Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej
1250
BLOG

Widok z hotelu Kolberg - Współczesny Kulturkampf

Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej Kultura Obserwuj notkę 15

Degeneracja gospodarcza tak zwanych Ziem Zachodnich jest być może największym błędem polityki gospodarczej, jaki popełniła III Rzeczpospolita.
 
Charakterystyczny obrazek: lobby hotelowe, w nim tablica ogłoszeń. Plany wycieczek, godziny otwarcia restauracji, ceny masaży. Wieczorek taneczny przy Schnappsie w tutejszym lokalu, wybór kanałów telewizyjnych pod palcem na pilocie. Wszystko to wyłącznie w języku niemieckim, bez zbędnych tłumaczeń dla gości z innych stron świata. Tak wygląda coraz powszechniej część Polski. Ta, która w latach komunizmu zwana była Ziemiami Odzyskanymi.
 
Mogłoby się wydawać, że 70 lat po zakończeniu działań wojennych, po przetoczeniu się przez Polskę fal migracji, po konferencji jałtańskiej i po latach okupacji sowieckiej problem przesunięcia granic Polski o kilkaset kilometrów na Zachód przestał istnieć, a nawet jeśli istnieje – stanowi dziś tylko memento tragicznych wydarzeń pierwszej połowy XX wieku. Jest jednak zupełnie inaczej. Zagadnienie tożsamości Polaków mieszkających w tych częściach Rzeczypospolitej, które przed II wojną światową znajdowały się poza terytorium naszego państwa, staje się w mojej opinii pierwszoplanowym problemem społecznym, a co za tym idzie – może rzutować na jej najbliższą przyszłość. Przedwojenna dychotomia – Polska „A” z jednej, a Polska „B” z drugiej – jest już nieaktualna. Dziś Polska dzieli się na tę część, która przed 1945 r. należała do Rzeczypospolitej, oraz tę, która dołączona została do niej w wyniku traktatu jałtańskiego. W tej drugiej gołym okiem daje się zauważyć swego rodzaju kulturkampf, którego kształt i przyczyny warto przeanalizować.
 
Hotel Kolberg nad morzem
 
Kiedy spytać przedsiębiorców kierujących małym biznesem np. w Kołobrzegu, Świnoujściu, Kostrzynie, Opolu czy Szczecinie – mówią wprost: turystyka przyjazdowa i konsumpcja stanowią w tych miejscach zdecydowaną większość przychodów firm działających w sektorze małych i średnich przedsiębiorstw. Ich pracownicy – nieco zawstydzeni, kiedy spytać ich o przyczyny owej językowej monokultury na deptakach, w  restauracjach czy hotelach – odpowiadają wprost: kiedyś istniał tutaj przemysł, zakłady produkcyjne. Dziś wycieczki emerytów zza Odry to jedno z niewielu źródeł w miarę przyzwoitego zarobku.
 
Upadek przemysłu wytwórczego w regionach, które tradycyjnie i od lat przemysłem stały, stanowi dzisiaj znak rozpoznawczy zachodniej i północnej Polski. Szczecin, Gdynia, Gdańsk i Elbląg pozbawione zostały przemysłu stoczniowego, który w XX w. decydował o znaczeniu tych miast. Żegluga morska, poza chlubnym przykładem szczecińskiego przedsiębiorstwa PŻM, w zasadzie przestała istnieć. O Polskich Liniach Oceanicznych dzisiaj nikt już nawet nie pamięta, do przejęcia dochodowych tras bałtyckich promów ro-ro, obsługiwanych dzisiaj przez ostatnie polskie jednostki, szykują się niemieccy armatorzy, którzy muszą znaleźć zajęcie dla własnych jednostek schodzących z tras pomiędzy wybrzeżem Niemiec a Danią po otwarciu przepraw tunelami i mostami. Dalekomorskie połowy ryb zniknęły z mapy polskiego biznesu wraz z przemianowaniem firm, takich jak Dalmor, na rezerwuary najcenniejszych gruntów pod przyszłe inwestycje deweloperskie. Kierując się na południe Polski, wskazać należy na całe zagłębia, które pozbawiono w zaplanowany i metodyczny sposób najcenniejszych zasobów związanych z energetyką węglową – tu za przykład służyć może zasypanie i zlikwidowanie w nieodwracalny sposób w Wałbrzychu na początku lat 90. jednego z najnowocześniejszych szybów górniczych na świecie, szybu „Kopernik”.
 
Przykłady można mnożyć, przyglądając się po kolei większym i mniejszym ośrodkom, takim jak Bogatynia – niegdyś eksportująca produkcję tkacką na cały świat, dziś siedziba jedynie muzeum tego przemysłu – czy Opole czekające – jak na mający zapaść wyrok – na rządowe decyzje dotyczące elektrowni utrzymującej względne gospodarcze prosperity w regionie. W tej sytuacji trudno dziwić się przedsiębiorcom i pracownikom, że szukają swojej szansy tam, gdzie potencjalny zarobek istnieje. Konsumpcja, handel detaliczny, gastronomia i turystyka – wszystkie te dziedziny opierają się w tej chwili na różnicach kursowych pomiędzy Polską a krajami strefy euro, a w miejscach, o których mowa, po prostu na różnicach cenowych między Polską a Niemcami oraz Polską a Czechami, jak choćby w Cieszynie – podwójnym mieście na granicy Rzeczypospolitej i Republiki Czeskiej.
 
„Chcemy autonomii”, czyli metoda tysiąca kroków w Opolu
 
Sytuacja wycofywania się państwa z prowadzenia aktywnej polityki gospodarczej wywołuje w oczywisty sposób reakcję środowisk zainteresowanych prowadzeniem własnej polityki. Za przykład służyć może argumentacja przytoczona 6 sierpnia 2013 r. przez burmistrza miasta Zdzieszowice, w którym mniejszość niemiecka stanowi około 48 proc. populacji: „Autonomia to jedyne wyjście dla Śląska. (…) Warszawa tak nas grabi, że to jest niedopuszczalne. Słyszałem różne odgłosy, że Małopolska, Wielkopolska chcą się odłączyć, i daj Boże, aby im się udało, żebyśmy wszyscy zrobili porządek na wzór na przykład Niemieckiej Republiki, gdzie mamy Bawarię, mamy Saksonię i inne landy” – mówi Dieter Przewdzing w nagraniu dla opolskiego portalu www.nto.pl.
 
Warto pamiętać, że pojęcie „mniejszość” w praktyce w wielu miejscach na Opolszczyźnie oznacza dominującą większość, zwłaszcza w małych miejscowościach i wsiach. Rejestr zadziwiających praktyk, z jakimi mamy tam do czynienia w czasie istnienia III Rzeczypospolitej, nie odbijał się do tej pory echem w ogólnopolskich mediach. Czy ktoś przy zdrowych zmysłach wyobraża sobie bowiem wykucie na pomniku niemieckich żołnierzy w Polsce w miejscowości Szczedrzyk jej wojennej nazwy „Hitlersee”? Czy ktoś mógłby pomyśleć o nadaniu szkole w Polsce imienia Fritza Habera, twórcy gazu Cyklon B, używanego do mordowania ludzi w komorach gazowych? Czy ktoś wreszcie wyobraża sobie całkiem niedawną praktykę bojkotowania przez nauczycieli, dyrekcję szkoły i władze samorządowe w działających w Polsce szkołach dzieci, których rodzice nie zgodzili się na oficjalne zadeklarowanie narodowości niemieckiej? A wszystkie te rzeczy miały lub mają miejsce na Opolszczyźnie. I zawsze powtarza się podobny schemat: działania podejmowane są po cichu, likwidowane, kiedy zwróci się na nie uwagę w lokalnych społecznościach. Po jakimś czasie wraca się do nich bez rozgłosu, prowadząc je w zmienionej formie.
 
Węgiel w Wałbrzychu i wybory za pół litra

W regionie Wałbrzycha leży około 350 mln ton węgla, który można byłoby wydobywać, dając zatrudnienie mieszkańcom masowo opuszczającym miasto. Wielka Brytania – która w czasach Margaret Thatcher zamroziła wydobycie, aby w lepszych czasach podjąć je na nowo – właśnie to robi. W Wałbrzychu ciągle opłaca się ryzykowanie życia w biedaszybach, aby sprzedać tonę węgla hurtownikom jeżdżącym po ten surowiec z drugiego krańca Polski. Prywatne i nielegalne w świetle prawa wydobycie nie miałoby racji bytu, gdyby państwo wykorzystywało nadarzające się okazje. Kopalnię Silesia, leżącą w sąsiednim regionie Polski, uratował przed bankructwem czeski inwestor,  spółka zarabiająca dzisiaj na wydobyciu. Wspomagane dyskretnie przez niemiecki rząd kopalnie potrafią zarabiać na tym łatwo dostępnym i tanim w uzyskaniu surowcu – po cichu i konsekwentnie zwiększają udział węgla w swoim miksie energetycznym.
 
Degeneracja gospodarcza i finansowa, która jest nieuchronnym efektem wycofania się państwa z aktywnego prowadzenia polityki gospodarczej, prowadzi do wynaturzenia demokracji. Idealnym przykładem jest właśnie Wałbrzych. Miasto, w którym po raz pierwszy w III RP udało się udowodnić, ile warta jest demokracja. Działające na styku samorządu, wielkiej polityki i kaprawego biznesu grupy wyceniły jeden głos w wyborach samorządowych na 20 złotych. Tyle co pół litra wódki i sok na zapitkę.
 
Do czego odwoła się czwarte pokolenie
 
Na problemy gospodarcze nakładają się w tej części Polski ciągle aktualne efekty Jałty i stalinowskiej polityki migracji. Najstarszym pokoleniem żyjącym w zachodniej Polsce są Polacy, którzy przywędrowali tutaj po 1945 r. Przyszli z różnych stron, w tym z terenów znajdujących się dzisiaj w granicach Polski. Jednak w dużej mierze pochodzili z tych części Rzeczypospolitej, które dzisiaj znajdują się poza jej granicami. To oni stanowią żywą łączność z dawną RP. Często pamiętając o utraconych majątkach, domach i rodzinach. W dużej mierze przechowując wspomnienie Kresów z ich najlepszymi tradycjami. Jednak pamięć ta już w pokoleniu ich dzieci, a więc dzisiejszych 50- i 60-latków, jest tylko relacją z drugiej ręki. Nie ma namacalnego odwołania do odwiedzanych codziennie miejsc, ulic, budynków, bo te albo nie istnieją – jak w zdemolowanej przez Hitlera i Stalina Warszawie, albo znajdują się dzisiaj daleko na Wschodzie, na dzisiejszej Ukrainie, Białorusi czy w Rosji. Dziś pokolenie wnuków osiedlających się na zachodzie – na terenach przyłączonych do Polski – wychowuje własne dzieci. Odwołuje się przy tym do krótkiej, ledwie kilkudziesięcioletniej tradycji bycia tu i teraz. Do jakich korzeni i do jakich tradycji będzie chciało i mogło odwołać się pokolenie dzisiejszych kilkulatków zamieszkujących tę część Polski?
 
Polska słabość
 
Państwo ma do dyspozycji wszelkie narzędzia, aby opisany wyżej porządek odmienić i tworzyć wspólnotę opartą na interesach. Trwająca 20 lat z okładem II Rzeczpospolita potrafiła podjąć wysiłek inwestycyjny. Zbudowała Gdynię, Centralny Okręg Przemysłowy, sieć kolejową i kulturę edukacji. Udało się to zrobić bez odwoływania się do fałszywego dogmatu: „jak najmniej państwa w gospodarce”. Zadaniem państwa jest bowiem tworzenie warunków do działania dla przedsiębiorczych podmiotów i obywateli. Zarówno w kwestii stricte biznesowej, jak i w pozostałych sferach oddziaływania władzy.
 
Kluczem do odbudowy równowagi państwa jest inwestycja w edukację. Nowoczesna gospodarka opiera się bowiem na wiedzy, którą Polacy chcą pozyskiwać i osiągają w tym światowe sukcesy. Za przykład niech posłużą rankingi państw, z których pochodzą najlepsi programiści i informatycy na świecie. Polska deklasuje w nich konkurencję, a dzieje się to przy kompletnym braku zainteresowania i inwestycji ze strony instytucji publicznych. Stworzenie systemu, który pozwoli z jednej strony podnieść prestiż i status, z drugiej zwiększyć wymagania, jakie państwo będzie miało względem nauczycieli, uczelni, szkół wyższych czy instytucji badawczych, przyniesie efekty. Ot, takie choćby jak technologia pozyskiwania gazu ziemnego ze złóż węglowych, jaka opracowywana jest i testowana w opisywanym powyżej Wałbrzychu, czy np. spredaż na cały świat technik kryptograficznych opracowywanych przez polskich matematyków i kryptologów.
 
Edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja. Jeśli nie postawimy na państwową politykę budowania wspólnoty gospodarczej w ten sposób, to opisana wyżej ponura rzeczywistość będzie się pogłębiać. Dziś nikt odpowiedzialny nie jest w stanie przewidzieć skutków dalszego rozpadania się państwa, którego przejawem jest choćby nagminna rezygnacja z używania oznakowań w języku polskim w miejscach publicznych. O ile dzisiaj nie grozi nam w żaden sposób niemiecka kolonizacja, tak często wyśmiewana przez środowiska lewicowe w Polsce, o tyle ekspansja gospodarcza na tereny, w których sami nie prowadzimy polityki gospodarczej – jak najbardziej. Nasi niemieccy sąsiedzi, jak widać kilka kilometrów za zachodnią granicą Polski, sami mają problem z zaludnieniem postenerdowskich obszarów własnego państwa. Skorzystają jednak chętnie z polskiego osadnictwa, tak długo, jak nasza słabość gospodarcza pozwoli im traktować Polskę jako atrakcyjny rynek zbytu względnie niedrogą montownię do produkowanych w niemieckich przedsiębiorstwach podzespołów czy pracownię programistyczną dla opatentowanych w Niemczech systemów komputerowych. Opisany stan rzeczy stanowi wewnętrzny problem Polski. Nasi sąsiedzi i gospodarczy konkurenci z całego świata skwapliwie wykorzystują nadarzające się okazje. To nasza odpowiedzialność i nasza słabość, której jaskrawym przejawem jest choćby żenująca feta przy okazji wpychania na dworzec we Wrocławiu testowanego pociągu pendolino, który na polskich torach z powodzeniem mogłyby zastąpić produkowane w Polsce, konkurencyjne względem niego pociągi polskich firm.

Michał Rachoń

JESTEŚMY LUDŹMI IV RP Budowniczowie III RP HOŁD RUSKI 9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło. Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны. Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura