Brockley Sid Brockley Sid
1086
BLOG

Tartuffe - Teatr Narodowy. Czyli katedra satyry

Brockley Sid Brockley Sid Kultura Obserwuj notkę 2

 

 
 
 
Zawistni umrą, lecz zawiść nie przeminie – ze Świętoszka
 
Zdobycze genialnego pisarza zawsze wchodzą w krew literatury, korzystają z nich potomni, wyzyskują je w sposób coraz zręczniejszy, coraz bardziej udoskonalony. O Molierze twórcy, który się nie przedawnia, napisano i powiedziano bardzo wiele, ale moim zdaniem nie wszystko. Moja niedzielna wyprawa do Teatru Narodowego na przedstawienie Tartuffe – była strzałem w dziesiątkę, stwierdzam żywym głosem. Do Moliera wracać trzeba koniecznie, a jeśli macie tylko ułamek czasu to poszukajcie koniecznie życiodajnych wyrywków dialogów. Wielkość, o której mówi bardziej nasza tradycja, niż własne doświadczenie, wygląda blado wobec własnego bezpośredniego przeżycia. Mistrz satyry wiecznie żywy.
 
 Zatem mamy tytułowego Tartuffe, wcielenie mnicha poety, udręczonego ascetę, który swoją niezachwianą postawą hiper religijnością, ważoną  każdym słowem zawładnął, lub jeśli ktoś woli, uwiódł łatwowiernego Orgona zacnego starszego pana.  
Kreacje aktorskie, Jerzego Radziwiłowicza grającego Orgona oraz Beaty Ścibakówny to prawdziwy cymesik na firmamencie tego, co można zobaczyć na deskach TN. W tej sztuce jest ogromna ilość zgrabnych paradoksów, kosztowanych przez widza praktycznie w każdej chwili. Chociaż w początkowych minutach pierwszego aktu inscenizacja może się wydawać nudną, bądź co bardziej prawdopodobne widz wchodzi w grę słów jakby z rozbiegu i nagle. To jednak tylko szczegół. Począwszy od pojawienia się kolejnych dialogów z udziałem Radziwiłowicza (notabene autora przekładu sztuki), dochodzimy do przekonania, że dzieło jest nieprzypadkowe, jak również miejsce jego grania.
 
 
Molier wiedzie widza przez manowce ubitych wzorców, które poddaje pod wątpliwość. Jego zamierzenie, bardzo dobrze wykonują aktorzy Teatru Narodowego. Boy twierdził, że ów Francuz jest nie tylko wielkim pisarzem lecz twórcą życia. Wprawdzie nie zmienił zasadniczych cech ludzkiej natury, bo to niemożliwe; ale w momencie przeobrażenia się społeczeństwa, swoją satyrą, zwalił „niejeden z bałwanów stojących na przeszkodzie idącemu życiu”.
 
Punkt główny sztuki Wojciech Malajkat czyli tytułowy Tartuffe, sięga bardzo głęboko w życie. To znaczy, w nim znaleźć można wszystko czego szuka wymagający widz. Zwykły szubrawiec podstępem osaczający nieświadomych. Genialna postać, ucieleśnienie wszelakich złych sił mogących władać człowiekiem, pokazuje hipokryzję, sięga szczytów by następnie spaść na samo dno, zgodnie z podpisanym cyrografem. Dodajmy satyrą wyjątkową, bo przecież chodzi o kościół? Może o księży? Nie sposób rozsądzić. Istota tkwi w tym oszczerczym prześmiewczym dialogu, pokazującym nasze, ludzkie słabości. I nie chodzi tutaj o jakąkolwiek intrygę, pobieżną, błahą, byle jaką. Lecz ujawniającą grę wewnętrznych 'sprężyn duszy'.
 
Przedstawienie, mimo iż ma nas bawić, jednocześnie uczy. Jest jakaś niewytłumaczalna Molierowska głębia ujęcia, która widza nie pozostawia obojętnym.
 
Właściwie poświęcam tutaj więcej miejsca na sposób wyrażania i doczytywania Moliera, ale tylko dlatego, że sztuka w przekładzie Jacquesa Lassale i pokazana na deskach Teatru Narodowego była zagrana wyśmienicie. Zresztą jest to już 6 rok kiedy można Tartuffe zobaczyć w Warszawie.
 
 Jeśli chcecie szukać powierzchownej komedyjki dla zwykłego rechotu to Tartuffe nie jest właściwy. Z prostej przyczyny to dowcip, bardziej śmiech, wysublimowany, wykorzystujący wszystkie zasoby i środki nie lekceważąc żadnego;
Jego pobożność, nie wiesz, jak jest wielka
Byle błahostka wielki ból mu sprawia
Kiedyś pchłę zabił, gdy modły odprawiał
A potem cierpiał i obwiniał się
Tylko dlatego, że zrobił to w gniewie
 
Molier przypomniał jedną z najbardziej fascynujących tajemnic teatru. Satyra, która gwałtownością i celnością pozostawia niezatarty ślad w widzu. Komedia staje się niejednokrotnie katedrą, trybuną i mównicą. Wielokrotnie pisałem o roli, którą odgrywać powinna kultura. O tych przewrotnych kamyczkach, tworzących wielką lawinę nurtu wpływającego na człowieka. Z tym tylko, że przybrany schemat nie zawsze działa. Chociaż ważne aby wywieść dobre siły ze zła jak mawiał Irzykowski. Wielokrotnie tak się nie dzieje, potencjał sztuki teatralnej przynosi rozczarowanie. Na zapotrzebowanie mas spłaszczona, wymięta jakość, przeplatana nagością lub innym kiczem, zamiast wytwornego owocu budzi obrzydzenie. Tartuffe w wydaniu Teatru Narodowego to efekt sceniczny świetny a gra wyborowa.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura