capa capa
1212
BLOG

Rada Gabinetowa zwołana

capa capa Polityka Obserwuj notkę 14

Pałac Prezydencki. Prezydent otwiera Radę Gabinetową.

 

PREZYDENT:

Szanowna pani premier, panie i panowie ministrowie, witam państwa bardzo serdecznie na pierwszej zwołanej przeze mnie Radzie Gabinetowej. Spotykamy się dzisiaj na prośbę pani premier ...

PANI PREMIER:

O, ja bardzo przepraszam, panie prezydencie, ale ja nie prosiłam o zwołanie Rady Gabinetowej, ja jej zwołania kategorycznie zażądałam. Uczyniłam to, jak wszyscy wiecie, bo bardzo dbam o dobro Polski, o dobro nas wszystkich, by wszystkim żyło się lepiej, by mury pięły się do góry, by trawa rosła zielona. Teraz nie rośnie, bo nie ma deszczu, ale gdy deszcz spadnie, będzie rosła, swą zielenią pomaluje nam świat, tak, tak: Dwa plus jeden, słuchało się kiedyś, oj, słuchało, a ile się przy tym natańczyłam, aż nóg nie czułam, ale zawsze byłam szczęśliwa i wesoła. Ale teraz tak poważnie, panie prezydencie, bo zebraliśmy się tutaj, by dyskutować o rzeczach naprawdę poważnych, a nie o jakichś takich duperelach, że się tak kolokwialnie wyrażę, nie po premierowsku się wyrażę. Ja, panie prezydencie, całą siebie oddaję temu narodowi. Nie dosypiam, nie dojadam, ot, tyle, co w tym Pendolino, zaniedbuję rodzinę, ale się nie skarżę. Służę, bo służba nie drużba, jak mawiali nasi przodkowie. Nie oszczędzam się, panie prezydencie, co moi ministrowie mogą poświadczyć, bo i oni się przecież nie oszczędzają. I nie ubieram się w garnitury i krawaty, jak pan, o, nie. W trampkach chodzę, bo moje wizyty są wizytami roboczymi, co znaczy, że podczas nich ciężko pracuję. W trampkach chodzę, jak mówię, i w szercie albo w szorcie, nie, jednak w szercie, bo szorty to takie spodnie. W zwykłym szorcie, zapomniałam, że on jest ti, chodzę, nieraz tylko, żeby nie mówili, że stale w tym samym, zakładam jakąś koszulkę, ale zawsze taką niezobowiązującą. I jeżdżę, panie prezydencie, po Polsce, bo Polska jest Polską. Nie, jak pan, bo pan jeździ do innych krajów. Też jeździłam, bo taka to praca, ale teraz nie jeżdżę, bo Polska jest w potrzebie. Nie w ruinie, jak to pan i pański PiS wieszczycie. Tu, bo to sól naszej ziemi, sól ziemi czarnej, był nawet taki film. Wiem, Misiek, wiem, nie musisz mi przypominać. Od dziecka byłam kinomanką, jeszcze zanim zostałam lekarką. Jeżdżę i naprawiam, nie, źle mówię, to z tego ciągłego mówienia, nie naprawiam, bo nie ma czego naprawiać. Rozwijam. Słucham i pomagam. Bo tak trzeba. A pan jeździ po tych zagranicach i mówi. Żeby jeszcze pan nie mówił, ale pan mówi. I w dodatku zachowuje się pan mało profesjonalnie. Prezydent Komorowski jeździł i czytał z kartki, czasami z kartek, ale rzadko. I tak trzeba, tak czynią mężowie stanu. Z głowy to sobie można mówić na wiecu, dobrze mówię, Misiek? No, właśnie, na wiecu. Zamkniętym wiecu dla kamer. W polityce zagranicznej się czyta. Do czego ja tak właściwie zmierzam, bo zapomniałam?

MISIEK:

Do spraw zagranicznych właśnie, pani premier.

PANI PREMIER:

Tak myślałam. Chodzi o to, panie prezydencie, że musimy się w tej sprawie dogadać. Dla dobra Polski musimy zrobić dil albo ten, jak mu tam, dil łif, nie, jednak dil, bo tak dalej być nie może. Wyciągam do pana dłoń, drugi raz mogę tego nie zrobić, bo mam kobiece dłonie. I przychodzę tu z gałązką rozmarynu, bo, jak pan widzi, Grześka z nami nie ma. Nie wzięłam go ze sobą. Wzięłam tego młodzieńca, uroczego, obiecującego, pięknego ... Pięknego czy przystojnego, Misiek? Mniejsza z tym. To moja drużyna. Już wyjaśniam, o co chodzi, bo pan może jeszcze tego nie wie, ale wy wiecie doskonale, że w wyjaśnianiu jestem dobra. Chodzi o to, że musi pan przestać wyjeżdżać, niech pan siedzi w pałacu, jeździć będzie Trzaskowski, ma chłop łeb, a jak wróci, panu opowie. Jak ten żołnierz, co to zarzuca broń na ramię, nie mówi, a jak wraca, to powie. Nie wszystko, ale co trzeba, powie. To jak panie prezydencie, panie Andrzeju drogi, dil?

PREZYDENT (przygnieciony argumentacją zmniejszył się do pół Dudy):

Pani premier, czy pani się dobrze czuje?

PANI PREMIER:

No, pewnie, mogę zaświadczyć, przecież jestem lekarzem, ale nie o to w tej chwili chodzi. Proszę mi nie przerywać, to szybciej skończymy. Następna sprawa. Siemoniaka, jak pan widzi, też z nami nie ma. Postanowiłam być jak Donald. Ruki pa ściegach! I został w domu. Od dziś żadnych kontaktów z wojskiem, panie prezydencie. I z Siemoniakiem też. Wojsko ma być apolityczne, ja też do wojska nie chodzę, pan też nie powinien. Oni sami wiedzą najlepiej, co robić. Raz na rok może pan, jak to się mówi, Misiek? Wiem, wiem, może pan przyjąć defiladę, ale bez zabierania głosu. Przecież, panie Andrzeju, tak między nami, żołnierze i tak nie słuchają przemówień, nudzą się. No, to ja bym ...

MISIEK (półgłosem, czyli półtuskiem):

Orędzia.

PANI PREMIER:

Orędzia? A, właśnie. Panie prezydencie, to nie jest zamach pałacowy ...

RADA MINISTRÓW:

Ihahahahahaha.

PANI PREMIER:

Basta, basta, jak mówił baryton. Nie możemy przecież panu zabraniać publicznego zabierania głosu, bo jeszcze nasi sojusznicy pomyślą, że stracił pan głos.

RADA MINISTRÓW:

Ihahahahaha.

PANI PREMIER:

Sama to wymyśliłam. Jeszcze w Pendolino. Ale do rzeczy, bo czas leci. Może pan mówić publicznie, ale primo: czytając z kartki, po drugie: muszę wcześniej dostać pańskie wystąpienie do wglądu. Przeczytam, coś tam naniosę, coś skreślę, ewentualnie odrobinkę, proszę się nie niepokoić, sama też nigdy nie lubiłam cenzury, odeślę i może pan czytać do woli. Ale gdyby pan chciał coś powiedzieć w swojej Kancelarii, bez kamer, to nie, to proszę bardzo, może pan mówić, ile tylko zechce. I nawet bez kartki. Sam pan widzi, że nie dążymy do konfrontacji, chcę prawdziwej, europejskiej kapitulacji.

MISIEK:

Koabitacji.

PANI PREMIER:

A ja jak powiedziałam? Kapitulacji? Jak się tyle mówi, zawsze się można przejęzyczyć. Nikt nie jest doskonały. Mam jeszcze prośbę. Widzi pan, Polska potrzebuje zgody, o czym, zdaje się już mówiłam, ale o ważnych sprawach nigdy dość. Sam pan deklarował, że chce być prezydentem wszystkich Polaków. Prawda? Nie może być pan jedynie prezydentem wszystkich pisowców, to po prostu nie wypada. Proszę udowodnić, że nie rzuca pan słów na wiatr, chociaż pan trochę rzuca, ale już nie będę do tego wracać. Od czasu do czasu, fromtufrom, czy jak to tam się mówi, niech pan powie, że popiera rząd, że rząd podziwia, że życzy mu sukcesu. Chociażby umiarkowanego. Misiek to może panu napisać, a pan tylko przeczyta. Dobra, idziemy, bo jeszcze wieczorem muszę być w fabryce, zapomniałam jakiej, a Pendolino przecież nie czeka. Nawet na mnie. W takim razie żegnam pana, panie prezydencie, mamy dil. Żegnam, kochani, idziemy. Gęsiego, jakiś porządek w końcu musi być.

PREZYDENT (jedna trzecia Dudy):

Pani premier ...

PANI PREMIER:

Proszę nas nie odprowadzać, musimy dbać o pana kondycję. Do zobaczenia.

PANI PREMIER (na stronie):

Niech mi teraz Donek powie, że nie mam drygu.

capa
O mnie capa

"Jestem jak harfa eolska, która wyda kilka pięknych dźwięków, ale nie zagra żadnej pieśni."

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka