bren bren
1077
BLOG

Gdzieniegdzie

bren bren Kultura Obserwuj notkę 149

Kontynuowanie wyliczania przykładów niezbyt istotnych pytań z zaimkiem „gdzie” byłoby zajęciem jałowym. Ich lista – jeśli nie nieskończona – jest nazbyt długa. Odpowiedzi – przewidywalne i powtarzalne (Gdzieżeś ty bywał,/ czarny baranie? {BIS}). Albo – nieosiągalne, przynajmniej w perspektywie trzech pokoleń. Skoro od niemal 200 lat nie udało się wyjaśnić stosunkowo prostej kwestii – Ej, ty na szybkim koniu, gdzie pędzisz kozacze?, nie sposób oczekiwać, że w 2 tygodnie uda się ustalić, gdzie jest premier, dysponujący szybszymi środkami lokomocji i autostradami.
Łatwo zgadnąć, że przejście do pytań ważniejszych powoduje komplikacje. Najpierw brak zgody: co dla jednych ważne, to dla innych śmiech pusty. A Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Nawet „– gdzie spędzić Dzień Babci i Dziadka?” wywołuje kontrowersje. Niewiele pomaga wprowadzenie konkretu. – Gdzie są pieniądze z funduszy emerytalnych? Setki takich pytań można (i trzeba) zadawać do znudzenia, a wszystkie sprowadzają się do dawno udzielonej odpowiedzi. Znów u cytowanego w poprzedniej notce autora. W Sowie, córce piekarza Wuj Józef i jego siostrzeniec pod nieobecność ciotki wykorzystali popiersie Chopina do zdobycia środków umożliwiających zaspokojenie pragnienia. Sprzedaliśmy Chopina i spędziliśmy wesoło noc, a rano zjawiła się ciotka. Szybko rozejrzawszy się po mieszkaniu, krzyknęła: „Józefie, gdzie jest Chopin?”. Wuj Józef odpowiedział spokojnie: „W sercu każdego Polaka”. Tak więc pytania tego typu należy stawiać we właściwym czasie, bo opóźnienie odbiera im skuteczność.
Na dodatek łączą się one w serie, składają w cykle, i natychmiast wciskają się kolejne zaimki – kto, jak – a taki proces jest dość ryzykowny. Co prawda, przeciętny faszysta (wolę to określenie od leminga) ma już przekaz, że mnożące się pytania mają za zadanie zasłonić inne. Czyli: – kto gdzie był/ nie był (oczywiście, bez dotykania podstawowego: gdzie jest to, gdzie ktoś był/ nie był) ma przesłonić inne, np.: – gdzie są leki, co z kolei zasłania: – gdzie są autostrady (pełno ich, a jakoby żadnej nie było), itd. Nie grozi mu, że uruchomi przy tym trzecią szarą komórkę (jedna służy do odbierania przekazu, druga – do przesyłania go dalej) i zacznie się zastanawiać, gdzie jest ich kres, ale że się w nich zaplącze. I nieodpowiedzialnie zastosuje nieodpowiednie, doprowadzając do niezręcznej sytuacji (Gdzie jest strach, tam i wstyd). Nie z własnej winy.
Bowiem problem nie tkwi w niewygodnych odpowiedziach czy niemożności ich uzyskania; w braku refleksu pytających lub ważkości tematu. Pod tym względem najmocniej sytuuje się notka Gdzie był Bóg podczas Holocaustu? Wyżej już się nie da, a nie wątpię, że moment dobrano starannie. (Niemal równocześnie ukazał się świetny tekst Chłodnego Żółwia A więc, wojna... Dla Iranu nie ma już nadziei!). Nie przeszkodziło to wypełnieniu notki dawno wyświechtanymi bredniami.
Parafrazując jeden z komentarzy można powiedzieć, że „zdecydowana, prawie 100%-owa większość” zła wynika z błędnej konstrukcji pytań. Są statyczne. A winny temu jest nieszczęsny zaimek. „Gdzie”. I od niego trzeba się wyzwolić.
Niegdyś pewien malarz zatytułował obraz (a więc przedmiot nieruchomy) dynamicznie. Skąd przyszliśmy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy? (Przytaczam od razu po polsku, bo – choćby poprzez Wyspiańskiego – miał ów twórca związek z naszym krajem). Niezależnie od tego, czy ktoś uważa Paula Gauguina za malarza wybitnego czy nie, warto zwrócić uwagę, że te pytania wymykają się schematycznym odpowiedziom. Że bezradne są wobec nich niezawodne – zdawałoby się – przysłowia. (Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle). Ale warto je ponawiać. Bez tego pozostaje martwota zaimka „gdzie”. Z gotowymi odpowiedziami, także w wersji ostatecznej. Coś w rodzaju niewesołej zabawy. Przypominającej początek (Nekrologi) książki Karela Sidona Sen o moim ojcu.
…matka otrzymała ponoć informację, że byłoby dobrze, gdyby gdzieś ze mną wyjechała, że grozi mi transport i gaz. Wprawdzie wojna zbliżała się już do końca, ja nie miałem jeszcze trzech lat i pochodziłem z mieszanego małżeństwa, ale mamusia trzymała w ręku ostrzeżenie, ojca zaś Niemcy już zabili. (…) 
Potem, kiedy już było po wszystkim, nauczył mnie wujek takiej zabawy: on siedział w pracowni krawieckiej, ja zaś przechodząc pod jej oknami musiałem zatrzymać się i zapytać:
– Gdzie jesteś, wujku?
A on odpowiadał:
– W dupie, Karolku!
Po rewolucji mama wyjechała do Pragi i wuj Cyryl postawił sobie jako zadanie nauczyć mnie – nim mama wróci – tej zabawy w odwrotnym porządku.
– Gdzie jesteś, Karolku? – wołał na mnie z pracowni krawieckiej.
Ja zaś stojąc pod oknem ryczałem doń uszczęśliwiony:
– W dupie, wujaszku!
 Tylko że, gdy mamusia wróciła z Pragi i pokazaliśmy jej tę zabawę, strasznie nas zwymyślała i natychmiast mnie stamtąd zabrała, i nigdy już w to się nie bawiłem.
(…)
W dziesięć lat później wuj Cyryl zachorował na Buergera. Obie nogi. I kiedy zrozumiał, że będzie tak gnić do śmierci, wypił dla kurażu butelkę rumu i powiesił się na strychu. Podobno nawet tuż przed śmiercią nie poddał się smutkowi. Do ostatniej chwili był wesołym facetem. (…)
I oto mogę sobie dziś rzucać w pustkę pytanie:
„Gdzie jesteś, wujku?”

On zaś odpowie mi strasznym, obojętnym milczeniem:
„W dupie, Karolku!”

(przeł. Andrzej Piotrowski).


 

Zobacz galerię zdjęć:

bren
O mnie bren

Nie ma takiego poświęcenia, na które by się człowiek nie zdobył, byle tylko uniknąć wyczerpującego wysiłku myślenia. /sir Joshua Reynolds/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura