Kot piwny Kot piwny
213
BLOG

Guinness leczy rany zadane mózgowi przez PKP

Kot piwny Kot piwny Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Woodstock, niedziela, wyjście z pola namiotowego ok. 10:00 – idziemy na stopa, bo czemu nie, zawsze jakiś fun zamiast normalnego powrotu.

Plany zostają jednak brutalnie zweryfikowane w kwadrans później, korek na drodze kilka kilometrów, ludzie pogasili silniki, gdzieniegdzie wyszli by potańczyć.... 
Jedyne co my tu złapiemy to mindfucka.
Ale ale! W przeciwna stronę skierowany stoi autokar na warszawskich numerach.
Podchodzimy – kreatywny pan zbiera pasażerów, są jeszcze wolne miejsca.
Kumpel jedzie na Warszawę, ja na mazury – „Stary nie wygłupiaj się, wsiadaj”.
OK ale on nie ma przy sobie kasy, a odjazd za 15 minut gdy bankomat ze 2 kilo dalej.
Daje mu ostatnie pieniądze jakie mam w portfelu, wszak mi się nie śpieszy mogę sam w bankomacie wypłacić jak będę szedł na dworzec.
 
To nara, połowa składu ogarnięta, ale nagle przy bankomacie powstaje fatal error.
Nieogarnianie ile się wypłaca kasy w czasie Woodstocku skutkuje przeczyszczeniem kont rozliczeniowych.
Na jednym 99 PLN – no to wyplata 50. Na drugim debet, bo poszła rata kredytu.
Enjoy do kwadratu, bo jakby stopem nie wyszło, to bilet PKP będzie kosztował koło 70, wcześniej kartą mógłbym zapłacić, teraz po mega sprytnym posunięciu wypłaty w ręku 5 dych a na koncie 49. A bankomat sypie tylko pięćdziesiątkami.
To wszystko przy konkluzji, ze do konta oszczędnościowego oczywiście nie używając go na co dzień nie pamięta się PIN. Netu nie ma by sobie przelew zrobić, zresztą i tak doszedłby dopiero jutro.
W mózgu kiełkuje świadomość, że ta podróż może być dziwna.
 
Wobec totalnego korku na ulicy rezygnuję ze stopa i obieram azymut na dworzec, a tam kolejki do biletów takie, że ludzie stoją po godzinę-dwie. 
Kierunek Ostróda, a pociąg idealny na Olsztyn za 15 minut, wobec braku możliwości kupienia normalnego biletu tuptam sobie do stanowiska kredytowych, a tam typ ze zbolałą miną mówi, że może mi sprzedać, ale i tak do pociągu nie wejdę bo nie zdążę.
No ale jak to, przecież jeszcze 10 minut do odjazdu.
Smutny pan zerka na kolegę z miną mówiącą „on jeszcze nie wie” i pokazuje wejście na peron.
 
Pociągi z Woodstocku zawalone zawsze i konduktor nie ma szans sprawdzać biletów podczas jazdy, to sobie wesołe misie już od paru lat wprowadzili zasadę, że sprawdzanie biletów przy wejściu na peron. Idzie jak po grudzie, a tłum na placu na dziesiątki tysięcy osób.
Bez szans...
No to jednak stop na rozjeździe Berlin<->Słubice.
 
Po dotuptaniu konkluzja, że kilka setek osób wpadło na ten sam pomysł.
Oceniam swoje szanse, zazwyczaj na stopa łatwiej się łapią dziewczyny z nogami modelek. Ja nogi dalekie od modelki, do tego nieogolone, broda, ale co z tego jak nawet urocza i prześliczna blondyneczka obok stoi godzinę i nikt nie chce zabrać, bo cokolwiek jedzie to zajebane po sufit.
Z tej mąki nie będzie chleba.
Tym bardziej, że wrodzony spryt kazał założyć czarną koszulkę, co na palącym słońcu na wylocie kreuje wrażenia niezapomniane.
 
Piekło istnieje, wróćmy więc na dworzec.
Po drodze ktoś sprawdza na smartfonie i ogarnia w Poznaniu przesiadkę na Olsztyn. Gitara – azymut pociąg na Poznań.
No i jest! Kierunek Białystok!
Kupić bilet kredytowy. Stówa w plecy na mandacie, ale jakoś wydostać się stąd trzeba.
W tłumie migają twarze dwojga znajomych, stoimy twardo starając się przeciskać.
W pewnym momencie pokojowy patrol wrzeszczy, że pociąg zapycha się już na max, że już wpuszczają przez bramki tylko tych co mają bilet do Białego, bo to dla nich dziś ostatni.
Zaje, tylko mój ostatni na Olsztyn pojechał 2 godziny temu, a w Poznaniu spierdzieli jedyna sensowna przesiadka.
Ale nie ma co płakać bo część osób zorientowanych na Białystok też nie wsiadła, w powietrzu czuć soczystą werbalną euforią Białostoczan pozostawionych w tym kręgu piekieł, przerywaną wrzaskami gdy ktoś leje wodą ze szlaufa by schłodzić te kilkadziesiąt tysięcy ludzi na placu stojących w 33 stopniach. Niby super pomysł, pro. Jednak Ci co mają bilety w rękach zmieniające się w papkę pod wpływem wody, nie chwytają pozytywu.
Idzie komunikat, że 15:20 leci podmiejski pociąg na Poznań z peronu 1. Zupełnie inne wejście.
No to tup tup i przy wejściu na peron... nie wierzę. Przy każdym wejściu do tego uroczego piętrowego pociągu już stoi po 20 osób starających się wbić „z byka”. Miejsc nie ma SOKiści ogarniają temat.
Co za przygoda!
 
Nie można się poddawać, 16:05 ma startować z innego peronu pociąg na Gdynię. Na przesiadkę na Olsztyn w Poznaniu już szans nie ma... ale sprytny plan kołacze się po głowie!
Do Bydgoszczy, stamtąd na Toruń, a z Torunia przez Iławę to już będą połączenia na Ostródę eleganckie.
Go.
I tam spotykam swoje prywatne piekło, bo przecież tysiące ludzi wpadło na podobny pomysł. Tu od wejścia nr 2 już wodą nikt nie leje, a słońce daje czadu ile ma w magazynku, ścisk mrok, groza, ale cudem w końcu udaje się wejść na peron.
Podjeżdża pociąg i stoimy 10 minut, bo drzwi nikt nie otwiera, słońce wciąż daje ostro popalić, a my jak idioci na peronie przed pustym pociągiem. W końcu paru nakwasowanych punków otwiera drzwi na siłę i wchodzimy.
Tak jest!
W końcu
16:00, 6h po wyjściu z pola namiotowego i możliwy odjazd za chwile.
A jednak nie.
W środku sauna, bo pociąg na słońcu a choć okna otwarte, to przecież bez przewiewu. Okazuje się, że problem jakiś z drzwiami i sobie siedzimy.
Siedzimy i ciekniemy.
Jakieś 40 minut po zaplanowanym odjeździe pociąg wciąż stoi a na peronie komunikat.
„O 17:30 podstawiony zostanie dodatkowy specjalny pociąg na Olsztyn”
...
...
Noż do %&$&$*$..!!!
 
 
Wyjść z pociągu się nie da, bo tu człowiek na człowieku, zanim się przebijam choćby w pobliże wyjścia – pociąg w końcu rusza.
Szybka konkluzja...
Ruszamy 16:50 na Gdynię przez Bydgoszcz, a tamten 17:30 na Olsztyn przez Toruń.
Na linii Bydgoszcz –Toruń z pewnością kursują co chwila... to wysiądę w tej Bydgoszczy, pyk do Torunia jak plan zakładał... i złapię ten dodatkowy do Olsztyna jak będzie tam miał przystanek.
Pełnia szczęścia, jedziemy.
W pociągu miło.
2 totalnie naćpanych i nawalonych gości choć nie agresywni, to w rozmowie ze sobą biją rekordy używania „kurwa” na minutę. Ktoś liczył, ale się poddał bo się pogubił ile rąk już wykorzystał licząc.
Dojeżdżamy do Bydgoszczy i podchodzę do rozpiski odjazdów.
Jest 22:29... odjazd do Torunia 22:30.
Serio?
Żart?
Gdzie na litość boską?!
Ogarnąłem, lecę, biegnę, śmierdzę, zdążam w ostatniej chwili.
Jadę na Toruń, jest dobrze.
W Toruniu o 23:30 idę do informacji pytając o której podjedzie ten specjalny na Olsztyn.
Pani w okienku wyjaśnia, że był... pół godziny temu.
 
 
...
 
 
Wyjechałem z Kostrzyna 16:50, w Bydgoszczy błyskawiczna przesiadka na Bydgoszcz-Toruń 22:30-23:30. Ten Olsztyński ruszał 17:30 i był pół godziny wcześniej?
To jak on minął ten mój?
Poboczem?
Górą na latawcach?
 
Podchodzi jakaś dziewczyna spytać coś o bilety i dochodzi do ciekawego kabaretu.
Ona z jakimś innym gościem z Gdańska w Kostrzyniu celowali w pociąg na Gdynię. Na peron się dostali – do pociągu już nie bo był pełny po uszy (że nawet jak moje doświadczenie pokazało – wysiąść się nie dało). Gdy stali na peronie załamani, że odjeżdża ich żelazny koń do domu... pół godziny później SOKiści wepchnęli ich w pociąg... (TADAM) na Olsztyn.
By tłoku na peronie nie robili.
Tylko, że ten Olsztyński nie zatrzymywał się w Bydgoszczy więc teraz czekają na pociąg do Bydgoszczy by tam przesiadkami łapać coś na Gdańsk/Gdynię.
Kumacie akcję?
Ja w kierunku Olsztyna pociągiem na Gdynię który leci przez Bydgoszcz gdy potrzebuję do Torunia na przesiadkę.
Oni wepchnięci na Olsztyn gdy chcą do Trójmiasta, a ich nie zatrzymuje się w Bydgoszczy (gdzie coś mogą złapać) tylko leci na Toruń.
Totalny absurd sytuacji kreuje już tylko szczerą radość. I tu bez szydery, serio uśmiechy jak banany, to nie może być wszak prawda.
Starter 10:00 z pola (oni podobnie), jest koło północy, a my w ciężkiej dupie i to po jeździe pociągami które pasowałyby nam nawzajem, ale wyszło ciut inaczej.
 
Dochodzi para jaka wsiadła w jakiś pociąg (w jaki wgl dało się wsiąść) i wylądowała tu w Toruniu, ale oni na Włocławek, no to już rzut beretem.
 
Ogarniamy kto kiedy ma pociąg.
Ludzie z Trójmiasta ok. 4, czyli 4h dworcowania.
Włocławkowicze po 5, jeszcze lepiej.
Pytam pani w informacji kiedy pociąg na Olsztyn/Ostródę, a ona mi z kamienną twarzą, że najbliższy o 7:14.
Ostatni raz poczułem się tak, jak na lekcji chemii dostałem jakieś pytanie o ilość atomów w molu (czy odwrotnie – nigdy nie próbowałem tego przedmiotu nawet ogarnąć).
Cios w łeb po prostu bejsbolem.
7 godzin radości.
Kawy nie pijam, będzie mrocznie.
 
Po kilkunastu godzinach podróży w pełnym słońcu smażącym nas w Kostrzyniu śmierdzimy już jak żule klasy specjal, w akcie buntu kładziemy się w hali dworca, który szmaty nie widział nawet na zdjęciach.
Kazik śpiewał o dworcu w Kutnie, ale nie widział chyba stacji Toruń Główny.
Próbujemy się przespać ignorując rozpoczynającą się bitwę. Bitwa między pająkami i komarami o palmę pierwszeństwa – kto bardziej utnie leżących. Z początku patrzymy na to z szyderą – mendy nie przebiją się przez warstwę ochronną na skórze wypracowaną podczas dotychczasowej podróży, ale po jakimś czasie okazuje się, że „a jednak”.
Ani pospać ani nic, a tu dopiero 2:00.
Godziny mijają, człowiek ma ochotę się powiesić lub choćby sieknąć z baranka w ścianę, w końcu nadchodzi czas na Gdańszczan. Chłopak wolał się upewnić, wszak jak byk w rozkładzie stoi że peron 1, ale co tam – idzie do kasy i tam dowiaduje się, że owszem. Peron 2.
No nic, udało im się, pojechali.
Potem pojechał Włocławek, a ja siedzę jak ten debil, 2h do pociągu.
Książka jaką wziąłem na taki wypadek to gówno gorsze niż patrzenie w ścianę.
No to patrzę.
Dochodzi 7, ja kierowany doświadczeniem Gdańszczanina idę dowiedzieć się czy na Olsztyn przez Ostródę to faktycznie ten peron jak w rozkładzie.
Pani odpowiada że „chyba” tak, bo ona nie do końca wie, wszak remont jest i czasem jadą innym peronem.
Mam wsłuchiwać się w komunikaty.
Wsłuchuję się i ogarniam, że tutaj przy zatrudnianiu nie postawili na dykcję, babka bełkocze coś przez megafon jak na dragach, a samo nagłośnienie to czarny sen organizatora koncertu.
Idę do okienka by zauważyć, że ja z tego nic nie rozumiem.
Po Polsku proszę.
Wzruszenie ramion i awantura, że czego ja wgl chce.
CHCE SIĘ WYDSTAĆ Z TORUNIA, BŁAGAM!1one
 
Idę na peron który jest w rozkładzie i o dziwo (no co za fart!) pociąg podjeżdża właśnie na ten.
Jadymy!
Już blisko!
Ostróda, tak! Łzy wzruszenia!
Telefon do siostry by wyjechała, bo w tym stanie to ja już do Kotkowa stopa nie ogarnę.
Będzie niedługo, mam kierować się na McDonald.
Posłusznie idę pytając o drogę.
Jedna osoba pokazuje coś ręką „i tam mam spytać dalej”.
Idę. Pytam.
Pokazują mi zupełnie inny kierunek.
Po 200 metrach pytam znowu, starsza Pani mówi, że to nie w tą stronę i mam iść jeszcze gdzie indziej.
Słońce już zaczyna znów dawać czadu. 
Idę.
Już mam znów pytać czy dobry kierunek, dzwoni siostra, że „wiesz co... jednak nie pod McDonaldem tylko pod Biedronką”
A gdzie Biedronka?
Ze słów Kaśka okazuje się, że są dwie, a ja nie wiem, gdzie jest którakolwiek.
Ludzi z Ostródy po szukaniu McDonalda już właściwie nie chcę pytać.
Siadam na ławeczce, wyciągam papierosa i przymykam oczy czekając na przebudzenie.
Zaraz obudzę się w namiocie na polu Woodstockowym, pośmiejemy się z mojego snu i kumpel wezwie helikopter.
Nie, jednak nie ma tak łatwo, życie nie pieści.
Wstaję.
 
W końcu ogarniam tą pieprzoną biedronkę i czekam z pół godziny, aż dojadą.
Dojechały, zakupy i na Kotkowo.
Około 12:00, po 26 godzinach podróży jestem na miejscu. Nie macie pojęcia jak po takiej podróży smakuje chłodny Guinness pity w słońcu nad pięknym jeziorem. Człowiek rozkłada się na leżaczku z błogosławionym czarnym nektarem w kuflu trzymanym w łapce i uświadamia sobie że było warto.
Kot piwny
O mnie Kot piwny

miau?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości