capa capa
1275
BLOG

"Sekta smoleńska" atakuje panią premier

capa capa Polityka Obserwuj notkę 50

Nihil novi, jak mawiają młodzi, wykształceni itd. Nic się nie zmieniło, nic się nie zmienia, nic się nie zmieni. Piszę to, oczywiście, w odniesieniu do partii, w odniesieniu do ludzi partii i w odniesieniu do zwolenników partii. Można nie mieć zasad, można dialektycznie podchodzić do wielu spraw, można ekstrawagancko traktować wyborców, prawie wszystko można. W dodatku wiele z tego można próbować zrozumieć, nie zaaprobować, ale właśnie zrozumieć. Są jednak granice. Nie mówię, że każdy może być przyzwoity, nie każdy może, ale nawet ktoś nieprzyzwoity powinien reflektować się wraz z mijającym czasem. Chciażby dlatego, że wraz z tym umykającym czasem zbliża się do chwili, gdy znajdzie się na uczcie. Na uczcie, jak rzekł pewien mądry człowiek, podczas której nie on będzie jadł, ale jego jeść będą.

Młody (ciągle, jak myślę, młody), wykształcony itd. poseł europejski Protasiewicz, przecież nie w imieniu własnym wyłącznie, dał popis tego, co czym napisałem wcześniej. Według jego narracji (w końcu jest młody, wykształcony itd.), uśmiechnięta pani premier wychodziła właśnie ze spotkania z ludźmi kultury (podziwiać, tylko podziwiać, chociaż nie bardzo wiadomo, kogo bardziej), gdy spotkała ją bardzo niemiła niespodzianka. Czekali na nią ludzie z megafonami, skandowali obrzydliwe hasła, a jeden z tych ludzi odmówił podania jej dłoni. Wprawdzie poseł europejski wspominał o ręce, ale wierzyć się nie chce, by pani premier podawała całą rękę. Aż tak wylewna nie jest. 

Koniec narracji (wiadomo: młody, wykształcony itd.) europejskiego posła Protasiewicza, chociaż nie koniec naszej historii. Pan Protasiewicz nie byłby dzieckiem swojej partii, gdyby nie podsumował swoich słów. To nie byli ludzie, to wilcy, chciałoby się rzec w jego imieniu. Tak, wilcy, bo to była "sekta smoleńska". Powtórzenie tych słów niewiele wnosi, ponieważ nie towarzyszy mu odpowiednia intonacja. Każdy sam może sobie wyobrazić, co mam na myśli. A zatem pani premier wychodzi do ludu, kocha lud, chce się z nim spotykać, chce z nim dyskutować, od czasu do czasu wspólnie zjeść kiełbaskę, ale nie zawsze na swej drodze spotyka ukochany lud. "Sekta smoleńska" to przecież nie lud, to jad, nienawiść i zgrzytanie zębów. To jeszcze nie koniec. Sekta sektą, ale przecież, dodaje europejski poseł Protasiewicz, nikt nie uwierzy, że na spotkanie z panią premier spontanicznie przychodzą ludzie z megafonami. Spontanicznie, widocznie, przychodzą zwolennicy partii z kwiatami. Lub z musztardą do kiełbasek. A kto dał sekcie megafony? No, kto? Być może, to znów słowa pana Protasiewicza, PiS.

I wszyscy jesteśmy w domu. Wprawdzie nie w tym samym domu, ale jednak. Po ośmiu latach, po pięciu latach, kto wreszcie to dostrzeże? Kto powie: dość? Bez słów podziękowania.

capa
O mnie capa

"Jestem jak harfa eolska, która wyda kilka pięknych dźwięków, ale nie zagra żadnej pieśni."

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka