HRK
HRK
bezprzedawnienia bezprzedawnienia
5078
BLOG

Dzień gorącego lata - cz. 2

bezprzedawnienia bezprzedawnienia Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 0
Przed kilkoma laty w telewizji emitowana była reklama jednego z polskich gatunków piwa. Nie chcę uprawiać kryptoreklamy, ale dodam, że chodzi o ten gatunek, który swą nazwę zaczerpnął od pewnego – skądinąd sympatycznego – gatunku ssaka, żyjącego w puszczy. Hasło reklamowe, które było szlagierem lata 2007 r. brzmiało „tuż za rogiem”. Niestety, czasami blisko nas nie jest zimne piweczko, ale śmierć i nieszczęście. Dziś chciałbym przypomnieć PT. Czytelnikom kilka spraw, w których niefrasobliwość ofiar doprowadziła do tego, że straciły życie.
 
Gdy byłem jeszcze młody, a było to lat temu tyle, że wstyd się powoli do tego przyznawać, bardzo lubiłem powieść Adama Bahdaja pt. „Podróż za jeden uśmiech”. Dwaj głowni bohaterowie przemierzają pół Polski autostopem, aby dotrzeć na rodzinne wakacje nad morzem. Niestety, podróżowanie „okazją” nie jest tak beztroskim i bezpiecznym sposobem pokonywania kolejnych kilometrów, jak plastyczne i sielankowo opisał to Bahdaj.
 
 
Okoliczności tragicznej śmierci 17-letniej wschowianki Sylwii Racino przedstawiłem Państwu w pierwszym wpisie, w lipcu ub. roku. Sylwia miała dużo wolnego czasu, albowiem nie uczyła się i nie pracowała. Była przy tym osobą nader łatwo nawiązującą kontakty, umiała przekonywać do siebie ludzi. W poniedziałek, 2 lipca 1990 r. rano wraz z koleżanką pojechały do Boszkowa, znanego w południowej Wielkopolsce kurortu. Tam przebywały do godziny 20, a następnie „okazją” wróciły do domu. Powrót odbywał się w dwóch etapach: najpierw złapały „żuka” do Leszna, a stamtąd pojechały „polonezem” do Wschowy. Z kierowcą żuka Sylwia umówiła się na spotkanie na leszczyńskim dworcu PKP tego samego wieczora. Mieli wspólnie udać się do Wrocławia, a w dalszej przyszłości Sylwia miała stać się pracownicą uczynnego kierowcy. Po powrocie do domu siedemnastolatka przebrała się, a matce powiedziała, że jedzie do Boszkowa na dyskotekę. Około 21:15 była widziana w okolicach budynku „Centrali nasiennej” we Wschowie. Co robiła dalej? Tego policji nie udało się ustalić. Zwłoki Sylwii odnalazł przypadkowy grzybiarz w lesie święciechowskim wczesnym rankiem 4 lipca 1990 r. Przyczyną zgonu było uduszenie. 
(sprawa Prokuratury Rejonowej w Lesznie, sygn. akt Ds 1443/90).
 
 
Równieśniczką Sylwii była Justyna Węsierska. Na co dzień mieszkała we wsi Leźno, a uczyła się w jednej z gdańskich zawodówek. Do szkoły zazwyczaj dojeżdżała pekaesem. Wtorek 14 czerwca 1994 r. początkowo nie wyróżniał się niczym szczególnym. Justyna rano spakowała swoje rzeczy i wyszła z domu. Świadkowie zeznali, że około 10 była widziana na przystanku PKS w swojej rodzinnej wsi. Inny świadek zeznał, że widział dziewczynę wsiadającą do czerwonego „Golfa” na słupskich tablicach rejestracyjnych, który następnie ruszył w kierunku Trójmiasta. Justyna nie dotarła jednak tego dnia do szkoły, nie powróciła również do domu. Rodzina wszczęła poszukiwania, do których od 15 czerwca dołączyła się policja. Zagadka zniknięcia Justyny wyjaśniła się w piątek, 17 czerwca. Właścicielka domku letniskowego, położonego we wsi Kamień w gminie Szemud zauważyła wystające z pobliskiego potoku ludzkie nogi. Natychmiast zawiadomiła policję, która ujawniła kompletnie ubrane zwłoki młodej kobiety, zawinięte w dwa jutowe worki. W workach znaleziono również kawałek płyty chodnikowej. Ręce i nogi denatki były związane, a usta zakneblowane. Ustalono, że ciało po zabójstwie przetrzymywano gdzieś przez dwa dni, a dopiero potem umieszczono w środowisku wodnym. Denatką okazała się Justyna Węsierska. Sprawcy zabójstwa do dziś nie ustalono.
(sprawa Prokuratury Rejonowej w Wejherowie, sygn. akt 2Ds 461/94, a następnie dawnej Prokuratury Wojewódzkiej w Gdańsku, sygn. akt VDs 48/95).
 
 
Paulina Dominiuk mieszkała we wsi Morzyczyn w dawnym województwie szczecińskim i liczyła sobie 11 wiosen. W czerwcu 1996 r. kończyła naukę w 4 klasie podstawówki. Zbliżał się „długi weekend” związany z obchodami Bożego Ciała. Wyczerpana przyswajaniem wiedzy o ułamkach i    postanowiła spędzić jego końcówkę u babci, zamieszkałej w Grzędnicach. Często dokonywała takich odwiedzin, a dzielącą ją od domu babci odległość pokonywała autostopem. Wyszła z domu w piątek, 7 czerwca ok. 13. Weekend minął spokojnie i bez większych niespodzianek. W niedzielę 9 czerwca siostra Pauliny pojechała do babci, aby zabrać dziewczynkę do domu. Jakież było zdziwienie obu pań, gdy okazało się, że jedenastolatka wcale do babci nie dotarła. Zawiadomiono policję i wszczęto odpowiednie poszukiwania. 11 czerwca 1996 r. ok. 9 rano spacerujący z psem nad jeziorem Wisola w miejscowości Ińsko mężczyzna zauważa kilka metrów od brzegu nagie zwłoki dziecka. W wyniku oględzin ustalono, że było to ciało Pauliny Dominiuk. Morderca i gwałciciel zadał jej 33 ciosy nożem, a następnie rozciął brzuch i wyciągnął wnętrzności. Koroner ustalił, że do zabójstwa doszło ok. 48 godzin przed ujawnieniem zwłok, a zatem dopiero w niedzielny poranek...  Postępowanie przygotowawcze zostało umorzone z uwagi na niewykrycie sprawcy.
(sprawa Prokuratury Rejonowej w Stargardzie Szczecińskim, sygn. akt 2Ds 665/95)
 
 
Mądrość ludowa głosi, że okazja czyni złodzieja. Często „sprzyjające okoliczności” są motorem działania sprawcy. Do tych sprzyjających okoliczności należy zaliczyć ciemne, odludne miejsca, późne godziny... a także samotnie spacerującą lub wracającą do domu młodą kobietę.
 
Daniela Kowalska miała 18 lat, uczyła się w III klasie (czteroletniego wówczas) ogólniaka w Nowym Mieście Lubawskim. Nie sprawiała swoim rodzicom kłopotów wychowawczych, a wolny czas spędzała głównie w domu. 28 września 1987 r. przypadał w poniedziałek. Tego dnia Daniela pojechała pociągiem ze swego rodzinnego Jamielnika do Nowego Miasta. Po lekcjach udała się na zakupy do położonej niedaleko Iławy. Niestety, oferowane towary nie wzbudziły w Danieli żadnego zainteresowania i wracała do domu z pustymi rękami. W Jamielniku pojawiła się około 18:52, gdyż o tej godzinie – zgodnie z rozkładem – przyjeżdżał pociąg z Iławy. Następnie kilku świadków widziało ją w towarzystwie nieznanych młodych mężczyzn. Daniela nie wróciła tego dnia do swojego domu. Następnego ranka jej zwłoki wyłowiono z pobliskiego jeziora Kutel. Ręce denatki były związane chustką do nosa, a przyczyną zgonu było utonięcie.
(sprawa Prokuratury Rejonowej w Nowym Mieście Lubawskim, sygn. akt Ds 325/87).
Dorota Kienast miała 20 lat, pracowała jako barmanka w barze „Agat”, położonym nad jeziorem Mochel. Mieszkała jednak we wsi Zboże w okolicach Sępólna Krajeńskiego. 13 czerwca 1999 r. (niedziela) skończyła pracę ok. 2 w nocy, następne dwie godziny bawiła się w dyskotece „Hades” w towarzystwie swojego chłopaka. Około 4 nad ranem postanowiła wracać do domu. Odległość kilkunastu kilometrów pokonywała rowerem. Nieopodal wsi Kamień Krajeński widziana była przez przejeżdżającą załogę radiowozu, jednak gdy policjanci po 10 minutach wracali tą samą drogą, Doroty już nie spotkali. Nie dotarła również do domu. Zaniepokojona rodzina zaczęła poszukiwania, które doprowadziły do ujawnienia zwłok Doroty w przydrożnych zaroślach. Nieznany jest motyw zbrodni, ponieważ okoliczności wykluczają zarówno seksualne, jak i rabunkowe podłoże morderstwa. Sprawca do dziś nie został ujęty. 
(sprawa Prokuratury Rejonowej w Tucholi, sygn. akt 1Ds 719/99).
 
 
Dominika Golinowska była 19-letnią uczennicą technikum w Środzie Śląskiej. 17 listopada 2014 r. (poniedziałek) wyszła ze szkoły późnym popołudniem i skierowała się do rodzinnego domu, położonego we wsi Komorniki. Nigdy tam jednak nie dotarła. Jej zwłoki znaleziono przy drodze Środa Śląska – Komorniki następnego dnia rano. Przyczyną zgonu było zadanie około 50 ciosów nożem. Przed Sądem Okręgowym we Wrocławiu ruszył na początku sierpnia br. proces mężczyzny, oskarżonego o popełnienie tej zbrodni. Grozi mu dożywocie.
(sprawa Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, sygn. akt VDs 97/14)
 
 
Wiktoria Cichocka była 15-letnią gimnazjalistką, mieszkała w Krapkowicach na Opolszczyźnie. W sobotę, 7 marca 2015 r. po południu odprowadzała koleżankę do pobliskiego Gogolina. Następnie ruszyła w samotną drogę do domu. Zaniepokoił ją idący za nią mężczyzna, o czym zaalarmowała swoją koleżankę. Nie wróciła do domu, a jej ciało znaleziono w przepompowni wody w Otmęcie 18 marca. Opolscy policjanci ustalili podejrzanego o dokonanie tej zbrodni. Okazał się nim rówieśnik denatki, który zaatakował ją, chcąc dokonać rozboju i zabrać jej telefon. Śledztwo trwa.
(sprawa Prokuratury Rejonowej w Strzelcach Opolskich, sygn. akt 2Ds 254/15)
 
 
Podobnych spraw archiwa kryminologii znają wiele. Pomyślmy o tych wydarzeniach, gdy wychodzimy z domu.
 
 
Hubert R. Kordos
„Bez przedawnienia” – wydanie 9(19)/2015 z dnia 21 sierpnia 2015 r.
Czasopismo zarejestrowane przez Sąd Okręgowy w Warszawie – PR 19133

Hubert Remigiusz Kordos. Lat 25, mieszka w Warszawie. Prawnik, publicysta, myśliciel. Miłośnik Williama Shakespeare'a, Marca-Antoine'a Charpentiera, twórczości Marka Krajewskiego oraz powieści milicyjnych. Człowiek, którzy stara się patrzeć w oczy swojego rozmówcy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka