bren bren
590
BLOG

Mokra sobota. Apendyks

bren bren Kultura Obserwuj notkę 74


Oczywiście, kolosalny wzrost (przekroczył barierę dwucyfrową) liczby członków (obu płci) fanklubu Mokrej soboty przyczynił się do kontynuowania tej opowieści. Są też i przyczyny inne, ale o nich kiedy indziej (oj, będzie bal…).
Wszystkich usilnie dopytujących się o start oficjalnej strony fanklubu (www.wetsut.miss) informuję, że nie mam wpływu na jej uruchomienie, i nie widzę powodu do wyrażenia ubolewania, iż w trakcie poszukiwań takiej witryny w Sieci trafili na inne, pozornie zbliżone adresy.

Ponieważ jeden z krytyków użył porównania do prozy J.R.R. Tolkiena (co prawda w odniesieniu do dzieła zupełnie innego autora, ale wzór jest dobry), kolejne odcinki będą miały charakter nieregularnie pojawiających się dodatków i uzupełnień. Od inwencji czytelnika zależy, czy wstawi je w luki wynajdywane w poprzednich częściach – tworząc odmianę własnej Grę w klasy, czy poprzestanie na kolejności ich ukazywania się. Nie musi też dociekać, gdzie był Suchy, gdy go nie było na Dzielnicy.
Planu Dzielnicy nie zamieszczam, bo jest powszechnie dostępny.


Zdarzyło się niegdyś, że pewien reżyser zrealizował spektakl telewizyjny oparty na fragmentach scenariuszy kilku autorów. Nic w tym szczególnego, zwłaszcza że wszyscy otrzymali wynagrodzenie. I wszyscy, łącznie z ekipą, której akustyczną część stanowił Suchy, prędko by o nim zapomnieli. Stało się jednak inaczej, co było znacznie bardziej ekscytujące od samego widowiska.
Poprzedzony krótką korespondencją, zjawił się u rzeczonego reżysera zagraniczny gość. Porozumiewali się po angielsku, ale nie tylko akcent zdradzał całkiem inne pochodzenie przybysza, który złożył konkretną propozycję. Reżyser skompletuje zespół (operator, dźwiękowiec itd.) i zrealizuje film według scenariusza, którego urywek już uprzednio wykorzystał. Do honorariów trzeba doliczyć koszty wyjazdu, bo rzecz odbędzie się w ojczyźnie gościa, z miejscowymi aktorami. Po wykonaniu pracy – od scenopisu po zdjęcia, i zainkasowaniu ustalonego wynagrodzenia – nikt nie musi się już o nic martwić. Ani o montaż, ani o dystrybucję czy wysyłanie dzieła na festiwale.
Oferta była atrakcyjna, na tyle jednak nietypowa, że reżyser domagał się dodatkowych wyjaśnień. Gość, nie bez drobnego oporu, wytłumaczył, że sprawa ma charakter rodzinny. Wnuk jego szefa przysparzał trochę kłopotu, gustując w różnych używkach i zachowując się niezbyt odpowiedzialnie. Lekceważył rodzinę. (Tu przerwał, i chwilą smutnego milczenia podkreślił wagę informacji). Ale kiedyś napisał i wysłał na konkurs scenariusz – który w ten sposób trafił do reżysera, itd. Po zrealizowaniu fragmentu tegoż scenariusza pojawił się pomysł, który miał sprowadzić delikwenta na dobrą drogę. Umieści się go w branży, i nawet jeśli zdarzą mu się jeszcze jakieś ekscesy, będą to ekstrawagancje artysty. Tak więc film musi powstać.
Nie tyle ze względu na nacisk, jaki gość nadał słowu „musi”, i na inne specyficzne tony, ale głównie – nie ma co kryć – kontrakt w twardej, jak się mawiało, walucie, przygotowania potoczyły się błyskawicznie. I niewiele później Suchy wraz z resztą ekipy wylądował na obcej, pięknej wyspie. Na lotnisku zderzyli się z mocnym słońcem i znajomym choreografem. Pracował na wyspie od ponad dwóch lat, toteż czuł się zobowiązany do natychmiastowego udzielenia im kilku rad.
– Nie ma się czym przejmować – zaczął pogodnie. – Trzeba jedynie pamiętać o podstawowych zasadach. Tego, o czym myślicie, tu nie ma – rozejrzał się dyskretnie – i nawet nie używajcie tego słowa. Po drugie – nie ma tu kobiet. Przynajmniej w wieku poniżej 80 lat. Może się wam wydawać, że widzicie młodsze dziewczyny. Ale ich NIE MA. A wreszcie, gdyby wydarzyło się… cokolwiek… interesującego, o nic nie pytajcie. Odpowiedzi nie uzyskacie, a sytuacja zrobi się nieprzyjemna dla obu stron. Jasne? I wszystko będzie dobrze.
Dla niego te założenia, choćby po części, mogły być łatwe, ale przybyłych ogarnęły wątpliwości, wzmagane mimowolnym kontaktem z otoczeniem. Zanim je wyrazili, nastąpiło oficjalne powitanie z kilkoma dżentelmenami, odzianymi mimo upału w eleganckie marynarki. Po czym zaproszono ich do oczekujących aut.
Prego, signori

cdn.
 

 

Zobacz galerię zdjęć:

bren
O mnie bren

Nie ma takiego poświęcenia, na które by się człowiek nie zdobył, byle tylko uniknąć wyczerpującego wysiłku myślenia. /sir Joshua Reynolds/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura