czester czester
28
BLOG

Mariuszek

czester czester Kultura Obserwuj notkę 0

Ale to on przecież był pies na baby, to na niego wszystkie leciały, ja byłem szarakiem, nie wartym zapamiętania, budzącym śmiech w swoich godach, a raczej przymiarkach do godów. Jeżeli już się chwaliłem jakimś osiągnięciem w sprawach intymnych, jeżeli już byłem na tyle wstawiony by dozmyślać trzy czwarte historyjki, a na tyle trzeźwy, by ubrać to w formę, która świadczyła o prawdziwości wypowiedzianych słów, to najgorsze było to, że wszyscy mi wierzyli. A jeszcze gorsze to, że Mariuszek to potwierdzał. A że jemu każdy ufał, szybko stałem się legendą, mitem potwornym, świętym defloratorem, pogromcą serc niewieścich. Czasami nie wytrzymywałem, wtrącałem coś, by uzmysłowić, że to nieprawda, że wszyscy kłamią, że ja żaden Don Juan, tylko zwykły nieudacznik, śmiertelnik i po prostu łgarz. Ale nikt nie traktował mnie poważnie, mówili tylko, żebym się nie wygłupiał. Musiałem im się wydawać swój chłop, nie dość, że ulubieniec bab, to do tego skromny. I tak to właśnie nastąpiło sprzężenie zwrotne, że zamiast wyplątać się, to coraz bardziej zapadałem się w tą bezpruderyjną maź komplementów. No i w końcu znak firmowy mężczyzn- próżność znaczy się, dał o sobie znać; wtedy dopadła mnie, i niestety nigdy już nie puściła.
I teraz to właśnie on, Mariuszek, niekwestionowany car flirtu, miał mi pomóc, mnie, temu samozwańcowi. Ale miał obowiązek, bo to przecież przez jego słowa po części stałem się tak kurewsko sławny w szeregach cycatego wroga.

******************************

Siedzieliśmy wtedy w którejś kafejce pod parasolami na deptaku. Było tak cholernie upalnie i duszno, tak obrzydliwie gorąco, że nawet gimnazjalne pannice przestały chadzać w tą i z powrotem, co zwykły robić na okrągło. Nie było wiatru. Nie było nawet wietrzyka. Podobno kiedyś, bardzo dawno temu, jak jeszcze nie wymyślono klimatyzacji, wielcy świata afrykańskiego płacili każdy pieniądz architektowi, który umiał przy pomocy załamań brył, specjalnego ułożenia budynku, czy też strategicznego rozmieszczenia otworów spowodować wiatr w takim pałacu.
Był wart każdej ceny. Teraz też miałem ochotę na mały, chociaż malusieńki powiew. Ale nic się nie działo. Ludzie siedzieli pod tymi firmowymi parasolami, pili bąbelkowaną wodę, palili mentole, odzywali się sporadycznie, a jak już to robili, to tylko po to, by wyrazić swój stosunek do takiej pogody. Byli nieruchomi i nieruchawi, porozkładani na tych wiklinowych krzesłach, ocierali sobie pot nie tylko z czoła, ale także z każdego innego miejsca na ich miejskich cielskach. Co ciekawe, oczy mieli zwrócone ku niebu, jakby prowadzili zaciekłe konwersacje z Panem, przeklinając po trochu, ale przede wszystkim błagając o zmiłowanie. Ale Pan Bóg nie zwracał na nich uwagi, nie plątał się w te ludzkie zachcianki. Sam nie wiem po co siedzieliśmy z tymi utracjuszami, ale było nam przyjemnie rozmawiać w taką pogodę, kiedy ten cały świszczący bełkot ludzi zamarł. Nawet co jakiś czas zwracaliśmy swoje oczy w kierunku jakiejś niemiłosiernie cierpiącej panienki, z ogromną ciekawością obserwując tor ruchu małej kropelki, tak sympatycznie ześlizgującej się po kształtnym cycku. Z taką lubością wpatrywaliśmy się w te rozchylone usteczka, ten grymas rozkoszy i bólu działał na nas całkiem pozytywnie. Tak, przyroda ukazywała nam swoje piękno, więc nie odchodziliśmy, tylko dosłownie stapialiśmy się z tłumem, zlewali, rozpuszczali. I tak byłby pewnie trwał ten trans, początki halucynacji związanej z tym piekiełkiem powoli nadchodziły, gdyby nie dziewczyna śmiało krocząca środkiem deptaka. Na początku usłyszeliśmy stukot jej obcasów, niczym brawa przed koncertem, niczym werble zapowiadające coś niezwykłego. Rzeczywiście, było to coś niezwykłego. Miała na sobie niebieską, zwiewną sukienkę, swoją lekkością nieprzeciętnie pasującą do niej, nie tylko do oczu, ale także do tych chybotliwych, ale w pełni kontrolowanych ruchów, do zgrabnych piersiątek, pewności siebie, którą emitowała. To, że była jakąś półblondynką, wcale mi nie przeszkadzało, wręcz kusiło. Nigdy nie lubiłem blondynek, nigdy się nimi nie interesowałem, ani one mną się nie interesowały, ale ta była na tyle nieblondynkowata, na tyle perwersyjna i niezwykła, że rozważałem przez krótką chwilę szybkie oświadczyny lub małe uprowadzenie. Była tylko jedna niepokojąca rzecz, zbyt pewna była swojej urody i wielkości, swojego miłościwego panowania pośród tych wszystkich samic w okolicy.
-Daj spokój- usłyszałem w końcu od Mariuszka, to krótkie przywrócenie do normalności było jeszcze bardziej oszołamiające niż cały ten spektakl, zwłaszcza, że to właśnie on powinien wysunąć szybki komentarz na jej temat, rzucić jakąś punktacją, podziwiać ze mną to boskie ciało, a nie zachowywać się jak jakaś przyzwoitka. Nie zrozumiałem, spojrzałem na niego z nie udawaną złością, która szybko przeistoczyła się w zdziwienie, następnie w zakłopotanie.
-Daj spokój. I nie patrz tak na mnie.
Potem zaciągnął się wyuzdanie papierosem, jak w jakimś miernym filmie z twardzielami i dla twardzieli.
-Ale o co ci kurwa chodzi?- musiałem coś powiedzieć, żeby to z niego wyciągnąć, tą niezrozumiałą ignorancję, by nie zamilkł na długo, żeby sobie nie pomyślał, że później lepiej by mi było powiedzieć, jak lubił robić, doprowadzając mnie do białej gorączki- no o co ci chodzi?
-Słuchaj, takie kobiety na początku gryzą, dopiero później szczekają.
-Ty to chyba miałeś trudne dzieciństwo
Zaśmiał się. Ja też. Lubił tandetę, lubił nią żonglować, ale tym razem przesadził

 

---------------------------------------------------------------------------------------------

Ciąg dalszy nastąpi (chyba) 

czester
O mnie czester

Jestem nieznośny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura