Brockley Sid Brockley Sid
531
BLOG

Lance Armstrong któremu śpiewały chorały

Brockley Sid Brockley Sid Rozmaitości Obserwuj notkę 12
 
 
 
 
Od czasu finansowego oszustwa wszechczasów Bernarda Madoffa, Amerykanie mają do czynienia z kolejną mega hecą sportowca Lance Armstronga. Siedmiokrotny zwycięzca Tour de France w minionym tygodniu na fotelu przed Oprah Winfrey przyznał się do stosowania dopingu. Od dłuższego czasu wydawało się niemal pewne iż comming out sportowca jest nieunikniony, bowiem siła i waga zgromadzonych dowodów mówią za siebie. Heros Ameryki koksował przed każdymi mającymi jakiekolwiek znaczenie zawodami. Jego historia jest typowym przykładem tego jak upadają mity.  Ten przypadek człowieka, sportowca mówi bardzo wiele również o Ameryce. Krytycy upadłego kolarza skoncentrowali się na gestach, mowie ciała, obłudzie, oraz tym czego nie powiedział a czego od niego powszechnie oczekiwano. Obuch krytyki nie oszczędził również królowej talk-show i właścicielki OWN, za to że zaprosiła do rozmowy oszusta. Nie mniej jednak, telewizyjne wyznanie winy nie obezwładniało najważniejszego zagadnienia, czyli potężnego kaca z którym borykają się po całym zajściu Amerykanie. W ich kulturze zwycięzcy zarówno sportowi jak biznesowi noszeni są na barkach i ustach, przybierając jednocześnie formy stąpających po ziemi bogów. Zawsze gdy pojawia się gdzieś jeden z najbogatszych Amerykanów, Donald Trump synonim biznesowego rekina zwycięzcy, znikąd pojawia się tłumek zapasionych do niewyobrażalności ludzi, robiących mu foty a brawom zawsze towarzyszą okrzyki. Pieśń dla zwycięzców chciało by się rzec.
Swoje pole chwały z pieczołowitością  uprawiał również Armstrong. Wygrał ze śmiercią pokonując raka jąder a kilka lat później wygrywał kolejne mordercze wyścigi, zawieszając na ścianach domu żółte koszulki Tour de France. Inspirował przez lata Amerykanów, w swoich książka radził im jak żyć pokonując słabości, a porażki przekuwać w zwycięstwa. Powołał do życia Livestrong, fundację zajmującą się pomocą chorym na raka, a przy okazji jej symbol, żółta opaska na nadgarstku stała się częścią mody i kultury popularnej w USA.   Już po zdobyciu kolejnego tytułu Tour został obwieszczony najbardziej dominującym kolarzem świata. Cyborg w ludzkiej skórze i do tego święty.
Jednak żywa legenda, miała również nieco mniej krystaliczną stronę. Armstrong nie szczędził ciosów swoim przeciwnikom. Kolegów z drużyny zastraszał, węszących dziennikarzy pozywał o zniesławienie – tak było gdy brytyjski Sunday Times, opublikował artykuł o dopingu Armstronga w 2005 roku. Przy czym sam regularnie, stosował niedozwolone wspomagacze, jak stwierdziła Amerykańska Agencja Dopingowa, określając proceder jako: ”najbardziej wyrafinowany, profesjonalny i skuteczny program dopingowy”. 
 

Amerykanie stracili kolejnego komiksowego herosa bez skazy. Supersportowca i superbohatera. Muszą otrząsnąć się z tego szoku, przyjąć nowe wytyczne, kto w ich kulturze wskoczy na miejsce istoty doskonałej. Każde rozczarowanie niesie przecież ze sobą głęboką naukę. Prezydent Obama obiecując 4 lata temu fundamentalną zmianę społeczną, przetarł już drogę Armstrongowi. Ewolucja nastąpiła już dawno w myśleniu. Nie chodzi o prawdomówność, branie dopingu czy uczciwe współzawodnictwo tylko o obiecaną iluzję sukcesu. To mityczne tchnienie chwili w każdym upadającym społeczeństwie jest najważniejsze. A jeśli iluzja i czar pryśnie, pokazując wszelkie możliwe szalbierstwa? To nic, za chwilę nakreśli się nowe ciekawsze normy, które pozwolą na znacznie więcej i mocniej. Najważniejszy jest przecież fun.  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości