brzuch brzuch
152
BLOG

Nie mam przyjemności

brzuch brzuch Polityka Obserwuj notkę 0

Z wyborczego marazmu (darujcie –nie ekscytują niebywałej wartości, w ostatniej chwili robione pod publiczkę, programy pustych obietnic, konwencje i wiece robione toporniej niż pikniki rodzinne fundowane przez gminę czy niezwykle bulwersujące spory proceduralne z PKW o dysgrafię osób podpisujących listy poparcia) wyrwała mnie fałszywa informacja o rezygnacji posłanki Beaty Kempy z polityki. Chwila podziwu (wszakże powodem „rezygnacji” miało by być dobro życia prywatnego rzeczonej) trwała krótko. Jak podają media – ledwie 13 minut zajęło posłance zdementowanie kłamstwa i zapowiedź, iż ktoś, kto bezczelnie sfałszował stwierdzenie, że dla niej rodzina ważniejsza jest od polityki, z całą bezwzględnością powinien być ścigany przez prokuraturę.

Cóż – nie powinienem się dziwić. Doświadczenie życiowe uczy, że Pani Beata nie jest osobą skorą do żartów – szczególnie na swój temat. Co więcej – głupcy ci, którzy w takie kłamstwo skłonni byli by uwierzyć (pierwszym niewierzącym, bez mrugnięcia okiem okazał się poseł Błaszczak). Wiadomo, że łatwiej polskiemu politykowi przeszczepić mózg niż skłonić go do rezygnacji z uprawiania polityki.

Obserwując liczne polskie osobistości publiczne, chciało by się rzucić hasłem ulicy  – „czy robisz kupę, czy robisz politykę, rób to do końca” . Zaś, jak wynika z niejednej jednostkowej historii życia, ciągnąc bez ustanku za Leszkiem Millerem  – prawdziwy polski polityk, jak prawdziwy mężczyzna, nigdy nie kończy. Nawet śmierć ma problem by ukrócić jego karierę – o czym z pełną świadomością można przekonać się obserwując np. sagę polityczną rodziny Gosiewskich i im podobnych „propozycji programowych” dla Ojczyzny (tu przyklękam).

Ale – wszakże będąc obywatelem tutejszym (posiadam kawałek plastiku, potwierdzający ten fakt, jakowoż – mieszkam w Polsce i tutaj płacę podatki) mam już przewlekłe objawy absmaku, obserwując nieustające polityczne wygibasy osób trwających w życiu publicznym państwa, niezmiennie od ponad 20 lat. Za sprawą mediów i bezmyślnych sąsiadów w mojej świadomości ciągle błąka się ta sama twarz wytarta na wielu znaczących stanowiska lub twarz notorycznie odcięta od sukcesu. A – jak donoszą uprzejmie wszystkie agencje – ławka rezerwowych krótka, zmienników nie ma i nie będzie (chyba, że delikwent umrze, pozostawiając w kolejce do funkcji państwowych jakąś byłą żonę, teściową, dziecko…).

Cały czas – przeciętnie rozgarnięty ale zawsze chętny do współpracy wyborca (w myśl konstytucyjnej zasady – „zagłosuj na byle kogo i spier…!”) – ma przeciętnie serwowany  wybór: mniejszego zła. Bo wszakże, niemal od początku dzisiejszej Rzeczypospolitej, ciągle nie pojawia się owa partia, której działalność miała by szeroko rozumiany sens i entuzjastycznie przyjmowany przez masy rodaków skutek. Pomijam tu gruboskórnie partie (liczne i rosnące w siłę), których sens sprowadza się do zapewnienia, możliwie dużej liczbie swych członków, godnego życia na państwowych posadach.

 I tak mijają kolejne kadencje, niezmiennie kończące się konstatacją – skoro nie jest, jak miało być, skoro jeszcze nie jesteśmy gotowi na reformy, zmiany, więcej cudów dla każdego itp., to jeszcze ten jeden raz warto jednak zagłosować… no – nie ważne na kogo, wszyscy bowiem, od dawna, nadają się do władzy, w równym stopniu (to znaczy – nie nadają się ale przynajmniej są znani).

Sorry więc Winnetou – ja nie mam przyjemności by w tym uczestniczyć (tym razem – biernie, bo w roli potulnego wrzucacza kartki w otwór).

brzuch
O mnie brzuch

Blog mój czyli pamiętniczek.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka