak by poczekał aż do kolejnego budowniczego, czyli cesarza Napoleona.

Na szczęście w Polsce, jak na razie, w Elblągu taka szaleńcza myśl jak kopanie kanałów nam nie grozi. Cesarz czuwa.

Rozbudowanie kasty urzędniczej

W pracy poświęconej historii Bizancjum tak pisze znakomita znawczyni dziejów Średniowiecza Judith Herrin: „Poza wzbudzaniem w przybyszach podziwu i trwogi dwór pełnił istotną funkcję w państwie: umacniał więź poddanych z cesarzem poprzez głębszą lojalność – zarówno poczucie wspólnoty, jak i fatalistyczne podporządkowanie się władzy. Osiągano to po części przez wynoszenie utalentowanych młodych mężczyzn i kobiet na odpowiedzialne i wpływowe stanowiska, wzbudzające szacunek i podziw”.

Innymi słowy – samo funkcjonowanie tego szeroko rozumianego dworu dawało wrażenie, że poprzez ślepą wierność, służalczą postawę wobec władzy, można zrobić osobistą karierę. Zdarzały się nawet wypadki, że prości ludzie osiągali sukces, jeśli tylko znaleźli się w orbicie władzy. Wielu z nich znajdowało zatrudnienie w rozbudowanej administracji. Istniał system nadawania dostojnych tytułów, z którymi wiązała się pensja państwowa (tzw. roga).

W tym sensie działanie rządzącej elity bizantyjskiej miało zupełnie inne podłoże społeczne niż np. w Rzymie, gdzie władza była koncesjonowana dla wybranych grup, lub w starożytnej Grecji, gdzie „demokracja” nie wyglądała wcale tak, jak sobie ją dzisiaj wyobrażamy.

Czy w tym, jak funkcjonuje obecnie polskie państwo, nie można odnaleźć elementów bizantyjskiej kultury rządów? Mieści się w tej formule okazałość i złoty nimb, jaki otacza głowę panującego i jego dwór. To właśnie zegarki po 30 tys., cygara, wina czy sukienki dla małżonki.One stanowią element bogatej oprawy, która wcale nie odstraszy wielu ludzi. Odwrotnie – nawet jeśli tych, co żyją na granicy biedy, doprowadzi do wściekłości, to całą resztę, wiedzącą, że „warto” trzymać z cesarskim dworem, tylko utwierdzi w słuszności obranej drogi. Aparat urzędniczy jest w Polsce obecnie niezwykle rozbudowany. Postulaty taniego państwa skończyły się tym, że zatrudniono urzędników w setkach tysięcy. Wszyscy ci ludzie czują i wiedzą, że ich praca, dochody, miesięczny budżet i spłata kredytu zależą od dobrej woli pracodawcy. Kim jest ów Pracodawca? Szef? Kierownik? Dyrektor? Tak, ale w dalszym, głębszym sensie jest nim... Donald Tusk. Otoczony dworem.

To jego łaska lub niełaska może wpływać na losy ludzi związanych w ten czy inny sposób z funkcjonowaniem państwa.

Niektóre ze środowisk – o dziwota – pozwalają się już łupić w sensie dosłownym, bezpośrednim, a nadal nie tracą wiary w swojego wodza. Ot, choćby artyści, którym zabrano tzw. koszty uzysku obniżające podstawę opodatkowania do 50 proc. Wszyscy aktorzy, reżyserzy, pisarze, malarze, muzycy – całe środowisko, które w większej mierze jest ciągle wierne Platformie Obywatelskiej, nie dało się otrzeźwić nawet tym kubłem zimnej wody. Nadal kochają Tuska. I ciągle panicznie boją się Kaczyńskiego.

Zachowują się jak ów bojar wbity na pal przez Iwana Groźnego. Zdychał w męczarniach, lecz do ostatniej chwili życia chwalił cara. Póki mu oddechu starczało, jeszcze jęczał, jakim Iwan jest cudownym władcą. Istnieje obawa, że wielkie grono naszych artystów wychwalać będzie rządy Platformy, nawet jeśli przyjdzie im dogorywać z głodu.

Madonna na hipodromie, czyli sypnij 5 milionów

Machina bizantyjskiego systemu sprawowania władzy opierała się na biurokracji oraz propagandzie. Człowiek miał kontakt z państwem poprzez urzędników, z daleka zaś mógł oglądać świetność boskiego władcy. Już biskup Euzebiusz z Cezarei stwierdził, że władza cesarska pochodzi od Boga. Trochę boskiego blasku spływało więc na władcę.

Częścią tej psychologicznej gry było m.in. organizowanie wielkich imprez, które obecnie nazwalibyśmy „sportowymi” lub „kulturalnymi”: przed tłumami występowali żonglerzy, śpiewacy, błaźni i tancerze. Na hipodromach ścigały się rydwany. A gdy pędziły po zwycięstwo, na liny rozwieszone między wysokimi kolumnami hipodromu wychodzili akrobaci, stawiający ostrożnie kroki. Lud się cieszył. Lud klaskał.

Gdyby wtedy koncertowała taka gwiazda jak Madonna, byłaby na pewno gwoździem programu bizantyjskiej imprezy. I sam cesarz sypnąłby z kasy dworskiej kilka milionów na jej występy. W końcu wszystko dla… ludu.

Kiedy spadną maski

Kiedy nasz wielki poeta renesansowy, Jan Kochanowski, wrócił z zagranicznych wojaży, znalazł sobie miejsce pracy w kancelarii Filipa Padniewskiego. Był to czas, w którym król Zygmunt August, usiłując mocniej schwytać w dłonie stery rządów w Rzeczypospolitej, dążył ku jej naprawie. Kochanowski słuchał często wystąpień sejmowych, a swoje poglądy polityczne wyłożył w kilku poetyckich dziełach.

Pisał Mistrz z Czarnolasu do swoich współczesnych: „Aleć to jeszcze wszytko początki; po chwili / Będzie tego podobno więcej, bracia mili, / Gdy z was maszkarę zdejmą, a ludzie doznają, / Że Polacy przodków swych barzo zostawają”.

Z tych słów płynie dla nas może nadzieja, że i obecnie tak się losy Ojczyzny potoczą, że „maszkara” spadnie z twarzy tych, co u rządów, a ludzie zobaczą, jakie są prawdziwe oblicza pod spodem.

Kilkanaście wersetów dalej Kochanowski uderza w elitę władzy:

„Patrzcież, czegoście dla tych bogactw odstąpili, / Żeście prawie rycerską naukę stracili, / Na której nie tylko te ziemskie osiadłości, / Ale garła należą i wasze wolności”.

Michał Bobrzyński, w szkicu historycznym z roku 1922, tak komentuje ów stan dworu Rzeczypospolitej, krytykowany niegdyś przez Mistrza Jana: „Smutny to i jałowy program polityczny jak na ministrów wielkiego państwa (…). Smutny dlatego, że się w samej zamyka negacji. Autorowie jego widzą jasno, jak Rzplita mdleje, jak upada; widzą, jak coraz groźniej następują na nią drapieżni sąsiedzi, a ona pogrążona w wewnętrznej rozterce, oddana na łup prywatny, siłę swą marnuje i czoła stawić im nie śmie. Czują oni zarazem, że ta niemoc wewnętrzna jest owocem nowych prądów i wyobrażeń, humanizmu i reformacji, ale tego zupełnie nie pojmują, że od rozwiązania tych wielkich kwestyj, od spożytkowania ich na rzecz narodu i państwa przyszłość ojczyzny zależy. Oni zamiast kwestie rozwiązać, zamiast wystąpić z katolickim programem, schodzą im z pola…”.

Dzisiaj niestety jest podobnie, gdy „nowe prądy” i „nowy humanizm” wdzierają się na pole, które było naszą opoką. Pole Ducha Polskiego, silnego Patriotyzmem i Wiarą. Gdyby dociekać przyczyn – widać, że są ukryte tam, gdzie zwykle od początku świata – w ludzkim charakterze. W Ambicji i Próżności. W Pysze i Nieumiarkowaniu. W Chciwości.

Jak w Bizancjum

Jan Kochanowski we „Wróżkach”, swoim dużo późniejszym politycznym dziele o Polsce, wskazywał: „Toż niebezpieczeństwo jest Rzeczypospolitej od ludzi swawolnych i rozpustnych, bo oni, gardząc prawem, wzgardzają urząd i zwierzchność pańską, która jeśliby im kiedy groźna była, tych dróg będą chcieć szukać, mieszając i podburzając ludzi, jakoby wszytkiego zniknąć mogli, a gdzie by im to nie szło, tedy, ojczyznę i pana zdradziwszy, do nieprzyjaciela zjadą i wódzmi przeciw ojczyźnie swej będą, jakich przykładów w historiach pełno”.

W głębokim pokłonie

W Bizancjum, w pałacu Magnaura, cesarz zasiadał na olbrzymim, złotym tronie. Po obu stronach stały złote figury ryczących lwów i złote rzeźby ptaków. Te ostatnie wydawały dźwięki, świergoląc na zdobionych klejnotami drzewach. Gdy pojawiał się poseł, musiał zgiąć się przed władcą w specjalnym ukłonie. Wykonywał tzw. proskynesis – dotykał czołem podłogi. A wtedy… wtedy ów tron zaczynał się unosić w powietrzu, aż pod sufit. Hydrauliczne sztuczki pełniły wówczas taką rolę, jaką obecnie telewizja: ukazywały władcę tak, by ludzie czcili go jak półboga.

W dzisiejszych czasach premier lekko kuleje, gdy wchodzi na spotkanie ze swoimi ministrami. Ale oni nadal, jak przed wiekami, wykonują proskynesis. A złote ptaki świergolą w zachwycie.

Tomasz Łysiak

JESTEŚMY LUDŹMI IV RP Budowniczowie III RP HOŁD RUSKI 9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło. Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны. Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka