Wszyscy oskarżają polskie duchowieństwo o zacofanie i ciemnotę, a tu proszę wyprzedziliśmy postępowych Niemców i Holendrów nawet nie o główkę, ale o całego konia! Ks. Charamsa maszynistą w parowozie postępu!
Aż w głowie się kręci o natłoku myśli. Ksiądz Charamsa oszukiwał latami swoich przełożonych, w tym kard. Müllera, który zawsze jasno i wyraźnie wypowiadał się o homoseksualizmie, drwił sobie z sakramentu spowiedzi i Eucharystii latami popełniając świętokradztwo. Oszukiwał i wykorzystywał prostych katolików, którzy łożyli na jego utrzymanie, naukę i miłe życie w Rzymie. A teraz okazuje się być bohaterem i to jeszcze cierpiącym za sprawę! Heroizm, który nazywa się ruja i poróbstwo. Gdzie ci dręczeni i prześladowani księdza homoseksualiści? Czyżby w podziemiach Inkwizycji, w której ksiądz Charamsa służył, łamano ich kołem lub wkładano rozżarzony pręt w pewien otwór w ciele? Przez Kongregację Nauki Wiary przechodziły niewątpliwie sprawy księży oskarżonych o życie przeciwne moralności katolickiej – czy ksiądz Charamsa uczestniczył w okrutnym procederze wydalania księży gejów do stanu świeckiego, czy też był jak słynne agent Sorge, i wkładał bohatersko kijek w szprychy biurokratycznej maszyny? Dlaczegóż dopiero teraz ten coming out, a nie 20 lat temu? Czyżby chodziło o jedzenie, pieniążki i miły pokoik z widokiem na starożytny Rzym? Czy tak ciężko było wystąpić z Kościoła i założyć swój Gay Catholic Church na wzór anglikanów i luteranów? I tam walczyć o prawa gejów i pocieszać strapione lesbijki? Co? Pieniążków by tam nie było? Gazeta Wyborcza i Newsweek by nie sypnęły groszem? I kiedy w końcu ksiądz Charamsa zdejmie koloratkę, bo przecież ona chyba coś oznacza?
Tak, myślę, że powinniśmy my księża i zakonnicy przeprosić świeckich, że cierpieliśmy i cierpimy takich cierpiętników miłości w naszych szeregach. Nie wystarczyło nam abp Paetza i paru innych. Trzeba nam większego smrodu, żebyśmy się ruszyli z miejsca i posprzątali. Pamiętam jak pewnego razu moi współbracia prosili przełożonego o reakcję w podobnej sytuacji. Przełożony odpowiedział: A skandal jest? I jeden z mnichów rzekł na to: W takim razie będziemy się modlili o skandal. No i mamy. Może teraz się ruszymy, żeby przynajmniej przesunąć na mniej widoczne pozycje różnych naszych sympatycznych, miłych, zadbanych, inteligentnych, wykształconych i usłużnych przełożonym naszych współbraci gejów. Łże ksiądz Charamsa, że jest ich tak wielu. Nie myślę, że wiele więcej niż w społeczeństwie.
To co zrobił ks. Charamsa to plunięcie w twarz tak wielu osobom o skłonnościach homoseksualnych, które żyją w zgodzie w Biblią i nauczaniem Kościoła w dziedzinie moralności i starają się w tym Kościele na różny sposób służyć oraz nieść swój krzyż. Ksiądz Charamsa krzyża nieść nie chce, a na brednie siły ma dosyć. Pan Bóg powołał go, aby owieczkom dawał przykład wiary, a nie je deprawował. „Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza”. Nie, Jezus nie jest miłym i sympatycznym naiwniakiem, który każdego przytuli. Szatan najpierw kusi miodkiem, potem wykorzysta, a na koniec wyrzuci. I tak będzie też z naszym bohaterem. Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść. Zło jest złem i nie jest wobec nikogo lojalne, zawsze jest destrukcją. Równocześnie żal człowiek bo widać, że jest w stanie szoku i sam nie wie co mówi. Żal rodziców, rodzeństwa i ludzi, którym służył.
Brawo ks. Charamsa, że ten coming out zdarzył się dzień przed rozpoczęciem Synodu o rodzinie! Wspaniały materiał do przemyślenia dla ojców synodalnych, na temat otwarcia się Kościoła na homoseksualistów. Prezent dla kard. Kaspera i jego chorążych jak znalazł. Z drugiej strony wygląda na to, że szatan zgłupiał i strzela do własnej bramki. Czyżby jego sytuacja w tej kwestii była aż tak beznadziejna, że poniosły go nerwy? Cieszę się z tego coming out i mam nadzieję, że pochylą się nad nim nasi rodzimi specjaliści w sutannach od otwartości, akceptacji, przyjęcia, zrozumienia i temu podobnych dyrdymałów na temat gejów. Otóż gejom nie chodzi, żebyśmy ich akceptowali, tylko abyśmy wyrzucili do kosza całą Biblię i nauczanie Kościoła. Ksiądz Charamsa mówi to jasne i wyraźnie.
Miejmy nadzieję, że my wszyscy duchowni, zakonnicy, rektorzy, biskupi, formatorzy weźmiemy sobie do serca mocno „Instrukcję Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego dotycząca kryteriów rozeznawania powołania w stosunku do osób z tendencjami homoseksualnymi w kontekście przyjmowania ich do seminariów i dopuszczania do święceń” z 2005 r.:
Od czasu Drugiego Soboru Watykańskiego do dziś różne dokumenty Magisterium, a zwłaszcza Katechizm Kościoła Katolickiego, potwierdzały nauczanie Kościoła na temat homoseksualizmu. Katechizm odróżnia akty homoseksualne od tendencji homoseksualnych. Odnośnie aktów, naucza on, że Pismo Święte ukazuje je jako grzechy ciężkie. Tradycja stale uznawała je za wewnętrznie niemoralne i sprzeczne z prawem naturalnym. Skutkiem tego, w żadnych okolicznościach nie mogą one być zaakceptowane. Głęboko zakorzenione tendencje homoseksualne, które spotykane są wśród pewnej liczby mężczyzn i kobiet, są także obiektywnie nieuporządkowane oraz, dla nich samych, często stanowią próbę. Osoby takie trzeba przyjmować z szacunkiem i wrażliwością. Powinno się unikać wszelkich oznak niesprawiedliwej dyskryminacji w stosunku do nich. Są one powołane do wypełnienia woli Bożej w swym życiu i do włączenia w ofiarę Krzyża Pańskiego trudności, których mogą doświadczać. W świetle takiego nauczania, niniejsza Kongregacja, w porozumieniu z Kongregacją Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, uważa za konieczne oświadczyć wyraźnie, że Kościół, głęboko szanując osoby, których dotyczy ten problem, nie może dopuszczać do seminarium ani do święceń osób, które praktykują homoseksualizm, wykazują głęboko zakorzenione tendencje homoseksualne lub wspierają tak zwaną „kulturę gejowską”. Osoby takie, w istocie, znajdują się w sytuacji, która poważnie uniemożliwia im poprawną relację do mężczyzn i kobiet. Nie można w żaden sposób zignorować negatywnych konsekwencji mogących zrodzić się na skutek święceń osób o głęboko zakorzenionych tendencjach homoseksualnych.
Tak, trzeba nam tworzyć w Kościele kulturę antygejowską, aby już na starcie zniechęcać do wstąpienia do seminarium następców ks. Charamsy. Przy okazji: czy księdza Charamsę, ktoś zmusił, żeby został księdzem i cierpiał niewinnie męki duchowe tyle lat? Czy też przestąpił prób seminarium dobrowolnie?
Dobro i zło, Prawda i kłamstwo istnieją. Nie jest to czyjś wymysł lub owoc rozwoju kulturowego. Bóg kocha gejów, lecz płonie gniewem wobec ich czynów. Przypominam sobie świadectwo geja, który przyjechał do Rzymu na chłopców, szwędał się wieczorem po ulicach, zobaczył tłum i podszedł. Nagle popatrzył do góry i zobaczył starego człowieka w białej sutannie niosącego krzyż. Było to Koloseum w Wielki Piątek. Tej nocy jeden amerykański gay nie złapał chłopaka, tylko był to dla niego początek drogi nawrócenie i powrotu do Boga. Zakończenie życia w schizofrenii duchowej to fakt pozytywny, miejmy nadzieję pierwszy krok na drodze nawrócenia. Módlmy się, aby i księdzu Charamsie kiedyś w przyszłości zdarzy się spotkać Miłosiernego Jezusa, który uleczy jego rany i przyprowadzi go z powrotem do owczarni.