capa capa
1346
BLOG

Szkodzimy Dudzie czy sobie?

capa capa Polityka Obserwuj notkę 55

Tak mogliby zapytać co bystrzejsi członkowie lub sympatycy partii, uznając zresztą to pytanie za retoryczne. Jak można takie postępowanie, taką strategię czy taktykę, mówiąc bardziej uczenie, wytłumaczyć?

Można tłumaczyć, posługując się teorią spiskową dla ubogich. Dość, dodajmy złośliwie, typową w S24. Można zatem twierdzić, że wszystko zostało z góry zaplanowane. Z góry, czyli znacznie wcześniej. Bo tak było zawsze. Wcześniej określone siły (tu mrugnięcie - wiemy, jakie), gdy doszły do wniosku, że Komorowski przekroczył już wszelkie granice, przy czym granica śmieszności nie była granicą ostatnią, postanowiono go poświęcić. Uczyniono wszystko, co było w mocy (a wszyscy znamy te moce), by obywatelski Bronisław przegrał wybory. I obywatelski Bronisław, nieświadom swej obywatelskości, pomagał, jak tylko potrafił. Pozbyto się prezydenta, który mógłby być balastem. Pozbyły się go siły, złe wprawdzie, ale lepsze od bardziej złych, i posiadające bardziej wyrobioną wyobraźnię. Żeby kombinacja była szczytem doskonałości, postanowiono zastąpić Bronisława, który nie potrącał zakonnic w ciąży na skrzyżowaniach, Dudą. Bo przecież, drodzy miłośnicy zdrowego rozsądku chociażby w postaci szczątkowej, nie Kukizem! I nie dlatego, że Kukiz się nie nadawał do takiego scenariusza. Może się nadawał, tego nie wiem, nie wierzę jednak, żeby siły, które mogłyby wymyślić tak makiaweliczny plan, były aż tak naiwne, by uwierzyć, że mógłby on zdobyć ponad 50% głosów.

Podobnie wygląda tłumaczenie obecnych ataków na Dudę. Ktoś, coś, gdzieś, w jakimś ukrytym celu, bo wśród nich są gorsi i jeszcze gorsi, i ci gorsi umyślili sobie, że dzięki podobnej grze uratują, co się da, topiąc tych, którzy widocznie niczego ratować nie chcą albo ratować nie umieją. A gdy uratujemy, możemy nawet zostać konstruktywną opozycją. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest wskazywanie konkretnych osób, które miałyby być tymi gorszymi. Litości! Ci gorsi opuścili okręt dawno temu. Zostali wyłącznie jeszcze gorsi. Wśród nich są, oczywiście, mniej i bardziej rozgarnięci, ale to niczego nie zmienia.

Pytanie postawione w tytule tej notki można tłumaczyć w inny sposób. Zabrakło jadu, sprytu, medialnego wdzięku, siły (a to kastrowanie, a to walenie pięścią w stół), bezwzględności i dyktatorskiej mocy Tuska. I jego Wunderwaffe - Ostachowicza. Tudzież mniej rozpoznawalnych współautorów sukcesów wyborczych. Natomiast obecna imperatorowa, jej najbliższe, bliskie i dalsze otoczenie (słowem: tutti) to zwyczajni, żeby użyć najmniej ostrego określenia, nieudacznicy. Konsekwentnie uderzają w Dudę, nie zdając sobie sprawy, że popełniają harakiri. Część z nich, zgoda, ale przecież nie wszyscy. Ale nawet ta mniej rozgarnięta grupa nie chce przecież wylądować na politycznym śmietniku, a więc z radością przyjęłaby skuteczne rady. Najlepiej to udowadnia samo tknięte geniuszem Słońce Peru. Ono nie opuszczałoby Polski, gdyby istniał cień szansy na dalsze sukcesy. Przy czym dodajmy, żeby nie zrównać się poziomem z ministrem Nowakiem, że to samo widzieli jego co bardziej bystrzy towarzysze partyjni. Zresztą nie miejmy wątpliwości - ci, którzy ciągnęli wóz z Tuskiem, nadal w miarę możliwości służą swymi radami i swym doświadczeniem doktor Ewie.

O co więc chodzi? O kres możliwości. Oni po prostu inaczej nie mogą. Może nawet nie umieją (co dotyczy również czasów Tuska), ale przede wszystkim nie mogą. Ich metodą na rządzenie było "nierządzenie", a "nie rządząc" nie można odnosić prawdziwych sukcesów. Bo wyimaginowane sukcesy partia odnosiła zawsze, nikt nie może jej pod tym względem prześcignąć. "Nie rządząc" nie ma się o niczym pojęcia, co znaczy, że nie można zaoferować nic sensownego, że nie można prowadzić merytorycznej (nawet gdyby była bardzo ostra) kampanii wyborczej. Jest wyłącznie "Ostachowicz". I on przynosiłby sukcesy (nie łudźmy się, że mogłoby być inaczej), gdyby nieoczekiwanie ludzie nie przejrzeli. Gdyby żyło im się przynajmniej nieźle, grill i ciepła woda w kranie jeszcze długo święciłyby tryumfy. Gdy zaczęło się sypać, a zaczęło się, powtarzam raz jeszcze, za schyłkowego Tuska, nic już tego procesu zatrzymać nie było w stanie.

Oni po prostu nie mają innej możliwości. Wierzą, że uderzając w Dudę, jak kiedyś w Lecha Kaczyńskiego (nie powiedzieli przecież jeszcze ostatniego słowa), i tak przegrają, ale łudzą się, że tą jedyną metodą, którą znają i która im pozostała, zminimalizują rozmiary klęski.     

capa
O mnie capa

"Jestem jak harfa eolska, która wyda kilka pięknych dźwięków, ale nie zagra żadnej pieśni."

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka