Grim Sfirkow Grim Sfirkow
322
BLOG

„Szkoła żon”, Teatr Polski, reż. Jacques Lassalle

Grim Sfirkow Grim Sfirkow Kultura Obserwuj notkę 0

Trzeba ciągle od nowa czytać i oglądać klasykę. Ja tę sztukę oglądałem wcześniej chyba ze dwa razy i wydawała mi się dosyć banalną i przewidywalną komedyjką, satyrą na zazdrosnych mężów, na starych satyrów biorących sobie młode żony. Teraz obejrzałem sobie to przedstawienie kolejny raz i dotarło do mnie, że to bardzo mądra sztuka, kryjącą mądre treści i ważne przemyślenia pod wierzchnią, oczywistą dla każdego widza warstwą satyryczną. To chyba gra Andrzeja Seweryna – znakomita po prostu, zrobiła na mnie takie wrażenie.

Gwoli wyjaśnienia stosunkowo częstych u mnie relacji z teatru: jestem chyba wśród moich znajomych jednym z najczęstszych bywalców teatrów z uwagi na zawód mojej żony - jest nauczycielką. Chadzam więc do teatru wraz z wycieczkami szkolnymi i nauczycielskimi. Gdyby nie to, to pewnie bym nie chodził, zgodnie z ogólną linią mojego środowiska, które podziela przekonanie wyrażone przez jednego z bohaterów nieśmiertelnego „Misia”, który zarzekał się, że „w życiu do teatru nie pójdę!”.

„Szkoła żon” pod warstwą satyry kryje interesujące sprzeczności, dające do myślenia. Dotarło do mnie, że rację w fundamentach moralnych ma Arnolf (grany przez Andrzeja Seweryna). I to, że mimo tych fundamentów, obrzydzenia do zła i tak idzie na manowce i w konsekwencji ponosi klęskę i jest w finale ośmieszony – to stanowi o wielkości tego przedstawienia. Jego racje są przez autora sztuki wyłożone w jego rozmowach z przyjacielem Chryzaldem. W świecie przedstawiony sztuki panuje przekonanie o tym, że żony generalnie się puszczają. Przyjaciele przyjmują wobec tego faktu odmienne strategie: Chryzald godzi się z tym i układa sobie życie nie zwracając uwagi na domniemane miłostki żony, drugi nie godzi się na taki stan rzeczy. Za zepsucie współczesnych sobie kobiet obwinia kulturę, społeczne przyzwolenie na takie zachowania. Postanawia więc sobie żonę „wyhodować”, separując ją od świata, wychowując od dziecka w klasztorze, zabraniając uczyć ją pisać. Zresztą co ja tu tłumaczę – każdy widział i oglądał.

Z punktu widzenia moralnego rację ma oczywiście Arnolf. Co więcej, wymuszając na dziewczynie ślub, ze sobą, a nie z młodym zalotnikiem (bez grosza, wiszącym u ojcowskiego trzosa), z punktu widzenia życiowego także ma jak najbardziej rację. Przecież do przedstawienia aż prosi się o dopisanie „Wyższej szkoły żony” - Agnieszka (w klasyczny tłumaczeniu chyba Anusia) i jej mąż 10 lat później. Agnieszka z gromadką dzieci i bez grosza, bo Horacy przebimbał wszystko co dostali od ojców i jeszcze zakochał się w innej, młodszej wersji Agnieszki. A ponieważ miłość jest najważniejsza i pokonuje wszystkie przeszkody, to i żonę zostawił bez żalu. Ciekawe jak z tej perspektywy Agnieszka oceniała by zaloty starszego pana i swoje ich odrzucenie?

Jednak oglądając sztukę przyznajemy rację zakochanym i tak też przedstawia sprawę autor. W istocie, nie jest to sztuka o zakochanych, ale o Arnulfie i jego próbie poradzenia sobie z niedoskonałym światem, dalekim od ideałów, ale i od rozsądku. Do klęski wiedzie go to, że tym, co go popycha jest egoizm. Postanowił użyć dziecka a potem kobiety do zaspokojenia swoich potrzeb, działając w sposób w swoim przekonaniu bezwzględny, ale logiczny i godny – a w przekonaniu widzów w sposób karykaturalny, będący drwiną ze zdrowego rozsądku, logiki i godności.

Postacią niosącą ważkie przesłanie jest także Agnieszka. Można powiedzieć, że przedstawiono w jej losach i czynach archetypiczną kobietę. Arnulfowi wydawało się, że kobieca chęć do zalotów bierze się z wychowania i uczestnictwa w przyzwalającej kulturze. Odciął ją więc od kultury i innych ludzi, próbując stworzyć „nowego człowieka” - w tym wypadku „nową kobietę”, ale efekt był przeciwny do zamierzonego. Okazało się, że to co brał z efekt wychowania było wrodzonymi zdolnościami kobiety. Mimo wychowania ku posłuszeństwu Agnieszka okazała się kobietą -czy raczej dziewczyną - stuprocentową - odrzucającą zaloty bogatego konkurenta, ale mało atrakcyjnego, na rzecz młodego kochanka plotącego jej piękne słówka. Warto zwrócić uwagę na moment kluczowy przedstawienia, kiedy stary Arnulf żebrze u niej o miłość wyrzekając się swej walki z kobiecą zdradą: „kochaj mnie i bądź wolna ciałem i duchem” - tak to chyba szło. Ostatecznie okazuje się, że Arnulf szukał miłości i był gotów dla niej odrzucić wszystkie swoje pomysły na „nową, lepsza kobietę”, ale jego niedoszła kochanka była bezlitosna.

Arnulf jest postacią tragiczną i jego los autor prezentuje nam jako ostrzeżenie. Nie wystarczy mieć rację – istotne jest jak się tej racji dochodzi. W przeciwnym wypadku racja nasza rację staje się swoją własną karykaturą. To także memento dla wszelkich lewaków, którzy pragną wyhodować nowego, wspaniałego człowieka, bez przemocy, bez homofobii, bez ograniczenia płcią i tym podobne. Tak kochani, w postaci Arnulfa odnajduję wasze marzenia o idealnym świecie, jeśli nie dla wszystkich, to choć stworzonym na własny użytek – ale cudzym kosztem.

Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców. Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami). Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura