Agnieszka G. Agnieszka G.
1552
BLOG

Bo my mieliśmy dzieciństwo....

Agnieszka G. Agnieszka G. Społeczeństwo Obserwuj notkę 14

 W bezczynności podążając bezkresami internetu, moją uwagę przykuł tekst jednego z blogerów 

http://goo.gl/qwdXGI

 

Przyznam, że miejscami uśmiałam się do łez, mimo tego, że jestem dzieckiem lat 80-tych nasze dzieciństwo także przebiegało w sposób zupełnie inny niż obecnie zauważamy. Wychowywali nas rodzice, rodzeństwo, sąsiedzi i podwórko. Po dzień dzisiejszy pamiętam smak własnoręcznie przygotowanej zupy z trawy, błota i kamieni, piach strzelający w zębach był świadectwem najlepszych zamków z piasku powstających w pod blokowych piaskownicach. Nasze lalki miały ubranka szyte ze skarpetek, rękawiczek, czy strzępów podwędzonego mamie materiału. Makijaże poprawiane miały zazwyczaj flamastrami, a fryzury rasowało się nożyczkami, tylko tak żeby rodzice przypadkiem nie widzieli.

Największą karę stanowiło spojrzenie ojca, i stwierdzenie „za karę nie wychodzisz z domu”, dobroduszne starsze panie przekupywały nas łobuzów, aby plac zabaw przenieść z dala od klatki schodowej cukierkami, ciastkami, czy domowym drożdżowym plackiem.

Pogoda nie odgrywała najmniejszego znaczenia, pora roku tak samo, latem jak pojawiały się koparki bo akurat, ktoś wpadł na pomysł odnowienia sieci gazowej pojawiły się labirynty i wykopy, których przeskakiwanie stanowiło wyzwanie dla całej chordy rozwrzeszczanych dzieci. Do domów wracaliśmy wieczorami brudni, zmęczeni ale szczęśliwi, rodzice w głowę zachodzili, czy to coś co właśnie przekroczyło próg jest moim dzieckiem , czy znów syn sąsiadów postanawia zmienić lokal . Po starciu z mydłem i gąbkami wszystko stawało się jasne, skóra nabierała standardowych kolorów a dzieci zapadały w głęboki sen, rodzice nie mieli czasu na wynajmowanie nianiek czy opiekunek do dzieci jak to obecnie fachowo się zwie, starsi pilnowali młodszych, sąsiedzi pilnowali tych których rodzice właśnie spieszyli się do pracy i żyjemy po dzień dzisiejszy. Nie potrzebne nam były place zabaw, z odpowiednimi zabezpieczeniami, nasze place zabaw tworzyły się w głowach, sami kreowaliśmy miejsca w których aktualnie ponosi nas wyobraźnia, płacząca wierzba zamieniała się w huśtawkę nad urwiskiem, bramki pobliskiej szkoły były linami zawieszonymi nad budynkami, były dwa trzepaki ,na których dywany wisiały najrzadziej.

Sąsiedzi którzy zbyt często nas przeganiali nagradzani byli wiązaniem klamek sznurkiem z drzwiami na przeciwko i dzwonieniem do drzwi. Spotykało się to z laniem jak zostaliśmy złapani na gorącym uczynku, ale z perspektywy czasu, do dziś przyprawia to o śmiech.

Nie potrzebowaliśmy animatorów, czy osób organizujących nam zabawy, sami wykonywaliśmy tą pracę, zabawa w chowanego po piwnicach, szczegółem było że każdy wychodził ubrudzony jak nieboskie stworzenie bo przytulanie się do rury ciepłowniczej kończyło się watą szklaną szczypiącą w każdą część ciała i warstwą kurzu na sobie, gratisem były gromkie krzyki sąsiadów, że plac jest od zabawy i kiedyś się pozabijamy.

W razie deszczu wystarczyły nam koce rozkładane na klatce schodowej lalki, kartki papieru i kredki, karty, czy chińczyka, cały dzień nas do domu zagonić nie można było. W okresie letnim wszystko co było nam potrzebne załatwiane było przez okno, kto z nas nie pamięta „ mamo, mamo rzuć mi bułkę, piłkę, gumę do skakania, skakankę, wiaderko, koc, i miliony innych rzeczy które akurat są nam potrzebne” . Nie mieliśmy komunikatorów, portali społecznościowych, telefonów i też dało się funkcjonować, zawieraliśmy nowe znajomości, pojawiały się grupki dzieciaków w podobnym wieku które razem się bawiły, kłóciły i godziły. Jeździliśmy na rolkach , rowerach, deskorolkach, jak nikt nie widział podpalaliśmy pierwsze papierosy, graliśmy w zbijanego zazwyczaj piłka do kosza, bo bardziej bolało, siatkę, nogę. W razie choroby były magnetowidy i bajki znane na pamięć, kasety magnetofonowe ,które przewijało się na palcu lub ołówku, był pegazus i dyskietki kupowane na targu u ruskich, lub wędrujące z domu do domu po wszystkich piętrach.

Jednak ciągle byliśmy dziećmi, nie w głowach były nam makijaże, galerie handlowe , czy najnowsze telefony i tablety.

Zatrważająca jest świadomość jakie wspomnienia nasze dzieci będą miały z dzieciństwa, jakie zabawy utkwią im w pamięci. My bawiliśmy się w dom lalkami, dziś dzieci bawią się w dorosłość rodząc własne dzieci, dla nas możliwość wejścia na szkolną dyskotekę trwającą do 20:30 było równoznaczne z posiadaniem poważnego wieku, dziś dzieciaki wracające chwiejnym krokiem nad ranem przestają nas dziwić i szokować. Nauczyciele obawiają się wychowanków, rodzice maja świadomość że karcenie dziecka równoznaczne jest z podejrzeniem o maltretowanie, a dzieci doskonale wiedzą że podanie ich na policję to coś normalnego.

Dla nas problemami okresu dorastania były syfy na twarzy, dla dzisiejszych dzieci problemem jest przyznanie się rodzicom, że zostaną dziadkami.

Nowoczesność zabiera naszym dzieciom dzieciństwo, które my wspominamy, a kolejne pokolenia już nie będą miały takiej możliwości. To bardzo smutne i bardzo przerażające , że pozwalamy na taki stan rzeczy, że najpiękniejsze chwile maluchów przeliczamy na ilość czasu spędzanego w internecie , czy listę znajomych na komunikatorach, nasze niespełnione aspiracje przenosimy na pociechy, które nie zawsze mają ani siłę, ani ochotę się im podporządkowywać. Nadmiar energii rozładowywany był na zajęciach wuefu, sks'ach , a nie klasyfikowany jako ADHD i eliminowany lekami.

Kolejne z pytań nurtujących ludzkość.Autoprezentacja jest zadaniem niezwykle trudnym aby oceniając siebie samego nie poczuć się narcystycznie, czy zbyt negatywnie oceniać siebie samego. Jaka jestem żywiołowa, pełna nadziei na odnalezienie własnej ścieżki, zawsze zastanawiająca się nad wydawanym sądem, życzliwie i z przymrużeniem oka spoglądająca na otaczający świat.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo