bokot bokot
284
BLOG

Rów Mariański

bokot bokot Polityka Obserwuj notkę 2

 
Polityka to grząski temat. Niebezpieczny. Kiedyś, za komuny o polityce rozmawiano bez większych obaw mimo że poddawanie pod wątpliwość ówczesnych politycznych kanonów był zakazane. Dyskutowano w pracy,w tramwaju i u cioci na imieninach. Sytuacja była jasna. Byli jacyś "my" i jacyś "oni". Społeczeństwo było spolaryzowane prawie tak jak dziś.   Ludzie zwykle wiedzieli kto jest "swój" a kto nie. Poglądy polityczne były transparentne. Wizerunkowo jednoznaczne. Oczywiście w obu grupach byli osobnicy przyczajeni w swym konformizmie lub nonkonformizmie, fałszywi. Jacyś przypudrowani mentalnie hipsterzy, milczący dysydenci, karierowicze czy inni pogubieni.  
Niemniej o polityce się rozmawiało. Na ogól bez strachu i skrępowania. Mimo więźniów politycznych. Mimo rozwiniętej sieci kapusiów i całego bezwzględnego aparatu władzy .

Potem, w latach 90tych i 2000nych tubylcy podzielili się na więcej frakcji. Sytuacja polityczna się skomplikowała. Zmętniała i zamuliła. Ale ciągle wymiana poglądów leżała w dobrym tonie. I zwykle nie groziła trwałym konfliktem stron. Nadal rozmawiano o polityce.

Dziś coś się popieprzyło. Niby mamy wolność... A ten temat w gronie bliskich w zasadzie nie istnieje. Chyba że zgadzamy się ze sobą, że należymy do tego samego plemienia... 

W 2005 roku miałem niemal pewność, że demony przeszłości zostały dobite. Że dwie zwycięskie partie zmienią  kraj na lepszy. Przecież o to im -  "naszym politykom" chodziło. Żeby się rozsądnie podzielić władzą w celu zablokowania patologicznych mechanizmów  państwa i uruchomienia "dobrej energii" tubylców. 

To co się wydarzyło w ciągu ostatnich 8 lat jest wstrząsające...

Nie będę tu teraz analizował kto jest bardziej winien, kto dłużej rządził, kto "zawłaszczył" jakie media i zdominował określone stada tubylców. Kto gorszy - Rydzyk czy Walter. Kto był czyim agentem,  kto jest bardziej odpowiedzialny za stan elit. Kto za Smoleńsk, kto za korupcję. Kto ponosi odpowiedzialność za wyekspediowanie na zachód 2 milionów podatników... etc. Winę ponoszą z pewnością obie strony konfliktu, choć proporcje winy nie są symetryczne.

Mam dość pospolite zdanie na ten temat, lecz dziś chcę się podzielić jedynie refleksją na temat upadku politycznej dysputy. Nie tej medialnej, tylko zwykłej międzyludzkiej dyskusji, z której dzielny naród nasz znany był  od wieków. Że to niby gdzie 2 Polaków tam 3 różne zdania...

Stało się coś niebywałego. Naród ponownie podzielony (czyżby sztucznie ?...) na 2 wrogie stada dotknął werbalny paraliż. Dziś o polityce w towarzystwie po prostu się nie dyskutuje. Nie należy. Nie lzja. Ujawnienie własnych poglądów  jest w złym tonie i grozi naznaczeniem. Ten pisior. Ten platfus. Ten moher. Ten leming. Ten oszołom. Ten lewak.

Nie da się już rozmawiać merytorycznie. Kiedyś mówiono bez większych obaw np. o Katyniu mimo że oficjalne stanowisko nie tylko komunistów ale i zachodu torpedowało nasze próby upominania się o pamięć .Krytykowano bezstresowo po obu stronach barykady księżycową ekonomię Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego, chociaż mogło to grozić bolesnymi konsekwencjami - PRL był tworem okrutnym i totalitarnym a nie śmiesznowatym grajdołkiem z komedii Barei. 

Dziś, w "wolnym państwie" nie można rozmawiać o Smoleńsku, bo to temat passe. Temat groźny. Można się na nim towarzysko poślizgnąć i zwichnąć kolano. Nie można bez ryzyka utraty przyjaciół kontestować triumfów jedynie słusznej partii. Ani plusów i minusów unijnych dotacji. Czy pseudoideologii gender. Nie powinno się brać w obronę kiboli, narodowców ani potępiać resortowych dzieci. Telewizory i inne tabloidy zmonopolizowały forum wypowiedzi. Mówią za nas. Narzucają nam co jest cacy a co be.
Twierdzą, że  odzwierciedlają vox populi gdyż mają t.zw oglądalność. Tylko czy na pewno odzwierciedlają? Czy na pewno mówią w narzeczu tubylców?

Dziś ludzie rozmawiają o polityce tylko wówczas gdy się ze sobą zgadzają. Gdy mogą sobie nawzajem przytakiwać wrzucając kamyczki do wrażego ogródka. Oczywiście w Internecie "dyskusja" między plemionami wrze. Ale tylko dlatego, że ta platforma wypowiedzi daje poczucie bezpieczeństwa. W kontaktach face to face sensowna wymiana międzyplemiennych opinii nie istnieje.

Nastąpiło tektoniczne pęknięcie. Taki  narodowy Rów Mariański. Tak głęboki, że lata 80te , w których naród mimo że podzielony i zniewolony stanem wojennym ględził bez ograniczeń - wspominam z łezką w oku. A przecież wtedy  stacjonowało tu 200 tys. ruskiego wojska. I drugie tyle "naszego" - ludowego. Bezpieka miała w rękach wszystko i wszystkich. Co trzeci obywatel był uwikłany w jakiś tam układ z władzą. Nieznani sprawcy eliminowali co bardziej gadatliwych.  A jednak ludzie nie bali się gadać. Dziś się boją...

Dlaczego?

Dobre pytanie...

Dla mnie odpowiedź jest boleśnie jasna. Boją się w/w stygmatyzacji. Trwałego zaznaczenia. Demaskującego rozmówców po wsze czasy jako stronników ziemkiewiczowskiej "mafii" lub "sekty"  . Czerwonych lub czarnych.   Taka stygmatyzacja często dziś gwarantuje towarzyski lub zawodowy knockdown. Ludzie tak na prawdę chyba wstydzą się swoich poglądów, o ile je mają. Wstydzą się tego , że dali się wpuścić w jakieś intelektualne koleiny. I dotyczy to obu zwaśnionych stad.

Należy więc zadać sobie pytanie kto wpędził nas  do tego wstydliwego narożnika, odebrał oddech, zablokował możliwość otwartej wypowiedzi, podzielił na dobrych i złych, na faszoli i lewackie ścierwa, na moherowe berety i lemingi... ? Kto ?

Odpowiedź na to pytanie może zabrzmieć anarchistycznie. Nie jest jednak prostą kontestacją  systemu. Wszak ludzie są skazani na funkcjonowanie w systemach społecznych. Sami się w nie organizują już od wspólnoty pierwotnej. Bo tak jest bezpieczniej i wygodniej. Anarchia jest ideologią destrukcyjną w o wiele większym stopniu niż dajmy na to  komunizm, czy nasza Tuskania. 

Dla mnie jednak jedno jest pewne - rzeczywistość, w której zwykli ludzie wolą nie rozmawiać o sprawach najważniejszych któregoś dnia eksploduje. Ludzie wprawdzie dziś nie mówią, ale ciągle jeszcze myślą. Myśl nie uwolniona słowem może   skumulować niemal nuklearną energię. W przeszłości wielokrotnie dochodziło do takich społecznych eksplozji. Vide reformacja, rewolucja francuska, czy nasz Sierpień 80. 

System robi więc wszystko żeby tubylcom  myślenie amputować. Żeby wdrukować im w mózgi systemowy kod i zablokować w nich poczucie wolności. W zamian dać poczucie przynależności do stada. Pozorne zresztą... "Dla ich własnego dobra". Ogłupić telewizją, kolorowymi brukowcami, różowym Dniem Niepodległości. Pseudonaukowymi ględami rozmaitych Śród, Szczuk i Krzemińskich. I nieustannym medialnym jazgotem, że jest fajnie, system dobry, tylko ludzie ciemni - dlatego nie wszyscy to pojmują. A już najgorszy to ten Macierewicz...
System cierpliwie i zawzięcie tłumaczy na kogo wypada głosować, a na kogo nie. Ludzie słuchają. Jedni z zachwytem inni z obrzydzeniem. Ale już nie dyskutują. Nie rozmawiają. Bagaż wzajemnych uprzedzeń zgniótł wszelką empatię. Obrzucają się nawzajem błotem na forach internetowych. Spoglądają z ukosa nienawistnie. I milczą. A system się uśmiecha chytrze i trwa...

 Niestety historia uczy, że  socjotechniki potrafią odnosić długotrwały skutek. Przyszłość widzę zatem niezbyt optymistycznie.  Mimo, że polityka od dawna wchodzi nam  do garów i szaf, nie potrafimy o niej bez złych emocji i uprzedzeń konwersować. A myślimy coraz schematyczniej i coraz dogmatyczniej... 

Definiuję to zjawisko jako upadek naszej cywilizacji. Koniec pewnej epoki.  Rzeczywistości, w której się wychowałem , w której żyły moje praszczury i dorastały dzieci. 

Moi dziadkowie zostali zesłani po wojnie na sybir. Przetrwali tam blisko 10 lat. Udało im się powrócić do Polski po śmierci Soso. Dożyli swych lat w PRLu. System sowiecki sprawił, że oduczyli się myśleć. Oduczyli się dyskutować i krytykować władzę.  Bo myślenie w tamtej rzeczywistości oznaczało rychły koniec. A szczera rozmowa - natychmiastowy. Ten proces doskonale opisał Sołżenicyn w "Archipelagu Gułag". 

Doszukuję się tu pewnych analogii. Choć oczywiście i skala nie ta i świat wokół jakby inny. Niemniej za to, że nie umiemy już  ze sobą rozmawiać bez wzajemnej stygmatyzacji pokazuję systemowi środkowy palec. Nawet nasz polski komunizm nie zdołał zamknąć ludziom ust. A III RP zdołała...

Nie jestem ani moherem ani lemingiem. Ani żadnym oszołomem czy lewakiem. Stanowczo protestuję przeciwko szufladkowaniu moich przekonań tylko dlatego , że są dla kogoś niewygodne. Jestem zwykłym, chyba dojrzałym gościem we wczesnej jesieni życia. Wolnym człowiekiem. Mam przyjaciół, bliskich oraz wrogów po obu stronach tego mariańskiego rowu. Czuję się rozjechany do tureckiego szpagatu opierając stopy na jego krawędziach. To bolesna pozycja. I grozi rozerwaniem...

Sądzę, że milcząca, niegłosująca większość Tuskanii także nie chce już tego rowu. Eksplodujmy w końcu i zasypmy go. I pokażmy czerwoną kartkę jego budowniczym. Na zawsze. Niech zapanuje tu długo wyczekiwana normalność. Przecież nas -  zwykłych ludzi jest w tym kraju najwięcej. I już dawno na nią zasłużyliśmy.

bokot
O mnie bokot

patriota, niefaszysta, nieleming, nielewak, nieoszołom,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka