kiedy już nie wytrzymuję bólu muszę krzyczeć
najpierw unisono jak mnisi buddyjscy
om mani padme hum
om mani padme hum
przychodzi chwilowe odrętwienie
krew dopływa do najmniejszych naczyń włosowatych
białe cząstki krwi pożerają martwicę
zaczynam odczuwać
pod powiekami pojawiają się czerwone krajobrazy marsa
w głębi Przestrzeni są dalsze obiekty
spostrzegam cztery księżyce Jowisza
przecudnie utkane z pyłów pierścienie Saturna
na Enceladusie wybucha wulkan c2h5oh
po pierwszym nie zakąszam odzywa się wołodia wysocki
i wtóruje mu marek hłasko
pewna poetka karmi zbłąkane gołębie na skrzyżowaniu
wiatru od morza i zaradności dawnych inteligentów
ale już nadpływa obłokiem pyłu kometarnego
następna fala bólu
przenika ręce wznoszone ku zagładzie faraona
słup ognia pożera stopy
jak u daniela z brązu srebra i złota
wytapia się z tego stop stygnący dźwiękiem
finału IX symfonii Ludviga van Beethovena
ból płynie z wiatrem słonecznym
buduje moją własną heliosferę
na najbliższej gwieździe Proxima Centauri
urpianie dokonują odkrycia istoty mojego krzyku
opowiedziałem wam jak zaczyna się jego stwarzanie
14.03.2012