Kurza ferma w Jajecznicach. Pani premier, za panią premier pani chodząca za panią premier, za panią chodzącą za panią premier pani Mucha, za panią Muchą i przed panią premier osiemdziesięciu BOR-owców. Jeden z nich trzyma pod pachą kartonik z pizzą. Na wszelki wypadek. Obok pani premier pan Czesław Nabiał, właściciel fermy.
Pani premier:
Piękne te pana kurki, takie wysmukłe, takie nasze, polskie, a przecież jednocześnie można powiedzieć: europejskie. A ta, piąta z prawej, jaka rezolutna. Zagłaskałoby się taką z rozkoszą. Chodź kurko, chodź.
Pani stojąca za panią premier:
Na kurę woła się: cip, cip.
Pani premier:
Sama pani jest cip, cip. Przecież to brzydkie słowo jest. Panie Czesławie, pan Czesław jest, prawda, jak przywołujemy kury?
Pan Czesław:
Pani premier, szczerze mówiąc, nie wiem, poprzednio miałem warsztat samochodowy, ale zaraz to sprawdzimy. Pani Stasiu, pani podejdzie.
Podchodzi pani Stasia.
Pan Czesław:
Pani Stasiu, co pani mówi, żeby kury do pani podchodziły?
Pani Stasia:
Panie kierowniku, a co one są, te kury, ludzie czy jak, żeby do nich mówić. Nic nie mówię.
Pani premier:
Pani Stasiu, a macacie te kury, bo podobo, tak czytałam, przygotowując się do tej wizyty, kury się maca?
Pani Stasia:
Maca, ale ja nie macam, bo to nie są nioski.
Pani premier:
To bardzo ciekawe jest. Czyli mięsne są. I bardzo dobrze, bo dobrze są odżywione. A jakieś kłopoty, panie Czesławie, dobrze mówię, prawda, jakieś kłopoty macie z tymi kurami?
Pan Czesław:
Trochę mamy, bo nam teraz padają, mamy kłopoty z wodą.
Pani premier:
Wiem, panie Czesławie, wiem najlepiej, ale na upały rady nie ma. Nawet ja nic nie poradzę. A wody mineralnej nie możecie im dawać?
Pan Czesław:
Mineralnej? Nie, one takie bardziej wybredne są.
Pani premier:
Co pan powie? Takie kury! Nigdy bym nie pomyślała. Dobra. Idziemy, panie Czesławie, bo sama poczułam pragnienie, a że nie jestem kurą, z chęcią wypiję wodę mineralną.
Kilka chwil później. Pani premier przed fermą telewizyjnie uświadamia rodaków.
Pani premier:
Wiecie, jak bardzo lubię zwierzęta, szczególnie te małe, więc przyjechałam zobaczyć kury. I muszę wam powiedzieć, że te kury to nasz skarb. Prawie narodowy. Patrząc na te rozbrykane kury, myślałam ze złością o wmawianiu rodakom bzdur o naszej trudnej sytuacji gospodarczej, o niedożywieniu dzieci. Gdyby opozycja i jej główny rzecznik, wiecie o kim mówię, trochę bardziej się wysilili, wiedzieliby, że kraj, który ma takie kury, nie może być biednym krajem. I niech nikt mi nie mówi, że dzieci nie dojadają. Dojadają. Te kurki, tam za mną, trafią na stoły, trafiają na stoły i zawsze będą tam trafiać. Inna rzecz, powiem to tak bardziej prywatnie, że ja nigdy już żadnej kurki nie zjem, bo nie mogłabym. Taka bardziej wrażliwa jestem. Teraz, gdy się napatrzyłam i prawie do nich przywiązałam, teraz, powiem wam, teraz już na pewno nie tknę drobiu. Jajeczka, o, to co innego. Jajeczka - owszem, bo i zdrowe są, i okrąglutkie takie bardziej, i nawet symboliczne.