Roman.Graczyk Roman.Graczyk
328
BLOG

Rozdział czwarty: W sidłach - odcinek 64

Roman.Graczyk Roman.Graczyk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Stefan Dropiowski - cd.

Akta t.w. „Magister” wskazują, że Stefan Dropiowski traktował dochody czerpane z konszachtów ze Służbą Bezpieczeństwa jako ważny motyw współpracy. Tom czwarty jego akt zawiera 345 stron dokumentacji finansowej. Na ten tom składają się: raporty kolejnych oficerów prowadzących, pokwitowania odbioru pieniędzy przez Dropiowskiego, a także zestawienia wydatków poniesionych przez SB na tego tajnego współpracownika.

Raporty to kolejne wnioski oficerów prowadzących o wypłacenie stosownych kwot dla Dropiowskiego albo potwierdzających poniesione wydatki (konsumpcja podczas spotkań, składki członkowskie KIK-u, udział w imprezach KIK-owskich, udział w kursach językowych). Pokwitowań przyjęcia pieniędzy jest w tej teczce więcej, niż bywało przeciętnie w odniesieniu do tajnych współpracowników tej rangi. Wynika to ze specyfiki tej współpracy: Dropiowski nie był wynagradzany obficie, ale ciągle domagał się (i w zasadzie to otrzymywał) od SB ekstraordynaryjnych pieniędzy. Zestawienia to sumaryczne ujęcie wydatków Wydziału IV na tego tajnego współpracownika. Wiemy stąd np., że w czasie spotkania z tajnym współpracownikiem wydano określoną kwotę, co jest informacją dość banalną. Ale dzięki tym zestawieniom o charakterze księgowym wiemy też, że te wydatki były na bieżąco odnotowywane w innych miejscach SB-eckiej dokumentacji: w teczce pracy t.w. oraz w funduszu operacyjnym. Można to sprawdzić. Sprawdziłem – wszystko się zgadza. Tę uwagę chciałbym z kolei zadedykować tym, którzy twierdzą, że w sytuacji gdy nie zachowała się teczka pracy, wszelkie rozważania o współpracy osoby zarejestrowanej jako t.w. są bezprzedmiotowe. Nie wszelkie, chociaż – owszem – dowody współpracy są wtedy słabsze.

Jak to już powiedzieliśmy, na początku współpracy z SB Dropiowski rokował dobrze. W notatce ze spotkania 5 grudnia 1964 r. jego oficer prowadzący zapisał: „T.w. podał, że ostatnio powrócił z pobytu w Szwecji pastor Kubisz z Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. (...) Kubisz jest bardzo niezadowolony z rezultatu III sesji soboru, a zwłaszcza z decyzji papieża wbrew postanowieniom soborowym (chodzi o uznanie Matki Boskiej matką Kościoła itp). Kubisz nadmienił, że fakty te odsunęły sprawę ekumenizmu, że zostało zaprzepaszczone to, co się ostatnio w tej dziedzinie zrobiło. (...) Uwaga: Ponieważ istnieje możliwość spowodowania przez t.w. <<Magister>> by w klubie np. w m-cu styczniu wzgl. lutym 65 r. umieszczono w programie prelekcję pastora Kubisza o jego wrażeniach z pobytu w Szwecji, w porozumieniu z Gr. IV tut. Wydz. spowoduje się, by pastor wyraził na taką prelekcję zgodę i przy okazji poruszył w KIK-u kwestie kontrowersyjne w sprawie soboru”.

Mamy tu typowy przykład próby wykorzystania przez Służbę Bezpieczeństwa napięć pomiędzy Kościołem katolickim a Kościołami mniejszościowymi. Ale żeby w pełni pojąć sens tej intrygi, konieczne jest krótkie objaśnienie zaangażowania ekumenicznego ruchu „Znak” w dobie Soboru.

Cały ruch „Znak” był w tym czasie zdecydowanie proekumeniczny, także jego krakowska komponenta. Wielkim entuzjastą ekumenizmu był np. asystent kościelny „Tygodnika Powszechnego” ks. Andrzej Bardecki. Ekumenistą był też Stefan Dropiowski. Wzmiankowany wyżej list od księdza do niego miał zapewne za podstawę wspólne zaangażowanie obu korespondentów w dialog Kościoła katolickiego z – jak się wówczas mówiło – „braćmi odłączonymi”.

O ile ruch „Znak” był niewątpliwie proekumeniczny, o tyle niezbyt proekumeniczny był w połowie lat 60. polski episkopat. Owszem, była nieliczna grupa biskupów przychylnie nastawionych do tych nowych soborowych trendów. Trzeba tu wymienić przede wszystkim metropolitę krakowskiego abp. Wojtyłę. Ale większość biskupów, z kard. Wyszyńskim na czele, odnosiła się do tych nowinek nieufnie.

PZPR i jej zbrojne ramię Służba Bezpieczeństwa interesowały się ekumenizmem z innych zgoła powodów, niż się nim interesowali katolicy z ruchu „Znak”. Dla rządzących Polską komunistów problem nie polegał jak dla ks. Bardeckiego na tym, by szukać tego, co łączy, ponad różnicami doktrynalnymi dzielącymi katolików od protestantów i prawosławnych. Dla komunistów problem polegał tylko na tym, jak wykorzystać oddziaływanie ekumenizmu na dominujący w Polsce rzymski katolicyzm w takim kierunku, który rozrywałby ciągle silny związek między polskością a katolicyzmem. Zbitka Polak katolik była z pewnością nie do utrzymania z punktu widzenia nowoczesnej soborowej myśli religijnej. Miała też ta zbitka swoją niesympatyczną endecką hipotekę z lat 30. w Polsce. A jednak, pomimo tych wszystkich dobrych proekumenicznych racji, nie ulega najmniejszej wątpliwości, że katolicyzm postrzegany jako organicznie zrośnięty z polskością był realnie największą zaporą dla skutecznego zakorzeniania się komunizmu w Polsce po 1944 r. W tym sensie komuniści byli bardzo proekumeniczni. Silnie sprzyjali wszelkim organizowanym przez katolicki laikat ekumenicznym imprezom, zabiegali – także metodami operacyjnymi – o częstą obecność przedstawicieli mniejszości wyznaniowych na KIK-owskich imprezach. Czy proekumeniczni działacze krakowskiego KIK-u w roku 1964 i 1965 dostrzegali drugie dno proekumenicznej postawy komunistów? To jest pytanie godne solidnej naukowej eksploracji i tutaj na nie nie odpowiemy. Ale fakt, że komuniści prowadzili taką grę i że jakoś wykorzystywali do niej katolików z KIK-u, nie ulega najmniejszej wątpliwości. 

Wracając po tej koniecznej dygresji do przerwanego wątku, przypomnijmy, że Dropiowski przed Bożym Narodzeniem 1964 r. otrzymał zadanie zaaranżowania w KIK-u odczytu pastora Kubisza, którego SB zamierzała zainspirować do zawarcia w tym wystąpieniu kwestii ambarasujących dla hierarchii katolickiej.

Na początku stycznia 1965 r. SB dała Dropiowskiemu zadanie, by osobiście dopilnował wysłania zaproszeń dla przedstawicieli Kościołów mniejszościowych na spotkanie opłatkowe w KIK-u. Obecność tego duchowieństwa na tego rodzaju spotkaniach była już wtedy tradycją, Dropiowski nie musiał więc w tym kierunku intrygować, chodziło jedynie o dmuchanie na zimne.

Pod koniec stycznia porucznik Gołąb raportował po kolejnym spotkaniu z Dropiowskim, że ten wypełnił postawione mu zadanie dotyczące wysyłania zaproszeń na „opłatek” oraz anonsował, że t.w.: „(…) zaagituje o celowości wygłoszenia odczytu przez pastora Kubisza na temat jego pobytu w Szwecji. Pozwoliłoby to realizować założone wspólnie z gr. IV przedsięwzięcia agenturalne, w celu wywołania w tym środowisku fermentu”.

Wiosną 1965 r. oficer prowadzący t.w. „Magistra” zanotował w uwagach po spotkaniu: „T.w. oświadczył, że na poprzednim posiedzeniu <<sekcji kultury>> zaproponował Romanowi zorganizowanie młodzieżowego spotkania ekumenicznego w klubie. Roman zainteresował tą propozycją prezesa klubu Wilkanowicza, który wyraził zgodę (...). W czasie ostatniego zebrania <<sekcji kultury>> Roman polecił t.w. zabezpieczenie frekwencji młodzieży ze środowisk mniejszości wyznaniowych. W związku z powyższym wyjaśniłem t.w., że powinien raczej unikać angażowania się w działalności sekcji, a przede wszystkim nie inicjować działalności. T.w. usiłował zbagatelizować sprawę. Uzasadniał, że liczy na minimalną frekwencję młodzieży niekatolickiej, że jest to dobra okazja do uzyskania dotacji pieniężnej dla sekcji z budżetu klubowego. Wobec powyższego zaproponowałem t.w, by wycofał się z udziału w przygotowaniu imprezy. T.w. ma oświadczyć Romanowi, że osobistych kontaktów z młodzieżą mniejszości wyznaniowych nie utrzymuje i napotyka na trudności w zaproszeniu kogokolwiek”. Dropiowski wykazał się tu pewną spontanicznością, która z oczywistych powodów nie była na rękę porucznikowi Gołąbowi. Funkcjonariusz napomniał tajnego współpracownika, ten obiecał poprawę. 

Ciąg dalszy historii współpracy Stefana Dropiowskiego z SB w następnym odcinku

ostatnio także badaniem najnowszej historii Polski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura