Brockley Sid Brockley Sid
556
BLOG

Les Miserables – Teatr Roma w nowej muzycznej aranżacji.

Brockley Sid Brockley Sid Kultura Obserwuj notkę 2

 

Sztuka różne ma sposoby
By dać szczęście swoim synom
                 - Boy-
 
 
 
Powiadają że najłatwiej jest opowiedzieć na scenie teatru uczucia czynne w społeczeństwie. Na przykład żar nienawiści zdradzonego kochanka, rewolucję na którą czekają tłumy, czy ubóstwo przez nich doświadczane. Podobno. Gdy jednak przychodzi do aktów, wariacji kartki i ołówka, lub klawiatury okazuje się iż zadanie to niełatwe. Tym bardziej jeśli weźmiemy dzieło XIX wiecznego pisarza Wiktora Hugo i z nadzieją na aplauz, podamy to widzowi, w formie musicalu. Les Miserables, w wydaniu londyńskiego West Endu widziałem kilka lat temu, stąd też z ciekawością obejrzałem polski przeszczep Nędzników, zrealizowany z pompą migających scen.
Wyjaśnić trzeba, że zadanie adaptacyjne sztuki jest niemałe. Opowiedzieć widzowi historię Jeana Valjean, w śpiewanej formie, unikając ziewania, to wyczyn nie lada. Melodramatyczność postaci, młodzieńca kradnącego bochenek chleba, aby nakarmić głodujących siostrzeńców i skazanego za ten czyn na 19 lat ciężkiego więzienia, pozwala sądzić że ukazanie kontrastu i różnorodności w takim musicalu nie mogą się powieść. Zwolniony z więzienia Jean Valjean, poszukuje schronienia. Na swojej drodze spotyka biskupa Myriela, jego dobroć w sposób cudowny przeobraża duszę Jeana, który odtąd staje się człowiekiem dobroczynnym. Mroczna przeszłość mimo to nadal nad nim ciąży, pod postacią ścigającego go agenta policji Javerta. 
 
 
Właściwie to tylko tło w opowieści francuskiego pisarza. Pod względem artystycznym, wokalnym oraz scenografii przedstawienie może powalić z nóg. Muzyka na żywo, batuta świetna, głosy prężne i potężne wszystko gra jak w dobrze naoliwionym zegarze. Jednak nowa wersja musicalu zabiera odrobinę z siły głosu poprzedniej, granej dotychczas, wersji. Dźwięki wcześniejszej adaptacji, dotychczas, były subtelniejsze, meritum wszystkiego stanowił śpiew. Obecnie w nowej, granej pierwszy raz w sylwestra aranżacji, dźwięki orkiestry, zabierają część z przyjemności słuchania mocnych głosów. Ale to raczej mały zarzut, wymagający korekty. Całość jednak pozostaje bardzo dobra. Brzmienie Damiana Aleksandra w roli Jeana Valjean czy Łukasza Dziedzica w roli Javerta – dużo lepsza niż w oryginale angielskim (wypadająca szczęka, kto widział ten wie). Musical ma również w sobie, tak potrzebną, patynę dziejową pozbawioną przy tym przesadnej sympatyczności. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że ukazywana nędza, rozpacz, cierpienie, niesprawiedliwość siedzą na każdym widzu niczym wiedźma na miotle, jednak głosy, dźwięki, dodają nam otuchy praktycznie w każdej minucie. Taki przyjemny kontrast w imię ważnego dzieła oraz wydarzeń historycznych. Na szczególną uwagę zasługuje przy tym postać pana Thenardier, karczmarza, rzezimieszka, człowieka podłego i okrutnego. Tomasz Steciuk (chociaż nie jestem tego pewien czy to on odtwarzał tę postać w sylwestra) doskonale i z humorem pokazał cały inwentarz problemu zła obecnego w życiu każdego człowieka. I chociaż Wiktor Hugo podkreślał że pierwszym bohaterem jego dzieła jest człowiek nieskończony. To dzięki tak zagranym i narysowanym postaciom jak Monsieur Thenardier, wszystko daje się łatwiej odgadnąć. Obserwator może z łatwością wytworzyć swój własny system moralny niezależny i odporny na działanie takich kreatur jak Thenadier.
 
Przygoda z sylwestrowym przedstawieniem Les Miserables zaczęła się błogo. Na przywitanie kieliszek szampana na pożegnanie również. Życzenia od dyrektora teatru i reżysera przedstawienia Wojciecha Krępczyńskiego. Czyli bliskość teatru wobec widza, na którym widocznie mu zależy. Polecam szczerze.  
 
 
 
 
 
 
 
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura